Jesteśmy już w Kaszgarze. Podróż przebiegła bez problemów. Najpierw trochę czasu zabrała nam biurokracja kirgiska, później przekraczanie granicy chińskiej, które jest całym kilkugodzinnym rytuałem. W sumie kirgiskich i chińskich kontroli jest chyba 10, a pas "ziemi niczyjej" ma ponad 100 km szerokości. Przejazd kirgiskich pustkowi i kopanie się samochodem w błocie, a następnie wyjazd na asfaltową drogę, która wkrótce staje się kilkupoziomowa i doprowadza nas do pięciomilionowego dynamicznie rozwijającego się miasta, jakim jest Kaszgar, rodzi duże poczucie kontrastu. W dodatku nagle z Kirgistanu, gdzie bez problemu mogliśmy się z każdym porozumieć po rosyjsku, wjeżdżamy do kraju, gdzie np. jedząc w barach dla "lokalsów" porozumiewamy się na migi, a właściwie każdy po swojemu: my po polsku, oni po ujgursku. Na razie skutki są zaskakująco dobre. Ciekawe, jak nam pójdzie przy wynajmie osłów na karawanę ;)
Kolorowe i pełne zgiełku Chiny to jednak tylko pozory. W relacjach z kimkolwiek widać czającą się obawę przed władzą. Nawet w kafejce internetowej spisują nasze dane paszportowe.
Jutro (sobota) załatwiamy formalności z agencją chińską i robimy zakupy. Jeśli z wszystkim uda nam się uporać, pojutrze ruszamy w drogę do Gezi, skąd ruszymy karawaną pod Aklangam (7004 m), gdzie będziemy się aklimatyzować przed zmierzeniem się z głównym celem jakim jest Kongur Shan. Jeśli z powodu weekendu nie uda się wszystkiego załatwić, wyruszymy z Kaszgaru w poniedziałek.
Pozdrawiam w imieniu całego zespołu,
Ola Dzik
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl