W pierwszej części relacji z wyprawy skiturowej do Bośni i Hercegowiny mogliście przeczytać o wejściach na szczyty w okolicach wioski Tušila: Džamiję, Vito, Veliko Brdo i Bjelašnicę. Ostatnie cztery dni wyjazdu także obfitowały w ciekawe cele [Redakcja].
Wyruszamy pod Everest i do Gokyo. Jednym z najpiękniejszych i dlatego najbardziej popularnych szlaków trekkingowych w górach wysokich. Szlakiem, na którym masowa turystyka idzie w parze z wielusetletnią tradycją. Tam zobaczymy, jak ludzie w małych wioskach orzą pole wołami lub sami ciągną pług po kamienistej ziemi, a turyści lecą helikopterem na kawę z widokiem na Ama Dablam czy Lhotse. Będziemy świadkami kontrastów, zmian, ale też niesamowitych widoków górskich.
Rejon Hali Gąsienicowej to taka skialpinistyczna pigułka. Uwaga narciarzy koncentruje się wokół Kościelców, Świnicy, Granatów i fragmentu grani Orlej Perci. Obszar nieduży, a znajdziemy tu wszystko, czego można oczekiwać od narciarstwa wysokogórskiego: łatwe zjazdy treningowe, klasyczne strome żleby, urozmaicone ekstremalne linie. Nieco subiektywnie przedstawiam najciekawsze z nich.
Na Filar Świnicy wybraliśmy się trochę na wariackich papierach. Co tu dużo mówić – budzik nie zadzwonił, droga się dłużyła… Szczególnie że startowaliśmy z Zakopanego, więc wiecie, jak jest. Jednak szkoda było rezygnować, na dodatek mieliśmy też opcję wycofu na szlak. Pal licho – próbujemy!
Organizatorzy wytrzymałościowych zawodów na świecie potrafią wymyślić takie nazwy, żeby przynajmniej nie stresować uczestników: ultra-tur-coś-tam, endurans ran albo inny adwenczer rejs. Jest więc miło, przynajmniej podczas zapisów, no i może jakiś czas później, gdy ochłoniemy po szczęśliwym dotarciu na metę. U nas w kraju obowiązuje nieco bardziej bezkompromisowa stylistyka. Tak, szczypta dramatyzmu nikomu jeszcze nie zaszkodziła, mamy więc Kierat czy Bieg Rzeźnika...
29 listopada 2024 roku Tomasz Bryl i Ryszard Pawłowski stanęli na szczycie Ojos del Salado. W ten sposób jako pierwsi Polacy skompletowali Wulkaniczną Koronę Ziemi – weszli na najwyższe wulkany wszystkich kontynentów.
O odkrywaniu nieznanego, jakim niemal pół wieku temu były zimowe ośmiotysięczniki, i niezwykłej wyprawie, która zapoczątkowała złoty okres w dziejach polskiego himalaizmu, opowiada WALEK FIUT.
O złotej erze polskich wypraw w góry wysokie, wspinaczkach z czołowymi postaciami krajowego środowiska alpinistycznego i przygodach w starym dobrym stylu – gdy bycie twardym zastępowało sprzętowe niedobory – opowiada WALENTY FIUT.
Wytyczanie nowych dróg w stylu alpejskim to crème de la crème współczesnego himalaizmu. Zadanie jest niełatwe z kilku względów: wymagającej logistyki, niepewnych warunków i konieczności bycia samowystarczalnym. To zupełnie inny typ przygody niż stanie w kolejce pod ośmiotysięcznikiem na drodze normalnej, czy choćby ambitne wspinanie, ale w leżących bliżej cywilizacji górach, gdzie w razie wypadku można liczyć na helikopter. I właśnie takim, odzwierciedlającym aktualne sportowe trendy przejściem jest nowa polska linia na Kyajo Ri, wytyczona jesienią ubiegłego roku.