13 lutego, w piątek, nie przejmując się przesądami ruszyli z bazy, by zaatakować szczyt.
Po 11 godzinach wspinaczki w huraganowym wietrze, osiągającym prędkość 90 km na godzinę, dotarli do obozu II.
Zastali porozrywane namioty. Z dwóch zrobili jeden i położyli się w nim w 6 osób. Pakistańczyk Tagi wycofał się w połowie drogi z powodu bólu kolana. Biorąc pod uwagę spanie w jednym namiocie to może i lepiej?
Noc z 13 na 14 lutego spędzili w szóstkę, w jednym namiocie. Jeden Pakistańczyk wrócił do bazy, by kolejnego dnia przynieść do obozu III, na 7000 m, namiot. w planach mieli przeczekanie w piątkę w namiocie złej pogody, a następnie wyjście do obozu III, który właściwie jest tylko pozostawionym ładunkiem ze sprzętem i jedzeniem.
Dziś wiadomo już, że plan atakowania szczytu uległ zmianie: 16-go lutego szczytu nie zaatakowali.
Wiadomość otrzymana od Artura Hajzera:
" Udało nam sie rozbić zapasowy, jednopałąkowy namiot szturmowy. Żeby wiatr go nie zmiażdżył, zrobiliśmy dodatkowe odciągi. Prognoza pogody zła, chociaż wiatr wieje z mniejszą siłą."
W niedzielę 15 lutego nie było żadnych wieści z wyprawy, więc sądziliśmy, że idą z obozu II (6200 m) w górę. I tak było. Doszli do obozu III (7000 m) w burzy. Prognoza Karla Gabla nie sprawdziła się: miało wiać z prędkością 50 km/godz. A zrobiło się piekło. Z trudem rozstawili namioty. Przeżyli trzecią nieprzespaną noc. Rano okazało się, że jeden Pakistańczyk poważnie odmroził ręce. Burza nie ustępowała. Pozostał odwrót. Potwornie zmęczeni wrócili do bazy.
Więcej o wyprawie na:
www.himountain.pl/wyprawa_.php