Druga polska wyprawa w historii
Broad Peak, jak i 4 inne ośmiotysięczniki w Pakistanie, ciągle pozostaje bez wejścia zimowego. Bez „sukcesu” zakończyła się właśnie polska wyprawa Hajzera i Szymczaka na ten szczyt. Ale właśnie, czy naprawdę bez sukcesu? Na początku trzeba podkreślić, że była to pierwsza polska zimowa wyprawa w pakistańskim Karakorum od ponad 20-tu lat, kiedy to działała zimowa wyprawa Andrzeja Zawady na K2 (1987/1988) i druga w ogóle w historii polskich zimowych ekspedycji w Karakorum. Poza tymi dwoma wyprawami nie było Polaków w ogóle w tym rejonie (Wyprawa Netia K2 2003 działała od strony chińskiej). Dlaczego? Dlatego, że lodowiec Godwin-Austen, gdzie znajduje się baza, jest nieosiągalny zimą dla tragarzy, a nawet dla doświadczonych himalaistów lądem. W grę wchodzi tylko helikopter i nie jest to tylko kwestia kosztów. Śmigłowiec taki jak MI-17 też z trudem lata w ten rejon, tylko unikalna logistyka może zapewnić sukces wyprawie. Pierwszym sukcesem (choć dla wspinaczy może brzmieć to śmiesznie) jest w ogóle dotarcie do bazy zimą. Wyprawa wspinaczkowa miała więc spory pierwiastek „eksploracyjny”, typowy dla pierwszych polarników z epoki Nansena (Włoch Simone Moro, który w 2007 walczył o dotarcie do bazy przez 23 dni, może coś o tym powiedzieć).
Akcja górska
Wyprawa działała aktywnie. Obóz III na wysokości 7000 m n.p.m. – wypadowy do ataku na szczyt – odwiedzono w sumie 4 razy. Akcja górska rozwijała się szybko i sprawnie. Tu sukcesem było idealne „wsparcie sprzętowe”. Superlekkie kewlarowe liny poręczowe miały zaledwie 4,5 mm średnicy. Dzięki temu stosunkowo mały zespół przygotowywał sobie drogę w krótkim czasie. Obóz III powstał 7 stycznia, czternastego dnia akcji górskiej. Droga na Broad Peak jest eksponowana, upadek grozi lotem do podstawy góry, w warunkach zimowych trudności techniczne znacznie rosną. Śnieżne latem zbocza, kuluary i rynny stają się trudnym lodowym i mikstowym terenem nadwerężającym psychę znacznie ponad normę. Szybko standardem stało się pomijanie obozu I i dochodzenie w ciągu 8 godzin do obozu II. Jednak parokrotne pokonanie tych blisko 2000 m wertykalnego mikstu, przeplatanego „czystą szklanką”, to było coś, co psychicznie i fizycznie nadwerężyło siły uczestników wyprawy. Sukcesem było jednak dalsze trwanie, gotowość do ataku i czekanie na moment, kiedy powyżej 7000 m n.p.m. wiatr zelżeje poniżej 100 km/h i pozwoli na atak.
Prognozy pogody
Miały one to do siebie, że zawsze mówiły jedno: „w przyszłym tygodniu będzie lepiej”. To za ich sprawą akcja górska trwała aż 75 dni. "Minęło wiele dni, zanim przestaliśmy się łudzić i zdecydowaliśmy się na atak w ciężkich warunkach."
Atak szczytowy
Niewątpliwym sukcesem było to, że w ogóle się odbył. Uczestnikom nie brakowało samozaparcia. Dwie noce spędzone w szóstkę w jednym małym namiocie w obozie II, potem dalsza walka z huraganem w drodze do obozu III z nadzieją, że może się uda. Niestety mocne odmrożenia Quadrata Ali i nasilający się wiatr zatrzymały machinę wyprawy. Atak się nie powiódł.
Powrót i plany
"Cieszymy się, iż wróciliśmy w jednym kawałku, cali i zdrowi, bogatsi o nowe doświadczenie i nie zniechęceni do tego, żeby spróbować jeszcze raz za rok. Sukcesem jest to, że wciąż nam się chce."
Artur Hajzer
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl