Zawsze zaliczałem się do ludzi, których umownie nazywa się „Tatrami urzeczeni”. […] Wiąże się z tym w jakiś sposób sprawa Filara Kazalnicy. Droga ta nie była dla mnie wyzwaniem w tym sensie, że coś jest trudne i trzeba to przejść. Dla mnie był to problem, który tkwił głęboko w świadomości… Był gdzieś wokół mnie, krążył wokół niego ten mityczny czarny motyl – bo […] wielu z tych, którzy walczyli o Filar, nie ma już wśród nas. To jakieś tam podzwonne kapliczki straceńców… I oceniam, że Filar funkcjonuje dziś w opinii na tej metaforycznej płaszczyźnie, związanej z naszymi uczuciami, miłością do gór, pewną symboliką tatrzańską, z tym, że to jest rzeczywiście jakaś nieprawdopodobnie trudna droga, która była i jest przełomem. Funkcjonuje to w pewnej trudno uchwytnej warstwie symbolicznej.