Opisaliśmy najpiękniejsze – naszym zdaniem – tatrzańskie doliny. Oczywiście, są to nasze subiektywne typy, które – mamy nadzieję – pomogą Wam dokonać samodzielnej oceny, tego co w Tatrach najpiękniejsze i najbliższe sercu.
Przez ostatnich kilka lat „Kącik Tatrzańskiego Turysty” stał się nieodłączną częścią GÓR i wielu Czytelników wręcz nie wyobraża sobie numeru naszego pisma bez kolejnego odcinku cyklu, który w atrakcyjny sposób przybliża kolejne zakątki naszych ukochanych gór. W „Kąciku” przedstawiamy mniej lub bardziej znane szczyty tatrzańskie, opisując najłatwiejsze trasy, prowadzące na ich wierzchołki. Dzięki temu turyści mogą poznać i wybrać drogi, które przejdą w towarzystwie uprawnionego przewodnika, a taternicy poznają trasy zejściowe, które mogą wykorzystać po wejściu na szczyty trudniejszymi drogami wspinaczkowymi. Równocześnie dla wszystkich miłośników Tatr lektura kolejnych odsłon cyklu jest świetną lekcją topografii.
W specjalnym „Tatrzańskim numerze” postanowiliśmy kontynuować nasz bogato ilustrowany „kurs tatrzańskiej topografii w odcinkach”. Jednak, jak przystało na wyjątkową edycję, ugryźliśmy ten temat nieco inaczej. Wytypowaliśmy i opisaliśmy najpiękniejsze – naszym zdaniem – tatrzańskie doliny. Pierwsza „piątka” została przedstawiona w osobnych artykulikach, na które składa się opis topograficzny, cytaty pionierów turystyki i taternictwa, a także – a raczej przede wszystkim – piękne zdjęcia, którymi niejako uzasadniamy nasz wybór. Oczywiście, są to nasze subiektywne typy, które – mamy nadzieję – pomogą Wam dokonać samodzielnej oceny, tego co dla niego w Tatrach najpiękniejsze i najbliższe sercu.
Liczymy, że materiał ten przypadnie do gustu zarówno turystom, którzy zawsze mieli słabość do poszczególnych tatrzańskich dolin oraz ich głównej ozdoby – stawów, jak i taternikom. Wszakże, jak celnie zauważył niegdyś Bogusław Chwaściński, wspinacz „nie kontempluje dziś piękna gór, jak jego poprzednik z XIX w., zbyt zaabsorbowany jest jego umysł, gdy nieraz wśród najpiękniejszej scenerii jedyna myśl jest skierowana na znalezienie chwytu, od którego może zależeć nie tylko zwycięstwo, ale nieraz i jego życie […] Nie myśli on wtedy o pięknie krajobrazu. Ale ten skalno-lodowy świat jest jego światem, jest jego naturalnym otoczeniem. Nie podziwia się nigdy swego naturalnego otoczenia, ale gdy go zabraknie, to się tęskni za nim”. Przedstawiamy więc miejsca, za którymi tęsknimy najbardziej.
Redakcja GÓR
1. Dolina Ciężka
2.Dolina Czarna Jaworowa
3. Dolina Rybiego Potoku
4. Dolina Kieżmarska
5. Dolina Pięciu Stawów Polskich
Oto nasza honorowa „druga piątka”:
6. Niewcyrka
7. Dolina Staroleśna
8. Dolina Mięguszowiecka
9. Dolina Młynicka
10. Dolina Kołowa
Opisy poszczególnych dolin przygotował nasz tatrzański specjalista – Leszek Jaćkiewicz.
1. Dolina Ciężka (Ťažká Dolina)
Jedna z głównych odnóg Doliny Białej Wody, leżąca po jej południowo-zachodniej stronie. Dolinę Ciężką otaczają: od północy – Młynarz i Żabi Szczyt Wyżni; od zachodu: Niżnie Rysy i Rysy; od południa: Ciężki Szczyt, Wysoka i Mały Ganek; od wschodu: długa północna grań Małego Ganku z Kaczą Turnią i Pustymi Turniami, zakończona Gankową Strażnicą. Krótka boczna grań, odchodząca od Niżnich Rysów na wschód i zakończona Ciężką Turnią, oddziela od Ciężkiej Doliny jej boczną odnogę – Dolinkę Spadową.
