facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS

Elbrus – vademecum zdobywcy

W kolejnym odcinku z serii „vademecum zdobywcy” przedstawiamy – z nadzieją, że już niedługo znów można będzie wybrać się w ten rejon świata – jedną z bazowych, choć kontrowersyjnych pozycji na liście Korony Ziemi. Jeśli ktokolwiek z nas nie był jeszcze na Elbrusie, z pewnością planuje na niego wejście. Może się wydawać, że jest to wyprawa stosunkowo tania i łatwa w organizacji, warto jednak dowiedzieć się, co na ten temat ma do powiedzenia Tomek Kobielski z agencji Adventure 24 – większość istotnych informacji znajdziecie poniżej w artykule, po więcej szczegółów zapraszamy na spotkania live z autorem. Śledźcie nasz profil FB, gdzie niebawem podamy dokładny termin spotkania.

Elbrus w całej okazałości; fot. Tomasz Kobielski 

 

Elbrus (5642 m) – najwyższy szczyt Kaukazu, uważany też za najwyższą górę Europy. W tej kwestii trwa jednak nieustanny spór geografów i alpinistów. Według listy wierzchołków zaliczanych do Korony Ziemi, zaproponowanej przez Messnera, Elbrus dzierży miano najwyższego w Europie, więc każdy, kto kolekcjonuje jej perły, z pewnością będzie musiał się na niego wspiąć… A na dodatek wejdzie też na Mont Blanc, tak na wszelki wypadek ;).

 

Elbrus leży na terytorium Rosji, a dokładniej w republice Kabardo-Bałkarii, która na południu sąsiaduje z Gruzją. Od wielu lat górę tę bardzo często za cel obierają Polacy. Zapewne ze względu na stosunkowo łatwy i tani transport, a także nieduże koszty organizacji wyprawy. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że zdobycie szczytu drogą klasyczną jest dość łatwe technicznie – i to nawet w porównaniu do wielu alpejskich czterotysięczników, znacznie niższych od Elbrusu.

 

Góry tej nie należy jednak lekceważyć. Jest to ogromny, rozłożysty masyw, na którym w razie jakichkolwiek problemów z pogodą bardzo łatwo się zgubić, nawet mimo dobrej znajomości terenu. Ogromne przestrzenie lodowców, pozbawione charakterystycznych punktów, w sytuacjach ograniczonej widoczności przyczyniają się każdego roku do zaginięć. Niestety, przekonało się już o tym sporo osób, także wielu naszych rodaków, często z tragicznymi konsekwencjami. Ale są też pozytywne aspekty: Elbrus stanowi idealną przepustkę i zapewnia właściwe przygotowanie do wypraw na wyższe szczyty, takie jak Aconcagua lub himalajskie sześciotysięczniki, spośród których turystycznie można wejść na przykład na Island Peak czy Mera Peak.

 

Śnieżna kopuła; fot. Tomasz Kobielski 

 

SEZON I POGODA

Pory roku na Kaukazie mniej więcej odpowiadają tym w Polsce. Należy jednak pamiętać, że w tak dużych górach warunki są zdecydowanie ostrzejsze, a sezon zimowy dłuższy. W grudniu panuje tam już zazwyczaj bardzo mroźna zima, a śnieg w dużych ilościach zalega do końca maja, a nawet czerwca, więc jesień i wiosna są zdecydowanie krótsze. Lato jest najbardziej popularną i polecaną porą roku na zdobywanie Elbrusu i na ten okres przypada 80–90% wejść. Główny sezon rozpoczyna się w czerwcu i trwa maksymalnie do końca września, przy czym statystycznie najlepszymi pogodowo miesiącami są lipiec i sierpień, a dobra pogoda utrzymuje się i do początku września.

 

Zdarzają się też oczywiście wejścia zimowe, ale są one bardzo rzadkie, za to zimą Elbrus jest bardziej znany w Rosji jako ośrodek narciarski. Coraz częściej też szczyt zdobywany jest na skiturach – najlepszym na to sezonem jest późna wiosna, czyli kwiecień i maj. Jednak warunki na skitury są zazwyczaj ciężkie, bo teren powyżej 5000 metrów jest wylodzony, a śnieg wywiany. Z daleka widać, jak w słońcu świecą się ogromne połacie pól lodowych. W zimie na szczycie standardem są mrozy poniżej –30oC, a odczucie zimna potęgują zimne wiatry. Nie oznacza to, że latem jest tam ciepło. Owszem, przy dobrej pogodzie za dnia bywa w miarę komfortowo, a na niższej wysokości nawet gorąco. Jednak jeśli na szczyt startujemy w nocy, na dodatek przy mocnym wietrze, warto zadbać o bardzo ciepłe ubranie. Do momentu pojawienia się słońca nie zgrzejemy się nawet w kurtce puchowej, a nogi mogą solidnie zmarznąć.

 

Droga pod kolejką; fot. Tomasz Kobielski 

 

TRANSPORT I ORGANIZACJA

Pod Elbrus można dostać się z Polski nawet drogą lądową – samochodem lub też pociągiem i autobusem. Jest to jednak opcja dla osób z dużą ilością wolnego czasu, ponieważ przejazd może trwać kilka dni. Narażamy się przy tym na liczne kontrole, nie tylko na przejściach granicznych. Bardzo częste na Ukrainie czy w Rosji jest zatrzymywanie samochodów na obcych numerach pod różnymi pozorami. Zazwyczaj kończy się to mniej lub bardziej oficjalną opłatą.

 

Najpopularniejszym sposobem dotarcia do Mineralnych Wód, z których rozpoczniemy drogę na szczyt, jest lot przez Moskwę. Koszt takiego połączenie wynosi zazwyczaj około 2000 złotych, choć oczywiście bywają inne oferty. Z Mineralnych Wód jedziemy do Terskołu lub kilka kilometrów dalej, do Azau, pod sam Elbrus. Aby się tam dostać, musimy wynająć transport lub po prostu wziąć taksówkę z lotniska – koszt to około 3500 rubli.

 

Inną opcją, którą szerzej opisuję w wątku o alternatywnym sposobie aklimatyzacji, jest dotarcie przez Gruzję, lotem do Tbilisi. Bywa ona sporo tańsza, choć oczywiście trzeba doliczyć transport lądowy, który jest około 3 razy dłuższy niż z Mineralnych Wód. Jednak w tym wypadku dochodzi nam atrakcja w postaci zwiedzania Gruzji oraz aklimatyzacja w gruzińskiej części Kaukazu, na przykład na Kazbeku.

 

Wszystkie podane opcje transportu wymagają posiadania wizy rosyjskiej, o którą musimy odpowiednio wcześniej ubiegać się w Polsce. Można o nią aplikować w ambasadach lub konsulatach, jednak polecam skorzystanie z firmy specjalizującej się w pośrednictwie wizowym, ponieważ do otrzymania stosownego dokumentu potrzebujemy tak zwanego poparcia wizowego/vouchera, czyli oficjalnego zaproszenia, w przypadku wspinania się na Elbrus uwzględniającego również pobyt w rejonie przygranicznym. Dodatkowy koszt za obsługę jest na tyle mały, że nie warto angażować swojego czasu – wiza wraz z poparciem wizowym i pośrednictwem kosztuje około 500 zł.

 

Kiedy już szczęśliwie dotrzemy do Terskołu, musimy pamiętać o kilku formalnościach. Pierwsza z nich to tak zwana „registracja”, czyli obowiązkowe zameldowanie się na okres przebywania w tym rejonie. Pamiętajmy, że nie wystarczy posiadanie paszportu i wizy. Jeśli nie nocujemy w hotelu – który formalności załatwia za swoich klientów – należy wypełnić druki na poczcie. W Terskole, w siedzibie ratowników górskich (tak zwanym MCZS-ie), musimy również zgłosić swoje wyjście w góry. Podajemy przy tym liczbę uczestników, kontakt, datę wyjścia i powrotu, a po zejściu informację, że jesteśmy cali. Jeśli tego nie zrobimy, po upływie terminu ratownicy podejmą poszukiwania.

 

W Terskole lub Azau można także uzupełnić ekwipunek, prowiant i gaz. Znajdują się tam dość dobrze zaopatrzone sklepy i wypożyczalnie. Nie zmienia to faktu, że raczej polecam przywiezienie ze sobą dobrze sprawdzonego sprzętu. Nie mamy wszak pewności, czy wypożyczalnia będzie w posiadaniu na przykład naszego rozmiaru butów. 

 

Nocne wyjście na atak szczytowy; fot. Tomasz Kobielski 

 

AKCJA GÓRSKA – TYPOWY PROGRAM

Jeśli przyjechaliśmy wprost pod Elbrus, zanim zaczniemy się na niego wspinać, warto zrobić wstępną aklimatyzację w niższych górach w okolicy. Doskonałym do tego celem jest Cheget (3460 m), na którego bardzo łatwo wejść od samego dołu, z Polany Cheget, która znajduje się nieco poniżej Terskołu – można tam dojść pieszo w około 30 minut lub też za kilka dolarów (w przeliczeniu) dojechać taksówką. Na Cheget prowadzi ścieżka biegnąca wzdłuż wyciągów krzesełkowych. Wejście na szczyt przy dobrej pogodzie wynagradza wspaniały widok na całą kopułę Elbrusu, który z doliny nie jest widoczny, ponieważ zasłaniają go mniejsze wzniesienia tego ogromnego masywu.

 

Po minimum jednym, a najlepiej dwóch dniach aklimatyzacji, z wycieczką powyżej 3000 metrów, możemy myśleć o większej wysokości. Do jej zdobycia zazwyczaj wykorzystuje się kolejkę górską, której dolna stacja znajduje się w Azau (2488 m), co pozwala wyjechać do stacji Garabashi (3816 m). Teoretycznie do tego miejsca da się podejść pieszo, ale stoki Elbrusu są tak zniszczone przez infrastrukturę narciarską, że droga jest mało ciekawa, jeśli nie brzydka – bywa, że mijają nas na niej stare ciężarówki.

 

Nie planujcie noclegu wyżej, niż w okolicach tak zwanego Prijuta, czyli na wysokości około 4100 metrów. Do tego miejsca dochodzimy pieszo po pierwszych fragmentach lodowca, w ciągu około godziny. Jeśli nie jesteśmy zaaklimatyzowani, na ten dzień w zupełności powinno to wystarczyć, pozostały czas przeznaczmy na odpoczynek. W okolicach Prijuta znajduje się co najmniej kilka baz noclegowych, jednak nie spodziewajcie się po nich specjalnych wygód. Są to zazwyczaj metalowe baraki z wieloosobowymi pryczami. Łazienek nawet nie szukajcie ;), na zewnątrz znajdziecie tylko „wychodki”. Niektóre z budynków posiadają wspólne pomieszczenie – jadalnię z ławami i stołami, gdzie można przygotować posiłki.

 

Góry rozświetlają się na różowo – za chwilę będzie cieplej; fot. Tomasz Kobielski 

 

Następnego dnia najlepiej podejść do Skał Pastuchowa (4700 m), co potrwa około 3–4 godzin. Niektóre zespoły wychodzą aż do wysokości 5000 metrów, gdzie zaczyna się ścieżka trawersująca niższy z wierzchołków w kierunku przełęczy pomiędzy szczytami. Jednak aby mieć naprawdę dobrą aklimatyzację, polecam osiągnięcie tego miejsca podczas kolejnego wyjścia, następnego dnia. Dobrą praktyką jest dzień odpoczynku po dwóch aklimatyzacyjnych wyjściach na 4700 i 5000 metrów. Inną opcją, jeśli dysponujecie większą ilością czasu, może być zejście lub zjazd do Azau i odpoczynek na niższej wysokości. Po takim cyklu z całą pewnością będziecie lepiej przygotowania do ataku szczytowego.

 

SZCZYT

Zaczynając podejście z doliny, musimy wystartować z samego rana, aby po południu osiągnąć wysokość powyżej 4000 metrów i znaleźć miejsce na nocleg w Prijucie. Jeśli zamierzamy skorzystać z kolejki, możemy wyjechać do góry w południe. Pozostały do wieczora czas warto przeznaczyć na dobre nawodnienie i uzupełnienie kalorii, a około 18–20 położyć się spać. Dlaczego tak wcześnie?

