GÓRY: Po pierwsze chwialibyśmy ci pogratulować rekordu na Eigerze. Czy to był twój główny cel na zimę, czy po prostu miałeś ten pomysł gdzieś w głowie i czekałeś na dobre warunki ?
Ueli Steck: Wielkie dzięki za gratulacje. Rzeczywiście, miałem ten projekt w planach, ale musiałem czekać. Próbowałem już raz w grudniu, ale warunki na północnej ścianie nie pozwoliły mi zajść za wysoko. Wspiąłem się kilka dni wcześniej na Mönch i wiedziałem, że pogoda będzie piękna. Poza tym śpiąc w chacie Mönschjoch i wspinając się na ten szczyt z moją dziewczyną, złapałem potrzebną aklimatyzację.
W środę miałem dzień wolny, więc postanowiłem, że spróbuję. Warunki wyglądały super, gdy je sprawdzałem z „Kleine Scheidegg”. 13 lutego wszystko było idealne, chociaż było całkiem sporo śniegu w niższych partiach ściany. Mimo że kosztowało mnie to sporo energii, to w wyższej części, poczynając od „Schwieriger Riss” („Trudnej Rysy”), wszystko szło po prostu idealnie.
Poprawiłeś swój ostatni rekord o 67 minut – to dużo biorąc pod uwagę, że całkowity czas wynosi 2:47:33. Zaoszczędziłeś więcej czasu na asekuracji, czy po prostu warunki były lepsze?
Zmieniłem strategię. Jak już wspomniałem, warunki były trudne w niższej części ściany, gdyż było kupę śniegu i kosztowało mnie to wiele energii. Poza tym warunki były po prostu super.
Wspinałem się większość czasu bez asekuracji. W ogóle nie korzystałem z liny. Wziąłem ją na plecy tylko na wszelki wypadek – jakbym musiał zawrócić. Z 30 metrami liny jestem w stanie zjechać całą ścianą. Korzystałem z daisy (daisy chains - red.) przypiętej do mojej uprzęży i wpinałem się nią w przeloty podczas całej drogi. Co więcej, zeszczuplałem 5 kg i miałem 3 kg mniej sprzętu do noszenia – w sumie 8 kg, a to robi wielką różnicę.
Jak można się przygotować do takiej wspinaczki? Jak trenować? Czy skupiasz się głównie na bieganiu długodystansowym i ogólnym treningu wytrzymałościowym, czy bardziej na wspinaniu dużej ilości dróg skalnych i lodowych?
Wymyśliłem sobie plan treningowy, który idealnie pasuje do mojej osobowości. Bardzo dużo pracowałem nad wytrzymałością w ostatnich miesiącach. Oczywiście kiedy tylko mogę, idę wspinać się w skale albo w lodzie.
Czy uważasz, że możliwym jest pobicie twojego rekordu o kolejną godzinę, czy będzie to raczej delikatna różnica kilku minut, tak jak na drodze The Nose na El Capitanie? Myślisz o kolejnej próbie?
To trudne pytanie. Po prostu nie wiem. Wydaje mi się, że pewnego dnia zjawi się jakiś młody wspinacz i zrobi to w lepszym czasie. Jeżeli to się wydarzy i o ile ta osoba pobije rekord, to kto wie, zobaczymy. Jeżeli o mnie chodzi, to mam inne plany na najbliższe miesiące. Na razie jestem w pełni skoncentrowany na przyszłej wyprawie, następnej wspinaczce.
W tym roku Simon Anthamatten i Roger Schäli pobili rekord wspinania w zespole na Eigerze. Czy myślisz także o pobiciu tego rekordu?
Odwalili kawał dobrej roboty. Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się najszybszy czas. Jeżeli drogę można szybciej zrobić solo, to wspinasz się solo. Gdy robisz
Nos, to zdecydowanie szybciej jest w zespole. Dla mnie osobiście rekord zespołowy w ogóle się nie liczy. Liczy się po prostu najszybszy czas. Kiedy się wspinasz na Everest, to w historii himalaizmu nie liczy się to, że jesteś pierwszym Szwajcarem, który się tam wspiął. Pierwsze wejście raz na zawsze należeć będzie do Hilary’ego i Tenzinga. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Góry, nr 3 (166) marzec 2008

