Zygzakiem przez Picos De Europa
Południe. Dno doliny rozgrzane jak piec, wiatr szlifuje asfalt kłębami kurzu. Wpadam do sklepu, jest tam klimatyzacja, zimny kefir, schłodzone owoce. Potes jest głośne. Turyści łażą z knajpy do knajpy. Rodziny wypychają z supermarketów pełne koszyki. Kupuję czapkę (bo swoją zgubiłam przedwczoraj) i grube, wełniane skarpety (wyrzucam te, w których przyszłam od Morza Śródziemnego). Buty są luźne, stopa lata mi wewnątrz, a Picos to wysokie góry – w grubych skarpetach czuję się pewniej.