 

Do szczytu już niedaleko; fot. Tomasz Kobielski

 

Zalecaną porą wyjścia na atak szczytowy są godziny nocne, ponieważ popołudniami na Elbrusie bardzo często następuje pogorszenie pogody. Również w razie wystąpienia nieoczekiwanych problemów będziemy dysponowali odpowiednim zapasem czasu, aby za dnia wycofać się w dolinę. Polecam więc wyjście nie później niż o 2 lub 3, a nawet wcześniej, jeśli przewidujemy wolniejsze tempo. Dzięki temu o wschodzie słońca i po 3–4 godzinach marszu powinniśmy osiągnąć początek trawersu na wysokości 5000 metrów, pod wierzchołkiem wschodnim. Światło dnia zdecydowanie poprawi samopoczucie, a doskwierające zazwyczaj nocą zimno i wiatr przestaną być dotkliwe. Dalej podążamy trawersem w lewo, w kierunku przełęczy między wierzchołkami. Pniemy się mozolnie w górę, by po około 2 godzinach dotrzeć do przełęczy, gdzie warto zatrzymać się na odpoczynek. Tym bardziej że przy dobrej pogodzie jest tu zazwyczaj ciepło. To również odpowiednie miejsce, by przygotować sprzęt do dalszej drogi – o ile do przełęczy można dojść w rakach i z kijami trekkingowymi, przy wchodzeniu na wierzchołek warto użyć czekana.

 

Odcinek z przełęczy na wierzchołek główny (czyli zachodni) jest dość stromy i często bywa zalodzony. Początkowo prowadzi wprost w górę, aby po około 100 metrach skręcić w prawo, w trawers doprowadzający do przełamania, za którym są już pola śnieżne o mniejszym nachyleniu. Od kilku lat na trawersie jest mocowana lina poręczowa (ale nie zawsze), którą warto wykorzystać do asekuracji. Używając uprzęży z lonżami i karabinkami, bardzo bezpiecznie pokonamy odcinek do przełamania, wyprowadzający na śnieżne pola podszczytowe. Podejście z przełęczy na szczyt zajmie nam od 1,5 do 2 godzin.

 

Zejście z wierzchołka odbywa się tą samą drogą, a ze względu na to, że od wysokości 5000 metrów prowadzi ona prosto aż do Prijuta i do stacji kolejki, trasa powrotna zazwyczaj pokonywana jest dość szybko i zajmuje około 4 godzin. Natomiast cała akcja średnio sprawnemu zespołowi powinna zając około 12 godzin. Dodatkową korzyścią z wczesnego wyruszenia na szczyt i utrzymania odpowiedniego tempa jest szansa zdążenia na kolejkę, którą zjedziemy wprost do Azau. W sezonie letnim kolejka kursuje zazwyczaj do 16:30, więc dość szybko możemy znaleźć się w dolinie, rozkoszując się lokalnymi specjałami w restauracji na polanie Azau ;).

 

Wymarzone chwile na szczycie; fot. Tomasz Kobielski

 

ALTERNATYWNY SPOSÓB AKLIMATYZACJI

Coraz większym powodzeniem cieszą się wyprawy łączone, w których aklimatyzację przed zdobywaniem Elbrusu uzyskujemy dzięki wcześniejszym wejściom na inne góry w Kaukazie. Jednym z takich rozwiązań jest zdobycie szczytu Kazbek (5033 m) w Gruzji. To szczególnie fajna opcja, zwłaszcza jeśli zdecydujemy się na opisany wcześniej przelot do Tbilisi. Wejście na Kazbek z prawidłowo przeprowadzoną aklimatyzacją i przy dobrej pogodzie najczęściej trwa 5–6 dni, a po zejściu możemy w ciągu jednego dnia dojechać wynajętym samochodem pod Elbrus. Jesteśmy wtedy tak dobrze zaaklimatyzowani, że wejścia na Elbrus możemy dokonać w zaledwie 2 dni, wprost z polany Azau. Oczywiście wzbogacony program wyprawy zajmuje więcej czasu, zazwyczaj około 16 dni. Więcej na temat wejść na Kazbek i Elbrus znajdziecie na mojej stronie www.Adventure24.pl