Główna gałąź Doliny Ciężkiej tworzy dwa piętra: dolne – z leżącym wśród traw i kosówki Ciężkim Stawem (wys. 1612 m, pow. 1,53 ha) oraz górne – z leżącym na dnie dzikiego kotła skalnego Zmarzłym Stawem (wys. 1774 m, pow. 3,54 ha). Potok płynący ze Zmarzłego Stawu do Ciężkiego Stawu spada z progu między nimi, tworząc niewielką, ale uroczą Zmarzłą Siklawę. Z Ciężkiego Stawu wypływa Ciężki Potok, który, spadając z progu doliny, tworzy w głębokim jarze skalnym jeden z najwspanialszych wodospadów tatrzańskich – Ciężką Siklawę.
Piękna dolina, która – można by rzecz – stanowi ideał urody tatrzańskiej. Chyba każdy, kto raz zobaczy Ciężką Turnię lub Młynarza, przeglądającego się w zielonkawej toni Ciężkiego Stawu, na zawsze pozostawi w sercu ten widok. Dodatkowo ma ona swoje drugie, groźne oblicze za sprawą Galerii Gankowej, której grozę można podziwiać znad Zmarzłego Stawu. Bezapelacyjne pierwsze miejsce na naszej liście.
Galeria Gankowa z Doliny Ciężkiej nigdy nie wygląda zbyt zachęcająco, ale wczesnym rankiem, gdy słońce nie łagodzi jeszcze pionowych urwisk ściany, odbiera zupełnie entuzjazm.
Ranek budzi nas świeży i słoneczny, na niebie ani jednej chmurki, na kosówce i trawach migotliwe krople rosy odbijające światło kolorami tęczy. Szkoda takiego dnia na siedzenie w dolinie. Wskakujemy w rześką wodę stawu, aby wypłoszyć resztki snu i po szybkim śniadaniu, zabrawszy sprzęt i trochę żarcia, wyruszamy w górę. Przekraczamy próg górnej doliny, przed nami wprost ze stromego piargu wyrastają przewieszone zerwy Galerii Ganku, ucięte równą linią na tle nieba, poprzecinane wnękami kominów. Widok wspaniały i przytłaczający zarazem. Siadamy na głazie i zaczynamy studiować przewodnik: - Ten stromy zachód na lewej połaci kończący się kominem, to najłatwiejsze przejście, tamtędy wiedzie droga. Przewieszony, budzący grozę komin w środku ściany to sławna, skrajnie trudna droga Paszuchy i Łapińskiego, zrobiona dwa lata temu i czekająca na powtórzenie. Dalej na prawo, przez pionowe gładkie zerwy bez wyraźnych formacji skalnych, wiedzie niewiele łatwiejsza droga Orłowskiego, zrobiona już przed wojną. Dalej na prawo głęboki ciemny komin, którym szedł Stanisławski.
Było jeszcze wcześnie, gdy zerwali się i poszli pod Galerię. My ze Zbyszkiem naciągnęliśmy tylko koce wyżej na uszy i spaliśmy dalej; wstaliśmy dopiero gdzieś koło szóstej. Nie wiem, co było powodem, ale nie mieliśmy zupełnie ochoty na zaplanowaną od dawna Wysoką: czy to wczorajsza tragedia, czy ciągle niepewna pogoda, czy samotność, w jakiej mieliśmy dziś zostać w dolinie – pewnie wszystko razem; dość, że zdecydowaliśmy, że na Wysoką nie pójdziemy. Leżeliśmy w trawie między kamieniami i patrzyliśmy na potężną turnię w Młynarzu (jeszcze wtedy nie miałem pojęcia, jak się nazywa i między sobą nazywaliśmy ja Turnia nad Kolebami), opadającą wprost ku nam poprzewieszaną, płytową ścianą, rozjaśnioną teraz promieniami wschodzącego słońca. Pamiętam, jak mówiłem Zbyszkowi, że gdy nie stanie innych problemów, pójdą ludzie i na te krzesanice. W wiele lat później dowiedziałem się, że turnia ta nazywa się Młynarzowe Widła i że słowa moje się sprawdziły – ściana została zrobiona. Nas interesowała tylko teoretycznie. Wtedy zaproponowałem Zbyszkowi ścianę wznoszącą się z drugiej strony doliny, wprost na południe od stawu.
