facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2009-05-20
 

Wspinaczka na Tehuelche w Patagonii

Zaprzyjaźniony z naszym Magazynem, znany słoweński wspinacz i przewodnik górski Boris Lorenčič, przesłał nam informacje o zakończonej sukcesem swojej wspinaczce na Fitz Royu.
W ostatnim numerze Gór zamieściliśmy obszerną i bardzo szczegółową (prawdopodobnie nie ma aktualnie niczego podobnego na świecie) monografię niezwykłego rejonu, jakim jest Patagonia. Myślę, że niejeden z naszych czytelników po przeczytaniu tego materiału zapragnął w to miejsce pojechać...

Co roku na całym świecie takich wspinaczy jest coraz więcej. Także w tym sezonie, który swą kulminację miał na przełomie stycznia i lutego, pod te niesamowite turnie z zamiarem realizacji wspinaczkowych marzeń zjechała się wspinaczkowa brać z całego świata.

Niestety pogoda nie dopisała, co na swojej skórze odczuł między innymi Marcin Tomaszewski, który bezskutecznie próbował samotnie zdobyć najpierw Fitz Roya, a potem Aquja Poincenot (więcej na temat przygód Marcina przeczytacie na jego blogu w serwisie GORYonline.

Niektórzy mieli jednak trochę więcej szczęścia!


Na szczycie. Fot. arch. Boris Lorenčič

Zaprzyjaźniony z naszym Magazynem, znany słoweński wspinacz i przewodnik górski Boris Lorenčič, przesłał nam informacje o zakończonej sukcesem swojej wspinaczce na Fitz Royu. Jego partnerem podczas ponad pięciotygodniowego pobytu w Patagonii był inny słoweński przewodnik Urban Ažman. Głównym celem ich wyjazdu było pierwsze powtórzenie znajdującej się na północnej ścianie Fitz Roya drogi Tehuelche 6b +, A2, 1300 m.

Linia ta została wytyczona w stylu oblężniczym z użyciem lin poręczowych w 1986 roku przez włoski zespół w składzie: Carlo Barbolini, Mássimo Bonsi, Mauro Petronio, Angelo Pozzi, Mauro Rontini i Marco Sterni. Niestety fatalna pogoda (silny wiatr) sprawiły, iż włoski zespół zawrócił na sto metrów przed szczytem bez jego zdobycia.

Pierwszym, i jak dotąd prawdopodobnie jedynym powtórzeniem tej drogi, tym razem już do szczytu, była wspinaczka z 9 grudnia 1996 roku, kiedy to zespół w składzie: Rolando Garibotti (bezsprzecznie jeden z największych ekspertów, jeśli chodzi o wspinanie w Patagonii) oraz Doug Byerly pokonali drogę w czasie trwającej 33 godziny akcji non-stop.

Nazwa Tehuelche miała upamiętniać indiańskie plemię Tehuelche, rodowitych mieszkańców tej niesamowitej krainy.

Tegoroczna wizyta w Patagonii nie była pierwszą dla zespołu słoweńskiego. W 2006 roku dokonali oni trzeciego powtórzenia (do szczytu) jednej z najdłuższych dróg na Fitz Royu, czyli Drogi Słowackiej VII A0 (po uklasycznieniu w 1998 roku przez brytyjski zespół w składzie Kevin Thaw, Alan Muilinr wycena brzmi 5.11), 2300 m. To jeszcze podczas tej wspinaczki powstał w ich głowach pomysł powrotu na Tehuelche.

Słoweńcy pojawili się w El Chalten 10 stycznia. Niebo było bezchmurne. Ponieważ prognozy zapowiadały, iż następne dwa dni również będą doskonałe, Słoweńcy od razu zdecydowali się podejść pod ścianę.


