Linia Man Yoga. Fot. arch. Jon Walsh
Droga oferuje cztery mikstowe wyciągi o „prawie” wyrównanych trudnościach: M7, M7, M5 i M8, wzbogacone o jeden „podejściowy”. Autorzy postanowili dodać spity w newralgicznych miejscach. Czwarty, ostatni 50-metrowy wyciąg biegnie już lodem, który w tym sezonie okazał się wystarczająco gruby, aby można było myśleć o jakiejkolwiek sensownej asekuracji.
Man Yoga kończy się po przejściu lodowej nitki znajdującej się pod szczytem ściany – około 200 metrów na prawo od
Suffer Machine.
Simms na pierwszym wyciągu. Fot. Joshua Lavigne
Panowie pracowali nad projektem - razem lub z różnymi partnerami - od ponad trzech sezonów. Walsh pierwszą próbę zanotował w 2009 roku wraz z Chrisem Brazeau, kiedy to wycofali się po dwóch wyciągach. Kolejne próby Jona w tamtym sezonie uniemożliwiła kontuzja narciarska. Kanadyjczyk w 2010 roku pięciokrotnie powrócił na drogę z Simmsem, aby ubezpieczyć kluczowe miejsca w 16 spitów.
Jak komentuje na swoim
blogu Walsh: „Wyszło więcej spitów niż się spodziewaliśmy, ale dzięki temu droga jest bezpieczniejsza”. Długość drogi, ciąg trudności i względne bezpieczeństwo powinny sprawić, że
Man Yoga będzie często powtarzaną drogą.
Odpoczynkowy wyciąg M5. Fot. Joshua Lavigne
Na początku listopada Walsh z Jasonem Krukiem dodali wyciąg lodowy, lecz nie uklasycznili całej drogi, aby zasłużony Simms mógł brać w tym udział. 11 listopada obaj panowie przeszli klasycznie wszystkie wyciągi
Man Yoga.
Dwa dni później zespół powrócił w ścianę, aby przejść jeszcze raz linię na potrzeby zrobienia paru zdjęć i poniższego filmiku (na którym możecie dowiedzieć się, co znaczy nazwa drogi), przez Joshue Lavigne.
Źródło: climbing.com, alpinestyle.ca