 

PODSUMOWANIE

Elbrus nie jest górą dla nowicjuszy. Jeśli marzycie o zdobyciu go, ale czujecie, że samodzielne wejście będzie zbyt niebezpieczne, warto rozważyć udział w wyprawie zorganizowanej przez doświadczonych przewodników. W ten sposób unikniecie wielu logistycznych wyzwań, a przede wszystkim zyskacie dużo wolnego czasu, który można poświęcić na przygotowania kondycyjne.

 

Droga powrotna; fot. Tomasz Kobielski

 

INFORMACJE DODATKOWE

Sprzęt – na drodze klasycznej nie potrzebujemy specjalistycznego sprzętu, za to konieczne jest wyposażenie lodowcowe, czyli raki i czekany. Warto mieć też kije trekkingowe, które bardzo ułatwiają długie podejścia i zejścia. Na Elbrusie zespoły zazwyczaj nie wiążą się liną – trasa jest dość bezpieczna i wolna od szczelin. Jednak w wypadku pobłądzenia i zgubienia drogi może zrobić się groźnie, dlatego warto mieć ze sobą 20–30-metrową linę. Polecam też wzięcie uprzęży z pętlami i zakręcanymi karabinkami. Kaski nie są niezbędne, ponieważ na drodze klasycznej w zasadzie nie ma spadających kamieni czy lodu, jednak w razie upadku na zlodzonym stoku z pewnością będziemy zadowoleni z posiadania takiej ochrony. Zupełnie inaczej wygląda kwestia sprzętu na Kazbek, gdzie niezbędne są zarówno liny, jak i kaski, lecz więcej informacji na ten temat znajdziecie w 262 numerze GÓR.

Język – rosyjski, rzecz jasna ;). Pod Elbrusem często usłyszymy rozmowy w językach lokalnych, na przykład bałkarskim, natomiast bardzo trudno porozumieć się po angielsku. Posługują się nim tylko osoby mające częsty, zazwyczaj zawodowy kontakt z zagranicznymi turystami. Warto więc nauczyć się przynajmniej kilku słów po rosyjsku, aby uniknąć rozczarowań. Problem dotyczy też napisów, które niemal wszędzie, poza międzynarodowymi miejscami, jak lotniska, wykonane są wyłącznie cyrylicą.

Waluta – rubel rosyjski. Zdecydowanie najbardziej opłaca się wymienić dolary lub euro na ruble i nimi płacić na miejscu (aktualnie 1 dolar to około 66 rubli). Najlepsze kursy są w punktach wymiany w miejscowościach, na lotnisku są raczej niekorzystne, a już szczególnie należy uważać na „koników” sprzedających waluty na ulicy, którzy często dopuszczają się oszustw i kradzieży.

Formalności – wiza do Rosji i opłata za wspinanie na Elbrusie.

Komórki – w całej Rosji zasięg telefonii komórkowej jest dobry. Nawet na stokach Elbrusu, do wysokości około 4500 metrów i przy dobrej pogodzie można złapać sieć – powyżej już nie. Warto kupić lokalną kartę i korzystać dzięki niej z Internetu. Jedną z lepszych sieci ma operator MTC.

Elektryczność – wtyczki jak w Polsce. W górach brak elektryczności. Czasami w miejscach noclegów istnieje możliwość ładowania dzięki generatorom prądu.

 

Tekst i zdjęcia: Tomasz Kobielski  / lider agencji Adventure 24

Artykuł opublikowany był w Magazynie GÓRY 266 (1/2019)

Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-04-26
Tylko w GÓRACH
 

Baruntse – bogini zakrywa oblicze

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-24
Tylko w GÓRACH
 

Gra w nowe linie

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-22
Tylko w GÓRACH
 

Arktyczny freeride – Svalbard

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-22
Tylko w GÓRACH
 

Prawdziwe życie

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-08
Tylko w GÓRACH
 

Krzysztof Belczyński (1971–2024)

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com