Chodził po Tatrach zwinnie jak kot, wspinał się szybko, elegancko przechodząc trudne partie skalne lekko, jakby nie sprawiały mu trudności. Był też pierwszym niegóralem, który otrzymał blachę przewodnicką i autorem słynnego w kręgach taternickich lat 30. trawersu w poprzek Zamarłej Turni. Bohaterem mojego tekstu z cyklu „Pisane dla Ciebie i dla siebie” jest Stanisław Motyka – „esteta skały”, który zostawił po sobie około pięćdziesięciu pięknych i trudnych dróg taternickich.
Fot. Ze zbiorów Paryskich
Urodził się 6 maja 1906 r. w Zakopanem. Nie był góralem, jego matka Karolina z domu Golonka, pochodziła z Młynnego z powiatu Limanowa, a ojciec Jan był stelmachem, a później także kierowcą samochodowym i pochodził z Dymitrowa Dużego pow. Tarnobrzeg. Jak podaje towarzysz jego pierwszych wspinaczek i autor „Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej” - Witold Paryski, na pierwszej trudnej wspinaczce Motyka był w roku 1923, miał więc wtedy 17 lat i od tego czasu stale uprawiał taternictwo letnie (zimowe sporadycznie). Jego towarzyszami na linie w tym okresie byli: Witold Henryk Paryski, Jan Sawicki, Bronisław Czech, Jan Gnojek i inni. W tym też okresie swojej działalności górskiej przechodzi: I raz Filarem Leporowskiego na Kozi Wierch i wprost żlebem na Kozią Przełęcz Wyżnią.
Witold Paryski tak wspomina:
Z Motyką chodziliśmy do jednej klasy w gimnazjum. Był najlepszym uczniem tzw. prymusem. W gimnazjum poszliśmy z Motyką niby na wycieczkę turystyczną na Halę Gąsienicową, to skończyło się na wspinaniu, oczywiście bez liny. Poszliśmy na Granaty od Czarnego Stawu, Staszek szedł dużo szybciej ode mnie i nie mogłem za nim nadążyć, więc co jakiś czas wołałem za nim: Staszek, może chcesz cukierka? a on „łapał” cukierka i znowu „rwał” do przodu. Doszliśmy na Granaty i poszliśmy potem w stronę Koziego Wierchy, Czarne Ściany ładnie obeszliśmy Orlą Percią i doszliśmy na Przełęcz nad Doliną Buczynową, gdzie Orla Perć obchodzi grań, która jest przepaścista. My poszliśmy właśnie granią, bez liny. Pamiętam, że w jednym miejscu był taki koń skalny, ścięty na dwie strony, Staszek przeszedł go „śpiewająco”, na stojąco, bez użycia rąk, a ja siadłem na konia i tak przebyłem ten odcinek grani. To była jedna z pierwszych naszych wspinaczek. Wspinaliśmy się potem dużo na Hali Gąsienicowej, nocowaliśmy w starym schronisku Bustryckich i stamtąd chodziliśmy w góry razem z Jasiem Sawickim. Zrobiliśmy wtedy tak wspaniałe drogi jak: Filar Leporowskiego na Kozi Wierch (I wejście, 1929 rok), przy tym wejściu znaleźliśmy przewodnik taternicki, który wypadł z kieszeni Leporowskiemu w czasie jego ostatniej wspinaczki (Leporowski zginął na Filarze podczas samotnej wspinaczki w dniu 20 lipca 1928 r.). Przewodnik leżał dość wysoko w ścianie, był otwarty. To była piękna i trudna droga i niektórzy mówili, że Filar jest trudniejszy od Zamarłej. Teraz po przejściu południowej ściany Zamarłej myślę. że jednak jest troszkę łatwiejszy. Dwa dni potem zrobiliśmy I wejście na Kozią Przełęcz Wyżnią z Dolinki Koziej - to był problem atakowany kilka razy między innymi przez braci Sokołowskich, ale im nie udało się dojść do najtrudniejszego miejsca. Było tam bardzo krucho i Jaś Sawicki w tym miejscu stał chyba dwie godziny. To było spiętrzenie w żlebie, po skale spływała woda, a skała była tak krucha, że co się wzięło w rękę to wypadało. Wreszcie Sawicki „dobrał” się do czegoś mocniejszego i przeszedł tę drogę. Ale kończyliśmy ją już po ciemku, tak, że własnej ręki nie było widać. Nasze drogi w tym czasie uchodziły za jedne z najlepszych. Potem wspinałem się jeszcze z Motyką, ale nasze drogi się rozeszły, bo on wspinał się coraz więcej na Słowacji”. Raz nawet Motykę Pogotowie ściągało w początkowym okresie jego działalności taternickiej ze ściany Zamarłej Turni, bo się tam „zatkał” (tak samo było ze Stanisławskim), ale nawet ten fakt nie zatrzymał jego „szturmu” na tatrzańskie ściany.
![](http://www.archiwum.goryonline.com/upload/Image/2012/zie.jpg)
Między mgłą a zielonością. Fot. Wojciech Szatkowski
Witold Paryski mówił, że Motyka wspinał się niezwykle elegancko:
Motyka znany był z tego, że wspinał się bardzo lekko i można powiedzieć, że elegancko. Jak przechodził odcinek bardzo trudny, to nie było widać po nim, że to jest takie trudne. Bo byli tacy taternicy, którzy wspinali się w trudnych miejscach z wysiłkiem, który było po nich widać, a Motyka nie, leciutko, elegancko.
Narciarskie pasje Stanisława Motyki
Sukcesy odnosił także w narciarstwie.
Był olimpijczykiem i wziął udział w Zimowych Igrzyskach w Saint Moritz (1928) w kombinacji norweskiej i w biegu do kombinacji norweskiej, w którym zwyciężył wyśmienity Norweg – Johan Groettumsbraaten, Motyka był 25., w konkursie skoków był, a ostatecznie w kombinacji zajął 24. miejsce. Potem miał ciężki upadek na Wielkiej Krokwi i przy upadku nartą skaleczył się w głowę, miał potem puste miejsce wśród włosów i od tego, że to była jakby tonsura, koledzy przezwali go „Klerykiem”. Po tym upadku porzucił narciarstwo wyczynowe. –
Uprawiał za to narciarstwo turystyczne, miał na koncie długie rajdy narciarskie w świetnym tempie – wspomina Witold H. Paryski. Rzeczywiście Motyka był świetnym narciarzem turystą i między innymi przeszedł w ciągu 16-godzinną trasę: Pięć Stawów Polskich – Opalone – Morskie Oko – Wrota Chałubińskiego – Ciemne Smreczyny – Wielka Kopa Koprowa – Cicha Dolina – Tomanowa Przełęcz – Czerwone Wierchy - Zakopane. Tę „wycieczkę”, a raczej „wyrypę” narciarską odbył z bratem Julianem w dniu 7 kwietnia 1926 r. Jak wspominał Jan Sawicki, Motyka
miał też na koncie trudny zjazd narciarski z Przełęczy Waga do Doliny Ciężkiej – był więc prekursorem popularnego w Tatrach i Alpach ski-alpinizmu.
Pisał też świetne aforyzmy górskie, kilka poświęconych narciarzom, w tym jeden... narciarskim patałachom (...)
Czytaj dalej tutaj >>
Źródło: www.nieznanetatry.pl