Ryszard W. Schramm, Życiorys tatrzański (1995)
2. Dolina Czarna Jaworowa (Čierna Javorová Dolina) Jest to jedna z głównych, wschodnich odnóg Doliny Jaworowej. Ciągnie się od Jaworowej Polany ku południowemu wschodowi w górę aż do podnóża Czarnego Szczytu. Dolinę Czarną Jaworową otaczają: od północnego wschodu – długa grań Kołowego Szczytu z Żółtą Czubą i Świnką; od południowego wschodu – główna grań Tatr na odcinku od Kołowego Szczytu poprzez Czarny Szczyt, Wyżni Barani Zwornik, Śnieżny Szczyt aż po Lodowy Zwornik; od południowego zachodu – długa Kapałkowa Grań, zbiegająca z Lodowego Zwornika. Długość całej doliny wynosi ponad 3 km. Ma ona jedną główną i trudno dostępną odnogę, zwaną Dolina Śnieżna. Dolina Czarna Jaworowa ma piękny piętrowy układ. Patrząc od dołu, są to: Czarny Las Jaworowy, położony na wschód od Jaworowego Potoku i po obu stronach Czarnego Potoku Jaworowego; Czarny Ogród z pięknym Czarnym Stawem Jaworowym (wys. 1490 m, pow. 0,81 ha); Czarne Spady, czyli częściowo skalisty i trawiasty porosły kosówką stromy próg – spada z niego Czarny Potok Jaworowy, tworząc Czarną Siklawę; Czarne Młaki, obszerne, właściwe górne piętro doliny, powyżej którego znajdują się trzy kotlinki, zwane Bańdziochami. Są to kolejno (od wschodu): Czarny, Barani i Śnieżny Bańdzioch.Śliczna i dzika dolina ze wszystkimi atutami tatrzańskiego krajobrazu. Uroczy staw w otoczeniu traw i kosodrzewiny, próg z kaskadą siklawy oraz wspaniałe otoczenie wysokich szczytów czyni z niej niemal ideał wysokogórskiego piękna. Stąd też zasłużone drugie miejsce w naszym rankingu.
Przez piargi zdążamy na Przełęcz Kołową, a następnie granią na Kołowy, na którym – jak widać z bardzo nielicznych biletów – nikt w tym roku oprócz nas nie był. Schodzimy z powrotem na przełęcz, a stąd w Dolinę Czarną Jaworową zsuwamy się po dość gładkiej skale żlebu, którym w r. 1878 wyszedł Chałubiński na Przełęcz Kołową, a stąd na Kołowy. Żleb ten schodzi do kotła zasłanego olbrzymimi, zwłaszcza wcześniejszą porą, polami śnieżnymi, który jest górnym piętrem Doliny Czarnej Jaworowej, leżącym paręset metrów nad jej główną częścią ze stawem. (…) W miesiąc później, zwiedzając te turnie w towarzystwie p. Klemensiewicza, miałem sposobność zajrzeć i do tego drugiego kotła oraz podziwiać grzebień tych smukłych turni, równie imponująco przedstawiających się i z drugiej strony. W ogóle w całej tej okolicy, przedstawiającej wdzięczne pole dla taternika szukającego nie zwiedzonych jeszcze turni, postała zaledwie parę razy stopa turysty.
