Jan Brzechwa dawno temu napisał wierszyk dla dzieci „Siedmiomilowe buty”. Zapewne wiele osób w dzieciństwie o nich marzyło, bo jakby wspaniale było co krok trzaskać 7 mil! I jeśli istnieją buty, które są chociaż o krok od siedmiomilowych, to są to zapewne Keen Ridge Flex.
Buty Keen Ridge Flex w akcji; fot. Artur Polanowski
Pierwsze wrażenie po otworzeniu pudełka: to naprawdę masywne buty. Jednak złudzenie to rozwiewa się po wzięciu ich do ręki. Okazują się stosunkowo lekkie; zresztą odczucie to nie znika po założeniu ich na stopy. Dla kogoś, kto przyzwyczajony jest do dość ciężkiego obuwia trekkingowego, może to być porównywalne wrażenie do przesiadki z Lanosa do Mercedesa.
Są to buty zdecydowanie przeznaczone dla posiadaczy nieco szerszych stóp. Po założeniu zostaje sporo miejsca, nie odczuwa się nieprzyjemnego ścisku, a docenia się to po całym dniu wędrowania. Dodatkowym atutem jest system Heel-capture, czyli tasiemka, która stabilizuje naszą piętę i kostkę – pozwala to na uniknięcie urazów i stawianie pewnych kroków.
Tym, co odróżnia buty Ridge Flex od konkurencji są specjalne miechy zamontowane jako wzmocnienie w miejscu, gdzie but zużywa się najszybciej, a więc za sznurowaniem, przed noskiem. Nie jest to model zupełnie nowy – sprawdzony i ceniony Targhee ulepszono za pomocą technologii Keen.Bellows Flex, która początkowo miała służyć jedynie wydłużeniu żywotności, jednak – jak twierdzi producent – podczas testów okazało się, że jednocześnie zmniejsza o 60% zużycie energii przy każdym kroku. W skali dłużej wędrówki jest to naprawdę spora oszczędność. Czy tak jest naprawdę postanowiłem sprawdzić na odcinku Głównego Szlaku Beskidzkiego między Rytrem a Krynicą, a później zejściem do Powroźnika.
Ridge Flex przy podejściach spisuje się świetnie. Rzeczywiście, zastosowanie technologii Keen.Bellows Flex ułatwia każdy krok oraz odciąża podczas wędrówki – stopa w pewnym momencie niemal sama się przetacza dalej. Pomimo niezbyt agresywnego bieżnika, gumowa podeszwa Keen All-Terrain sprawdza się zarówno w beskidzkim błocie jak i na suchej skale – daje wręcz odczucie, że przylega całą powierzchnią do terenu.
Buty Keen Ridge Flex w akcji; fot. Artur Polanowski
Podeszwa zewnętrzna dobrze zatem z podeszwą środkową z pianki EVA, zapewniającej całkiem niezłą amortyzację, dzięki której krokom nie towarzyszy lęk o poślizgnięcie się czy zsunięcie, zaś kręgosłup zdecydowanie był mi wdzięczny za nienarażanie go na wstrząsy. :-) Równie dobrze sprawuje się gumowy otok, chroniący palce – potknięcia się o kamienie czy wystające korzenie pozostają niezauważalne i bezbolesne.
Buty Keen Ridge Flex w akcji; fot. Artur Polanowski
Wracając jeszcze do błota, którego czasem nie sposób uniknąć – nowy model Keena, uzbrojony w membranę Keen.Dry radzi sobie doskonale z wilgocią i wodą. To, co powinno zostać na zewnątrz – czyli strumienie, opady deszczu, błoto, kałuże – zostaje, przy jednoczesnym pozbywaniu się potu. Stanie w wartkim, górskim potoku nie zrobiło na Ridge Flexach specjalnego wrażenia, dodatkowo wyschły w kilka minut. Buty te cechuje też całkiem niezła oddychalność, chociaż są dość ciepłe. Podejrzewam za to, że w sezonie wiosennym i jesiennym sprawdzą się znakomicie. Po wycieczce czekała mnie miła niespodzianka, mianowicie: brak nieprzyjemnego zapachu, a nawet – zapach nowości (i to bez żadnych dodatkowych specyfików)!
A jeśli mowa o nowości, wielkim atutem Keenów Ridge Flex jest ich kolor. Być może na pierwszy rzut oka nie jest porywający – szczególnie w dobie pstrokatego obuwia biegowego – jednak nie widać na nich zabrudzeń (dla estetów całkiem ważna sprawa, zwłaszcza po kilkudziesięciu kilometrach wędrówki w zróżnicowanej pogodzie!), a doprowadzenie ich do czystości zajmuje około 5 minut za pomocą samej gąbki namoczonej w wodzie.
Zabrałem buty Keen Ridge Flex na dłuższy, ponad 40-kilometrowy dystans, żeby przekonać się, czy wywiążą się z obietnic składanych przez producenta. Zaskoczyły mnie pozytywnie: obeszło się bez bolesnych otarć, niemal natychmiast dostosowały się do kształtu stopy. Na pewno lubią dłuższe dystanse, zróżnicowany teren (nie tylko góry!) i podejścia. Niestraszna im wilgoć i potoki. W zasadzie jedynym mankamentem okazały się być sznurówki – dość szybko się luzują i rozwiązują, wypadając z haczyków.
Podsumowując - dla piechurów, którzy lubią buty za kostkę oraz cenią sobie wygodę i prędkość - to zdecydowanie obuwie godne polecenia.
Waga: 465 g (rozm.38) • Technologie: podeszwa KEEN.ALL.TERRAIN, membrana KEEN.DRY, KEEN.BELLOWS FLEX, ECO ODOR CONTROL • Cena: 739,95 zł
Testował / Artur Polanowski