Wspinanie na Madagaskarze
O egzotycznym wspinaniu wśród ziomków króla Juliana z GABRIELEM KORBIELEM i IDĄ KUPŚ rozmawia ANDRZEJ MIREK.
O egzotycznym wspinaniu wśród ziomków króla Juliana z GABRIELEM KORBIELEM i IDĄ KUPŚ rozmawia ANDRZEJ MIREK.
O roli, jaką dopasowanie charakterów i siła spokoju odgrywają w kilkunastodniowym wspinaniu w stylu alpejskim, z MAĆKIEM BEDREJCZUKIEM, PAWŁEM KARCZMARCZYKIEM i PIOTRKIEM SUŁOWSKIM rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Zanim zacznę wyliczać najlepszych, pozwolę sobie zastrzec, że nie będę wspominał o wynikach stricte sportowych. Nie śledzę tej dziedziny na tyle uważnie, by wskazać najbardziej wartościowe osiągnięcia, dlatego skupię się na działalności w górach. Wspinanie to sport niewymierny i bardzo trudno dokonać arbitralnego wyboru przejścia, które bezdyskusyjnie można określić mianem „naj”. W minionym roku było to wyjątkowo trudne, gdyż trzy dokonania zrobiły na mnie szczególne wrażenie.
O ewolucji medycyny górskiej w strukturze TOPR, rozwoju zagadnień związanych z ratownictwem lawinowym i o sukcesach w leczeniu hipotermii z dr. hab. n. med. SYLWERIUSZEM KOSIŃSKIM, lekarzem TOPR, rozmawia TOMASZ BIERNACKI.
W 2018 roku, gdy Caroline była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem, zdecydowaliśmy się na wyjazd wspinaczkowy o proekologicznym charakterze. Za cel obraliśmy wspaniały Park Narodowy Ordesa w Hiszpanii i znajdującą się w nim El Ojo Critico – 10-wyciągową, kruchą drogę o trudnościach 8a. Jako że linia otwarta została w etycznie bezkompromisowym stylu, w podobny sposób chcieliśmy podejść do całego wyjazdu i zamiast auta czy samolotu postawiliśmy na pociąg i rower górski.
O bardzo motywującej tęsknocie za górami, narciarskiej ścieżce rozwoju – wiodącej od młodzieńczego freestyle’u przez dojrzewający freeride po technicznie zaawansowane skitury – oraz o dychotomii specjalizacji i wielozadaniowości z JANUSZEM BOROWCEM rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Z archiwum Muzeum Tatrzańskiego
W naszej wędrówce po dawnych Tatrach i nieistniejących już obiektach turystycznych przedstawiam wysokogórskie schronisko PTT im. Leopolda i Mieczysława Świerzów, w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. W czasach międzywojennej turystyki tatrzańskiej było ono miejscem bardzo znanym, modnym i chętnie odwiedzanym latem, a zwłaszcza wiosną.
Na prośbę redakcji GÓR, aby zaproponować zimowe drogi tatrzańskie dla wspinaczy o różnym stopniu zaawansowania, postanowiłem wytypować trzy linie autorstwa jednego z największych wizjonerów taternictwa – Wiesława Stanisławskiego.
Ponad 600 kilometrów, pięć tygodni wyczerpującej wędrówki, dwóch ludzi, jedna wyprawa i jeden cel. Wszystko to, by podążyć drogą, którą rzadko obiera człowiek – przez lądolód Grenlandii, ogromną przestrzeń na krańcu świata.
Południe. Dno doliny rozgrzane jak piec, wiatr szlifuje asfalt kłębami kurzu. Wpadam do sklepu, jest tam klimatyzacja, zimny kefir, schłodzone owoce. Potes jest głośne. Turyści łażą z knajpy do knajpy. Rodziny wypychają z supermarketów pełne koszyki. Kupuję czapkę (bo swoją zgubiłam przedwczoraj) i grube, wełniane skarpety (wyrzucam te, w których przyszłam od Morza Śródziemnego). Buty są luźne, stopa lata mi wewnątrz, a Picos to wysokie góry – w grubych skarpetach czuję się pewniej.
Polacy mają swoją Grupę Młodzieżową, a Brytyjczycy – Young Alpinist Group. Tim Exley, jeden z najbardziej aktywnych członków tej organizacji, pojawi się w tym roku na festiwalu w Lądku-Zdroju. W trakcie swojej prelekcji opowie także o pierwszej poważnej wyprawie brytyjskich młodych gniewnych w góry najwyższe, którą poniżej opisuje jego kolega z zespołu.
O istocie wspinania lodowego, nauce wyciąganej z błędów popełnianych na zawodach i udanym sezonie startów z OLGĄ KOSEK rozmawia ANDRZEJ MIREK.