Jerzy Maślanka, Wycieczka na Kołowy i Baranie Rogi (1907)
Czas był ostatni, bo czujną straż miał nasz czarny wróg. Już mgły nadbiegły – teraz z Czarnej Jaworowej idą – już na grań się wznoszą i śledząc w żleb zaglądają, jak zeń pospiesznie wychodzimy. Teraz my górą! Jeszcze kilkadziesiąt kroków po olbrzymich czarnych załomach i stoimy na szczycie. A On gniewem się zatrząsł; ledwo czas mieliśmy rzucić spragnione przestrzeni wolnej oczy na cudną koronkę grani wkoło nas, już zewsząd natarły mgły natarły. Już i wicher wybiegł ze swych kryjówek w dolinach, gdzie leżał przyczajony. Nie mógł się obronić przed nami Czarny; nie odstraszył złudną gładkością ściany, nie odpędził burzą. Uderzyliśmy znienacka. Więc za to zemścić się chciał, odwrót nam odciąć. I siekł nas deszczem i śniegiem, wichrem mroził i drogę we mgle skrywał. A gdy widział, że wszystko daremne – ucichł i w mgły się zaszył gęste. Dopiero trzeciego dnia ujrzeliśmy go z daleka, jak legł w głębi Czarnej Jaworowej Doliny śniegu siwizną przyprószony.Zygmunt Klemensiewicz, Czarny Szczyt (1911)
Dwa dni pięliśmy się na Lodowy Szczyt Doliny Czarnej Jaworowej. Dwa dni pokonywaliśmy 1200 metrów wzniesienia – brnęliśmy mozolnie w głębokim śniegu, kolcami raków szukaliśmy stopni w olodzonych skałach, zmarzłymi rękami strącaliśmy śnieg w poszukiwaniu chwytów. Dwa dni paliło nas słońce lub mroziły zacienione żleby i zakamarki skalne. Wiele wspomnień pozostało mi z tych dwóch dni, wiele przeżyć i wrażeń. Ale chyba najsilniej utkwiło mi jedno: może po raz pierwszy odczułem wrażenie, że Tatry są nie tylko trudne i urwiste, ale że mogą być także wielkie i wspaniałe – jak egzotyczne olbrzymy. Jerzy Wawrzyniec Żuławski, Lodowy Szczyt z Doliny Czarnej Jaworowej (23-24 kwietnia 1935 roku) (1936/37)
To był także dzień gorący słońcem, lecz już na szczęście tatrzański, nie równikowy. Najłatwiejszym uboczem weszliśmy w mig na Małą Kapałkową Turnię, po czym rozpoczęła się wspinaczka – po szyję, po nos, po czubek głowy! Więc chodź nie brakło nam nigdy zapału do drobiazgowego opisywania przebywanej drogi, tym razem traciliśmy pomału rachubę turni, maczug czy lalek, poplątały nam się szczegóły i następstwo miejsc, nie ma rady – trzeba się było uznać za pokonanych i po raz pierwszy zrezygnować z dawki fachowości. Nawał nieznanych wierzchołków i uskoków zdawał się być niewyczerpalny, zdawał się starczyć nie na jeden dzień, choć i z tych najdłuższych w roku, ale na dobę, na pięć osób, aż strach. Jedni omijali te i ową igłę, ten i ów uskoczek, dokazując cudów pomysłowości w utrzymywaniu się na trasie, drudzy robili sobie sport z uporu przełażenia przez każdy trabant, każdy ząb, każdą przewieszkę i prożek. Ze szczytu – z najwyższego ponad Czarną Jaworową – spoglądałem ku stawowi, sczerniałemu w cieniu i szukałem koleby, pyłu wśród pyłu. Tu, ponad kolebą, byłem najwyżej; lecz wystarczyło obrócić wzrok, a już ściana głównego Szczytu Lodowego stała nadal nade mną.Jan Alfred Szczepański, Przygody ze skałą, dziewczyną i śmiercią (1996)
