Efektem tej przyjemności ciorania się po osypujących piaskowcowych rysach z potężnymi
runoutami jest uklasycznienie legendarnej
Lunar X znanej szerzej jako
Lunar Ecstasy. Trudności tej 330-metrowej ekstazy osiągają w swym apogeum wycenę 5.13a (red. 7c+) i łączą zarówno wspinanie w piaskowcowych płytach jak i klasyczne rysy w stylu Indian Creek. Droga ta leży na południowej stronie słynnej Moonlight Buttress i po raz pierwszy została pokonana hakowo przez
Brada Quinn i
Linusa Paltta w 1992 r.
Berry wspinał się z dwoma przyjaciółmi (
Rob Duncan i
Mark McGuire) jednak wyłącznie jemu udało się uklasycznić wszystkie wyciągi, co miało miejsce z końcem dnia 23 kwietnia 2011. „Na tej drodze jest wszystko (tj. wspomniane płyty i rysy - red.) i naprawdę się cieszę, że udało mi się przejść tak inspirującą linię” - pisze Berry na swoim blogu.
Źródło: www.jeremiahwattphotography.com
W sobotę wielkanocną panowie byli zwarci i gotowi, jednak jak to często bywa przy wspinaniu, zwłaszcza takim z przygodą w tle, nie wszystko poszło jak po maśle. „Po rozgrzaniu się zaliczyłem jeden lot, musiałem chwilę odpocząć, by ponownie spróbować”- wspomina Berry. „Kolejny wyciąg był łatwiejszy, ale asekuracja pozostawiała wiele do życzenia”. W tamtym momencie wydawało się, że zrobienie drogi jest już tylko kwestią czasu. „BŁĄD. Końcowe wyciągi były bardzo zapiaszczone, kruche i co najważniejsze nie robiłem ich wcześniej. Nie były bardzo wymagające, jednak asekuracja na nich była słaba, czego efektem były spore
runouty. Na ostatnim wyciągu czekało mnie przewieszenie, które wyglądało na ładny finisz, jednak okazało się być po prostu parchate”.
Berry w trakcie przejścia ostatniego wyciągu ukruszył duży chwyt i wielokrotnie zaliczał lot. „Wspinałem się końcowym wyjściem drogi i niestety było bardzo krucho. Było tam jedno miejsce z klinowaniem palców, do którego wielokrotnie wychodziłem i wracałem, by w końcu wykonać jeden ruch. Jak już w końcu się na niego odważyłem, palce wyskoczyły i chwilę później zorientowałem się, że wiszę do góry nogami, a kostka boli mnie, jakby ktoś przywalił w nią młotem. Minęło trochę czasu, zanim uprzytomniłem sobie, że odpadłem i uderzyłem w półkę pode mną. Na tym etapie zacząłem potwornie się irytować i zabrało mi to trochę czasu, by się pozbierać i dokończyć wyciąg”.
Berry wspomina całe wspinanie jako bardzo pouczające i już ostrzy sobie zęby na kolejne interesujące linie. Ponadto wyjaśnia na blogu, że jego przejście nie było jednodniowe. „Jakość skały na pierwszych wyciągach, których linia odbiega trochę od oryginalnej linii hakowej, jest bardzo zła (i) nie byłem dość nakręcony, by wspinać się tamtędy jeszcze raz. Wspinanie to coś, co robię dla przyjemności i gdy wiem, że tej przyjemności nie będzie, wtedy nie widzę w tym sensu. Prosiłbym, by opisane przeze mnie mniej urodziwe wyciągi nie zniechęciły was przed przejściem tej drogi, ponieważ cruxowe wyciągi są NIESAMOWITE!”
Najwyraźniej wszyscy miłośnicy tzw. piachów mają podobną definicję przyjemności. Mam też wrażenie, że opisane problemy z asekuracją rozwiązaliby nasi piaskarze...
Zatem gratuluję i czekamy na pierwsze powtórzenie na węzełkach.
Adam Latusek