...„Indianin zostawia ślady tylko wtedy, gdy sobie tego życzy, jeśli nie chce być odnaleziony, możesz przejść obok niego i go nie spostrzeżesz”.
W tym roku, włoską markę produkującą obuwie górskie ASOLO, oraz firmę SUMMIT, wspierać będzie swoim doświadczeniem, pomysłami, wreszcie nietuzinkowym spojrzeniem na współczesny outdoor – Łukasz Tulej.
Łukasz, z wykształcenia socjolog, z zamiłowania przyrodnik i podróżnik, to były pracownik korporacji, który w pewnym momencie postanowił zmienić swoje życie, być może idąc za myślą niezastąpionego Ryszard Kapuścińskiego iż, „...w pewnych momentach życia, zaczynamy je czytać od nowa”. To odczytywanie, czytanie „de novo” od nowa, w przypadku Łukasza, wiązało się z nowymi wyzwaniami, przełamaniem wewnętrznych barier, porzuceniem rutyny.
Przemierzył rowerem pustynie Jordanii, konno przemierzył góry Mongolii. Jest instruktorem survivalu. Jak sam mówi, ma potrzebę niesienia kaganka edukacji i chce pomóc innym odnaleźć siebie, żyć pełniej. I dodaje, że to właśnie "życie w outdoorze pozwała ludziom odkryć pewne rzeczy".
W tym roku postanowił spełnić swoje kolejne marzenie, a mianowicie, założyć pierwszą szkołę survivalu w Peru.
ŁT: Do Peru wróciłem, bo urzekło mnie swoją dzikością, odmiennością, różnorodnością kulturową oraz bogactwem przyrody. Ponadto był to region, który wyśniłem w dzieciństwie i nie myślałem, że kiedykolwiek znajdę się w takim miejscu. Jak się okazuje, jeśli tylko zamienić marzenia na plany – wszystko staje się możliwe. Także szkoła przetrwania z prawdziwymi Indianami, dżunglą, jej fauną i florą, dzikimi potokami i nieodkrytymi wodospadami, po prostu wpisywała się w moją wizję. Detale przeżycia w polskim i peruwiańskim lesie, różnią się znacznie, natomiast same pryncypia sztuki przetrwania pozostają te same. Tu w Polsce jestem instruktorem, tam w Peru małym chłopcem, poznającym od nowa świat, odtajniany stopniowo przez plemię Machiguenga. Wyprawa trwała ok miesiąc, z czego transport trwał niemal trzecią część tego czasu. Pojechała ze mną Monika Lasek, dziewczyna twarda i zmotywowana do działania - taki kompan i w podróży, i w pracy, na którym można polegać. Naszym celem było założenie szkoły przerwania i urozmaicenie oferty turystycznej w Cuzco, a konieczne było zrealizowanie i opracowanie każdego detalu takiego przedsięwzięcia: od szkolenia kadry, przez transport, po ulotki w agencjach.
Zadanie zrealizowaliśmy nie bez radości, bo samo przebywanie w selvie było szkołą przetrwania . Kursy mają miejsce nieopodal wioski Koribeni, pośród gęstej roślinności i trzech spektakularnych leśnych wodospadów. O podejściu Indian do pracy w naszym europejskim znaczeniu nie wspomnę, bo to remat na książkę, ale to cudowni ludzie.
Krajobrazy Peru pełne są kontrastów. Zachodnie Peru to 2000 tys. km żwirowych i piaszczystych plaż, w centralnej części kraju krajobraz zmienia się nie do poznania, pomiędzy wybrzeżem a basenem Amazonii, wyrastają potężne, sięgające 6000 tys. m n.p.m, wierzchołki Andów, na wschodzie kraju następuje zaskakująca zmiana krajobrazu, zaczynają się rozpościerać niezmierzone połacie tropikalnego lasu.
ŁT: Moje Peru, to do którego wracać będę, to przede wszystkim selva – nie tylko ta „płaska”, także ta która porasta wschodnie zbocza Andów. „Dziki zielony raj”, pełen życia, dosłownie w każdym centymetrze sześciennym przestrzeni. Mrówki wielkie jak palec dziecka, kilkunastocentymetrowe insekty, komary, węże, trujące płazy, ciernie na drzewach, glina oblepiająca buty, parówa taka, że pot zalewa brwi i krople padają na rzęsy niemal non-stop – to tylko niektóre elementy utrudniające przemieszczanie się w regionie który mnie ciągnie.
Z drugiej strony medalu znajdą się kolorowe papugi, wiszące gniazda Paukarów, zatrzęsienie jadalnych roślin, picie prosto z liany, chłodna woda w strumieniu, dzikie wodospady, zapomniane ruiny i zieleń wśród zieleni… Całego piękna nie wymienię, nie opiszę - poeci mają kłopot z oddaniem emocji, a co dopiero zwykły człowiek.
Żeby tam być wiele mieć nie trzeba. Gdy porównałem moje skromne wyposażenie, z ekwipunkiem myśliwych, z którymi żyłem jak z rodziną, to doszedłem do wniosku, że selva daje wszystko. Oczywiście przydadzą się dobre buty trekingowe, „wiecznie mokre”, bo w dżungli sucho jest tylko blisko ognia lub w korytach rzek na słońcu. Gumowa podeszwa to podstawa, większość tras najlepiej pokonywać po śliskich kamieniach potoków, idąc lasem trzeba często wspomagać się maczetą, a tu każdy ruch to męka.
Dla białego o delikatnym żołądku polecam filtr katadynowy, dla zminimalizowania ryzyka zatrucia – wody w dżungli jest dużo, tylko rzadko nadaje się ona do picia bezpośrednio z ujęcia. Nocować można na oczyszczonej ziemi, więc karimata i lekki śpiwór wystarczą. Co ciekawe tubylcy używają również namiotów, zakupionych lub własnoręcznie zrobionych. Gdyby jednak odrzucić maksymalnie sprzęt, to najbardziej wszechstronnym narzędziem jest zwykła maczeta – można nią zbudować całe gospodarstwo ludzkie, zdobyć pożywienie i wytworzyć kolejne narzędzia. Co ciekawe, dla białego człowieka jest to osiągalne.
Więcej informacji o wyprawie, zapewne uzyskamy od Łukasza już wkrótce, podczas audycji radowych i wywiadów prasowych z jego udziałem.
Tekst : „SUMMIT” wspierany przez ŁUKASZA TULEJA