Jedna z głównych odnóg Doliny Białki, odgałęziająca się na południe od Starej Roztoki. Dolinę Rybiego Potoku otaczają:od zachodu – Roztocka Czuba, Opalone, Opalony Wierch i Szpiglasowy Wierch;od południa – grań główna Tatr Wysokich, w której wznoszą się: Ciemnosmreczyńska Turnia, Zadni Mnich, Cubryna, Mięguszowieckie Szczyty, Wołowy Grzbiet, Żabi Koń i Rysy;od wschodu – Niżnie Rysy oraz cała Żabia Grań, czyli Żabi Szczyt Wyżni, Żabi Mnich, Żabi Szczyt Niżni, Żabia Czuba i Siedem Granatów.Dolina Rybiego Potoku posiada jedną boczną Dolinkę za Mnichem z kilkoma małymi Wyżnimi Mnichowymi Stawkami oraz największym, ale okresowym Stawem Staszica.W swej górnej części Dolina Rybiego Potoku tworzy kilka kotłów i są to kolejno od dołu: kocioł Morskiego Oka z największym stawem Tatr (wys. 1393 m, pow. 34,54 ha, głębokość 50-80 m, wymiary 862 m x 566 m). Pod względem pojemności jest to drugi, a pod względem głębokości piąty staw Tatr; Czarnostawiański Kocioł, w którym leży piękny Czarny Staw pod Rysami (wys. 1580 m , pow. 20,54 ha, głębokość 76,4 m, wymiary 578 m x 444 m), Czarny Staw jest trzecim pod względem powierzchni i drugim pod względem głębokości stawem Tatr; Mięguszowiecki Kocioł, zwany Bańdziochem, położony u stóp Mięguszowieckich Szczytów i opadający progiem w stronę Morskiego Oka; Wyżni Czarnostawiański Kocioł położony u stóp Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego i Hińczowej Turni, a podcięty progiem od strony Czarnego Stawu pod Rysami. Z Morskiego Oka wypływa Rybi Potok, który przy ujściu Doliny Rybiego Potoku łączy się z Białą Wodą, tworząc rzekę Białkę. Najbardziej znana ze wszystkich dolin i przez wielu uznawana za najpiękniejszą Dolina Rybiego Potoku jest naprawdę wspaniała, ale niesłychany tłok turystów, jaki przez cały rok tu panuje, sprawia, że nie ma w sobie tego uroku co inne, mniejsze, ale pełne ciszy zakątki Tatr. Dlatego też trzecie miejsce na naszej liście.
Ponieważ tego dnia znów szliśmy we trójkę, nazywało się, że Witek Wojnar prowadzi żeński pensjonat. Opuściwszy żleb Rybiego Potoku, posuwamy się stromym zboczem na Niżnie Rysy. Dopiero wczoraj poznałam po raz pierwszy rozkosz wspinaczki, więc tęsknię, pełna niecierpliwości, do chwili, kiedy znów ręce zaczną wyszukiwać chwytów i nogi przez miękką podeszew wyczuwać szorstką przyczepność kamienia. A tymczasem przed nami cały bezmiar maliniaków, coraz bezładniej i stromiej spiętrzonych i z rzadka tylko przerywanych fragmentem przedziwnie jaskrawej zieleni. Gdy jesteśmy wreszcie przed szczytem, witają nas z góry głosy dwóch towarzyszy, którzy czekają tu na nas już po zrobieniu ściany. Jeden z nich to Wiesław Stanisławski, którego poznałam wczoraj w schronisku, a o którym poprzednio tak wiele słyszałam.
Hanna Ptakowska-Wyżanowicz, Z Niżnich Rysów na Przełęcz pod Rysami (1934)
Wieczorem przychodzi do nas Czesław, rozmawiamy o planach, gdzie moglibyśmy pójść nazajutrz. W końcu, po różnych przymiarkach, Czesiek proponuje: „Cóż daleko szukać. Ściana przed wami jak smok, najlepiej zaczynać po kolei – idźcie na północną Mięgusza, dacie sobie radę, weźmiecie linę, parę haków”. Tak więc rano bierzemy linę, parę haków i obszedłszy staw dookoła podchodzimy we czwórkę po piargach pod ścianę. Ściana początkowo rozległa, w miarę zbliżania, skraca się coraz bardziej. Droga orientacyjnie wydaje się prosta, żlebem na bulę, później skalnym kominkiem na strome trawy – a dalej zobaczymy. Podchodzimy coraz wyżej, po chwili piarg przechodzi w skalne stopnie bądź strome trawiaste ścianki, idziemy całą grupą, jeden za drugim, uważając, żeby nie zrzucić większego bloku na kolegę. Wychodzimy na bulę, z prawej poniżej nas otwiera się ciemna czeluść przewieszonego komina stanowiącego linię spadku ściany. W dole tafla Morskiego Oka, dalej na morenie jasno oświetlone słońcem schronisko. W kominie tym zginą w jedenaście lat później dwaj nasi koledzy, Tadeusz Korek i Jacek Bilczewski.
