W ciągu ostatnich dni dostaliśmy mocno w kość. Wychodzą również nasze słabe strony zarówno pod względem sprzętowym jak i organizacyjnym.
Ze względu na zmianę składu teamu w ostatniej chwili pozbawieni zostaliśmy liofów. (żywność liofilizowana) Ryzykując zakup w Skardu (brak takiego produktu w promieniu 300 km) zmuszeni zostaliśmy zaopatrzyć się w tzw. jum jumy (zupki chińskie) wzmacniane puszką serową lub z tuńczykiem dla urozmaicenia. Czy jum jumy dadzą nam Powera? :-) Muszą!
Pomimo odpowiedniego suplementowania niestety czujemy braki energetyczne. Zaczynamy liczyć dni i zapasy żywności. Właśnie założyliśmy 3 biwak w ścianie tuz pod head wallem. Mamy za sobą 1190 metrów „przewspinanej” drogi a nadal końca nie widać :-)
Ściana jest przeogromna i wspaniała! Czujemy się jak karły lub liliputy w królestwie olbrzymów. Ciężko jest nam czasami określić odległości. Dziś już wiemy, że oceniając jakąś formację czy dystans na np. 100 m musimy się liczyć z tym, że w rzeczywistości okaże się jej dwu- trzykrotnością. Mieliście kiedyś sen w którym biegnąc do celu wydawał Wam się jeszcze bardziej odległy? Do doskonale oddaje nasze wrażenie odnośnie ściany i szczytu. Pracujemy nad tym zjawiskiem w naszych głowach :-)
O ile to w ogóle możliwe staramy się rozsądnie gospodarować swoimi siłami. Krótko mówiąc staramy się nie zajechać i mieć sile na wciśnięcie się wieczorem do naszych śpiworów. Sny są niesamowite i kolorowe. Nadrabiamy braki z całego roku…W końcu jesteśmy na wakacjach :-)
Najwięcej energii kosztuje nas transport i przenoszenie biwaków. Nie jesteśmy jednak w stanie z niczego zrezygnować, kluczowe trudności ściany znajdują tuż przed wierzchołkiem i wymagają pełnego sprzętu. Tam wspinaczka jest najtrudniejsza i bardzo czasochłonna musimy dysponować też odpowiednim zapasem żywności i wody.
Na 3 biwaku mamy w końcu dostęp do płatów czarnego zmrożonego śniegu, możemy bez zbędnych oszczędności topić go na palniku i uzupełniać płyny. Pozostają przy kuchence, wczoraj zapchała nam się dysza, niestety miejscowe paliwo daje wiele do życzenia. Na szczęście przy pomocy zestawu naprawczego udało nam się ją skutecznie przepchać i zalać upragnione zupki. Woda i nasze postanowienie…już nigdy nie zostawimy w domu cieknącego kranu….
Na drugim biwaku, który znajdował się kilkaset metrów poniżej nie było zbyt komfortowo, zmuszeni byliśmy przyssać się do załamań skalnych i cierpliwie obserwować jak leniwie spływające kropelki wody uzupełnią nasze puste baniaki… :-) Jutro. Dzień jak co dzień. Wspinanie! Wchodzimy w główne trudności drogi, trzymajcie kciuki!
Yeti&Regan
Suport relacji portal wspinanie.pl