GR 109 prowadzi przez całą Asturię, od Panes przy granicy Kantabrii do Santa Eulalia de Oscos przy Galicji. Ma zalety: to 606 kilometrów dzikich ścieżek i dróg, po których nikt zupełnie nie chodzi. I wady: omija trzy wspaniałe masywy Gór Kantabryjskich: Picos de Europa (pisałam o nich w poprzednim numerze GÓR), Las Ubiñas-La Mesa i Somiedo. Żeby je obejrzeć, musiałam zboczyć bez znaków. Trafiłam tam w sierpniu zeszłego roku, idąc górami od Morza Śródziemnego do Atlantyku.
W pewien bożonarodzeniowy poranek – musiałem mieć wtedy około 16 lat – zarzuciłem na plecy nowiutki kraszpad i ruszyłem w kierunku najbliższego kawałka skały, ukrytego w lesie nieopodal domu. Pstrokate okropności, jakie zwykli do tej pory nosić wspinacze, zamieniłem na pachnące nowością, niemalże lśniące białe spodnie. W podskokach zmierzałem do Jackson Tor pewien, że to właśnie ten dzień. Pięć minut wcześniej skończyłem oglądać Stick It – świeżutki film o prężnie działającym brytyjskim środowisku bulderowym i zainspirowany wyczynami moich idoli z ekranu nie mogłem się doczekać konfrontacji z własnym projektem. Tamtego dnia czułem, że nic nie będzie w stanie mnie zatrzymać!
Broad Peak po raz pierwszy w zimie
„W każdym wielkim przedsięwzięciu jest się zawsze zmuszonym pozostawić jakąś cząstkę przypadkowi”. Formułując tę myśl, Napoleon miał z pewnością na uwadze wojnę i politykę, mnie zaś zadziwia, jak bardzo słowa te pasują do himalaizmu. Umiejętności, siła, wytrzymałość, doświadczenie, determinacja i szczęście, to prawie wszystko czego potrzebuje alpinista, by doczekać pogodnej starości. Reszta do tego „prawie” pozostaje właśnie w gestii przypadku, zbiegu okoliczności, zrządzenia losu czy jak jeszcze byśmy tego nie nazwali.
W opublikowanym w poprzednich numerach GÓR dwuodcinkowym artykule wyjaśniłem, że kluczem do skutecznej regeneracji jest nie specjalna technika ćwiczeń, wyszukana dieta czy suplementacja, ale nauka rozpoznania swoich prawdziwych potrzeb, wynikających z funkcji układu nerwowego. Poznaliśmy też sześć skutecznych strategii związanych z planowaniem, sposobem myślenia, oddechem i innymi metodami kategoryzowanymi najczęściej jako coachingowo-psychologiczne. W praktyce pomagają nam one w samoregulacji i są krokiem ku wewnętrznej dyscyplinie. Ich skuteczność związana jest z ogromnym wpływem na neurotransmitery.
Wysoka (2559 m) to piąty co do wysokości szczyt Tatr, Rysy (2503 m) – dziewiąty, a Ganek (2465 m) – dwunasty. Ale co tam ranking. Istotne, że nawet jeśli nie jesteśmy wspinaczkowymi wyczynowcami, a jedynie wspinającymi się turystami, na wszystkie te szczyty możemy wejść w ciągu jednego dnia.
Zawsze zaliczałem się do ludzi, których umownie nazywa się „Tatrami urzeczeni”. […] Wiąże się z tym w jakiś sposób sprawa Filara Kazalnicy. Droga ta nie była dla mnie wyzwaniem w tym sensie, że coś jest trudne i trzeba to przejść. Dla mnie był to problem, który tkwił głęboko w świadomości… Był gdzieś wokół mnie, krążył wokół niego ten mityczny czarny motyl – bo […] wielu z tych, którzy walczyli o Filar, nie ma już wśród nas. To jakieś tam podzwonne kapliczki straceńców… I oceniam, że Filar funkcjonuje dziś w opinii na tej metaforycznej płaszczyźnie, związanej z naszymi uczuciami, miłością do gór, pewną symboliką tatrzańską, z tym, że to jest rzeczywiście jakaś nieprawdopodobnie trudna droga, która była i jest przełomem. Funkcjonuje to w pewnej trudno uchwytnej warstwie symbolicznej.
O zaskakującej różnorodności polskich gór, potrzebie wsłuchiwania się w ciszę, umiejętności psychicznego oswajania trudnych do wyobrażenia wyzwań i przebywania samemu ze sobą z ŁUKASZEM SUPERGANEM rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Piza. Bieg na stację. Za późno na pośpieszny do Ventimiglii, a myśleliśmy o Alpach Nadmorskich. Pociąg do Livorno, zbyt wolny, żeby zdążyć na prom. Dwóch pijanych Polaków w drzwiach zabytkowego dworca. Ciemne uliczki, wilgotny upał, labirynt prowadzących donikąd dróg i zamknięte drzwi do Decathlonu (nici z gazu…). – Może wolelibyście na Sardynię? – pyta kobieta w porcie. – Prom na nią jest tu, a do Bastii wciąż na Korsyce. Wieje, nie dostał zezwolenia na wyjście z portu. Zanim się zdecyduję, José płaci za dwa bilety do Bastii na nie wiadomo kiedy – mamy miesiąc, nie spieszy się nam.