Stanisław Worwa, Bliżej nieba. Zbiór wspomnień górskich (2003)
Szczyt Mięguszowiecki liczy 2435 m (7703 stóp) i wznosi się bezpośrednio nad Morskim Okiem, do którego jest zwrócony północno-wschodnią stroną. Dostępu jednak nań stąd nie ma, a opowiadania paru podrzędnych przewodników, że się nań od Morskiego wdarli, muszę do baśni zaliczyć. Dość spojrzeć ze szczytu ku Morskiemu, ażeby się przekonać, że tu zejścia nie ma, gdyż straszne przepaści otaczają szczyt z tej strony. Widok ze szczytu jest bardzo piękny i nie ustępuje wcale widokowi z Rysów. Morskie Oko widnieje pod stopami, mieniąc się tęczowymi barwami piór pawich. Powyżej Czarny Staw, jako kontrast, dziki, ponury, spowitymi śniegami, otoczony przez dzikie turnie. Białe schronisko Staszica świeci na słońcu, a ludzie, krążący jak mrówki koło schroniska, przez lornetkę dają się dostrzec. Mieczysław Karłowicz, Wycieczka na króla tatrzańskiego i na Szczyt Mięguszowiecki (1895)
Bawiąc się u pokładów śniegu (po góralsku zwanych żleby), przyszła mi chęć zwiedzić Czarny Staw, jezioro leżące na wschód od Morskiego Oka, z którego znaczna rzeka wypływa, a zlewając się po prostopadłej ścianie skalistej, najwspanialszą tworzy kataraktę i w Morskim Oku ginie. Doświadczyłem jakie tu panuje złudzenie wzroku: wszystko zdaje się małe, wszystko bliskie, a wszystko jest ogromne i odległe. Zaledwie z największym trudem udało mi się stanąć u Czarnego Stawu; przedzierając się prawie całą godzinę przez stosy zwalonych granitów, czepiając się rozwlekłych gałęzi kosodrzewiny, przebyłem tę nużącą wyprawę. Powróciłem do Czarnego Stawu po drugim brzegu Morskiego Oka, a tym sposobem wkoło je okrążyłem wbrew twierdzeniu śp. Staszica, który w rozprawie swej o tym jeziorze utrzymuje, jakoby je wkoło obejść rzeczą było niepodobną. Ambroży Grabowski, Kilka godzin pobytu w Tatrach nad jeziorem Morskie Oko i Czarny Staw w Galicji w cyrkule sandeckim (1826)
Na środku Morskiego Oka jest wir wielki. Ryby dają się tu widzieć, a czasem nieznanego rodzaju. Powiadał mi człowiek wiarygodny i miał na to świadków, że w roku zeszłym ukazała się im niedaleko brzegu ryba z głową nad wodę podniesioną, do kociej podobną. Górale także powiadają, że przed laty kilkunastu jakaś ryba, nie znana im, porywała pijące owce, a szczególniej czarne; pasterze zasadzali się ze strzelbą, dali do niej ognia, skoro się pokazała, i odtąd już jej nie widzieli. Seweryn Goszczyński, Dziennik podróży do Tatrów (1832)
Wielka dolina walna we wschodniej części Tatr, oddzielająca swym dolnym biegiem Tatry Wysokie od Tatr Bielskich. Ciągnie się od przystanku Biała Woda przy Drodze Wolności aż do podnóża Baranich Rogów na długości ponad 8 km. Orograficznie prawym ograniczeniem Doliny Kieżmarskiej kolejno od dołu są: Rakuska Grań, Mały Kieżmarski Szczyt, Kieżmarski Szczyt, Grań Wideł i Łomnica. Górne ograniczenie to potężna, urwista boczna grań, którą