Dzień pierwszy. Fot. arch. Boris Lorenčič

Dość to abstrakcyjnie brzmi, ale w czasie krótszym niż 20 godzin od przybycia do El Chalten, czyli około godziny 7 rano, 11 stycznia, Słoweńcy rozpoczęli swoją wspinaczkę. Pierwsze metry drogi biegną nietrudnymi rysami, które doprowadziły zespół do znajdującej się mniej więcej w jednej trzeciej wysokości ściany gigantycznej biwakowej półki, która nosi nazwę Gran Hotel. W tym miejscu Boris i Urban postanowili godzinę odpocząć.

Odpoczynek ten nie wynikał ze zmęczenia po pokonaniu kilkunastu wyciągów wspinania, powodem tego był fakt, iż na następną długość liny miał przypadać crux drogi – 50-metrowa przerysa, tak zwane Zacięcie Marco (Diedro de Marco). Ja to z reguły bywa, offwidth ten był niewysoko wyceniony, ale jego ciągowy charakter, a także fakt, iż do protekcji nie można osadzić nic mniejszego niż cama numer 6, sprawiał, iż niejedna wcześniejsza europejska próba w tym miejscu się załamała (Amerykanie z przyczyn oczywistych nie widzieli w tym wyciągu niczego specjalnie trudnego). Należy pamiętać, iż nikt na 1300-metrową drogę na jeden wyciąg nie będzie brał ze sobą kilku takich mechaników, w związku z tym całą rysę trzeba pokonać przesuwając tego jednego przed sobą...

Wyciąg ten poprowadził Urban. Jednak wysiłek, jaki obaj Słoweńcy włożyli w pokonanie tego odcinka, sprawił, iż na następnych wyciągach, które w dużej mierze były mocno zalodzone, ich bardzo szybkie tempo poruszania się spadło, a oni sami twierdzą, iż odczuwali trudności jako większe niż były w rzeczywistości.

W końcu około drugiej w nocy, po przewspinaniu pięciu długich wyciągów (około 300 metrów), Słoweńcy postanowili „zabiwakować”.


Na biwaku. Fot. arch. Boris Lorenčič

 

Biwak ten, jak to często bywa z tymi nieplanowanymi odpoczynkami, był bardzo niewygodny i bardzo zimny. Około godziny 6 rano, przy pierwszych promieniach słońca (które niestety nie docierały do Słoweńców) rozpoczęli dalszą wspinaczkę.

Ogromne zmęczenie po ciężkiej nocy, a także praktycznie całkowite zalodzenie i zaśnieżenie rys, którymi biegła droga, sprawiło, iż zespół musiał haczyć wszystkie wyciągi, które na schemacie były wycenione na francuskie 6a lub więcej. Oczywiście zasadniczo wpłynęło to na spowolnienie tempa.

Mimo obaw pogoda przez cały kolejny dzień była dobra, a wyciągi stawały się być może nie coraz łatwiejsze, ale z pewnością miały możliwość założenia lepszej asekuracji, bardziej wygodne były też kolejne stanowiska (można było odciążyć uprząż na małych skalnych gzymsach i półeczkach).

Niestety, zmrok przyszedł - jak to ma miejsce zwykle podczas takich wspinaczek - „wcześnej niż się go spodziewano” i ostatnie pięć wyciągów, znów silnie zalodzonych, zespół musiał pokonać przy świetle latarek. Na jednym z nich Boris zaliczył blisko dziesięciometrowy lot z urwanym chwytem.

W końcu około drugiej w nocy Słoweńcy stanęli na przełamaniu ściany - według schematu z tego miejsca do szczytu miał prowadzić już łatwy śnieżny teren. Niestety, na drodze zespołu stanęła pionowa lodowa ścianka, której z ultralekkimi czekanami zespół nie był w stanie sforsować. W końcu udało się im znaleźć obejście tego miejsca, choć o 2 w nocy po wielu godzinach wspinaczki robiło się już „troszkę” dramatycznie.


Źródło: www.climbinginpatagonia.freeservers.com

 

Na właściwym szczycie Boris i Urban stanęli około trzeciej w nocy. Pokonanie 34 długich wyciągów zajęło im w sumie 44 godziny. Kilka szybkich fotek i od razu Słoweńcy rozpoczęli zjazdy, które trwały długie osiem godzin i zostały okupione zostawieniem zaklinowanej podczas ściągania liny.

Tego samego dnia, późnym wieczorem, po wcześniejszym odpoczynku na Passo Guillaumet, Słoweńcy wrócili do El Chaten – tam przez kilka następnych dni świętowano niemały sukces (jest to jedno z najlepszych patagońskich przejść w tym roku).

Przez następny miesiąc pogoda nie pozwalała na żadną dłuższą i trudniejszą wspinaczkę. Czas ten Boris i Urban poświęcili na wyleczenie ran, jakie powstały na ich stopach po tak długiej akcji, a także na rekreacyjną wspinaczkę po znajdujących się w okolicy El Chalten drogach jednowyciągowych.

Pod koniec miesiąca – 31 stycznia wykorzystując dwudniowe okno pogodowe Słoweńcy pokonali jeszcze znajdującą się na północno-wschodniej ścianie Aguja Guillaumet drogę Fonrouge - Comesana 5 +, A1, 600 m. Wspinaczka ta trwała cztery godziny.

Na koniec warto wspomnieć o mniej miłym incydencie, którego świadkami byli Słoweńcy.

W połowie stycznia w rejonie Biwaku Norweskiego dość poważnemu wypadkowi uległ wspinacz kolumbijski. Jak wiadomo, w tym rejonie nie ma służb ratunkowych, zawsze w takich sytuacjach dochodzi do „pospolitego ruszenia”, w którym biorą udział miejscowi przewodnicy górscy i znajdujący się akurat w okolicy wspinacze.

Jak się okazało, z około stu znajdujących się w tym czasie w rejonie wspinaczy tylko dziesięciu wzięło udział w akcji – reszta bała się zmarnować szansy, iż w trakcie akcji być może poprawić się pogoda i będą oni mogli zrealizować swoje cele.

Boris przypomina, że następnym razem to my możemy potrzebować pomocy...

Od redakcji. W podobnej akcji w styczniu 2004 roku wzięli udział dwaj znajdujący się wtedy w tym rejonie Polacy – Wawrzyniec Zakrzewski i Filip Zagórski. Wraz z blisko czterdziestoma innymi wspinaczami i przewodnikami zabezpieczyli i przetransportowali na miejsce lądowania śmigłowca (notabene był to pierwszy lot ratowniczy śmigłowca w Patagonii – prawdopodobnie jak dotąd jedyny) dwóch, znajdujących się praktycznie w krytycznym stanie argentyńskich wspinaczy, którzy wyrwali stanowisko zjazdowe i runęli z wysokości ponad 200 metrów w dół kuluarem opadającym z Przełęczy Włochów (podczas wycofu z drogi Franco-Argentina).

Polacy praktycznie kierowali jedną z grup ratowniczych.

Być może coraz większa popularność tego rejonu sprawia, iż zaczynają tam przyjeżdżać coraz bardziej przypadkowi ludzie.

 Wspinaczka na Tehuelche - dzień pierwszy. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Wspinaczka na Tehuelche - dzień pierwszy. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Wspinaczka na Tehuelche - dzień pierwszy. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Wspinaczka na Tehuelche - dzień pierwszy. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Na biwaku. Fot. arch. Boris Lorenčič
 
 Wspinaczka na Tehuelche - dzień drugi. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Wspinaczka na Tehuelche - dzień drugi. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Wspinaczka na Tehuelche - dzień drugi. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Wspinaczka na Tehuelche - dzień drugi. Fot. arch. Boris Lorenčič
 Na szczycie. Fot. arch. Boris Lorenčič
 
 Z powrotem na lodowcu. Fot. arch. Boris Lorenčič
 
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-07-25
GÓRY
 

Pięć ciekawych dróg tatrzańskich

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-07-22
GÓRY
 

Lato i jesień w Laponii

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-07-11
GÓRY
 

Pogoda krzyżuje plany Anny Tybor na Nanga Parbat

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-07-10
GÓRY
 

Anna Tybor rozpoczyna atak szczytowy na Nanga Parbat

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com