tworzą: Łomnica, Poślednia Turnia, Durny i Mały Durny Szczyt, Czubata Turnia, Sępia Turnia, Pięciostawiańska Turnia, Juhaska Turnia, Spiska Grzęda i Baranie Rogi. Dalszym ograniczeniem jest odcinek grani głównej i są to kolejno: Wyżni Barani Zwornik, Czarny Szczyt, Kołowy Szczyt i Jagnięcy Szczyt ze swoją Koperszadzką Granią. Orograficznie lewym ograniczeniem jest początkowo główna grań Tatr Bielskich, którą tworzą: Szalony Wierch, Jatki Bielskie oraz Bujaczy Wierch, a następnie biegnie niskim, bocznym grzbietem Tatr Bielskich, w którym leżą Rynias i Steżki. Dolina Kieżmarska ma pięć odnóg i są to kolejno (licząc od dołu od prawej strony): Dolina Przednich Koperszadów, Dolina Białych Stawów, Dolina Jagnięca,
Dolina Jastrzębia i Dolina Dzika. W dolinie Kieżmarskiej leży kilka stawów z których najważniejsze to: śliczny Zielony Staw Kieżmarski (wys. 1545 m, pow. 1,77 ha), Wielki Biały Staw (wys. 1612 m, pow. 0,95 ha) oraz leżące przy szlaku prowadzącym Doliną Jagnięcą na Jagnięcy Szczyt urocze stawki: Czerwony Staw Kieżmarski (wys. 1813 m , pow. 0,19 ha) i Modry Stawek (wys. 1870 m, pow. 0,07 ha). Dla mnie wyjątkowo uroczym jest też leżący wśród traw i kosodrzewiny drugi pod względem wielkości staw Doliny Białych Stawów, czyli Stręgacznik (wys. 1620 m, pow. 0,17 ha). Przez dolinę przepływa potok Biała Woda Kieżmarska. Piękno Doliny Kieżmarskiej to przede wszystkim niezwykłą połączenie: grozy Tatr Wysokich z potężnym zerwami Małego Kieżmarskiego Szczytu z łagodnością i kolorami Tatr Bielskich. Niezapomniany jest widok odbicia Jastrzębiej Turni w toni Zielonego Stawu Kieżmarskiego. Dolina w pełni zasługuje na czwarte miejsce na naszej liście; tym bardziej, że pomimo prowadzących do niej szlaków, ruch turystyczny jest tu dużo mniejszy niż w innych rejonach Tatr Wysokich
4. Dolina Kieżmarska (Dolina Bielej Vody)
Ze świtem dnia trzeciego, zwinąwszy nasze gospodarstwo pod kolebą, ruszyliśmy ponad Steinbachsee, przeszedłszy złomy głazów i śliczną zieloną równinkę zarosłą marchwicą, pod ścianę Keżmarskiego. Grunt cały był zryty przez świstaki i przez handlarzy, szukających goryczki. Torby zostawili towarzysze moi w głębokiej kolebce pod kamieniami, odpychającej nieznośnym świstaczym fetorem. Na przemian głazami i upłazem, bardzo wygodnie dostaliśmy przełęczy. Tu znaleźliśmy ślady zasiadki strzeleckiej, poniżej strzelecki nóż. Szczyt Kieżmarski jest bardzo dostępny, wszelako nie przedstawiający szczególnego interesu. Widok z niego jest piękny, lecz niezbyt rozległy; pod każdym względem ustępuje sąsiadce swej Łomnicy. Jako panujący nad Kieżmarską Doliną do przejrzenia jej bardzo jest dogodny. Zawiedzeniśmy też zostali w nadziei, że go pierwsi zwiedzaliśmy. Prócz śladów strzeleckich znaleźliśmy w butelce zamokły bilet, na którym odczytać tylko mogłem nazwisko przewodnika szmeksańskiego Spitzkopfa i datę: „14 August 1877”.
Jan Gwalbert Pawlikowski, Wycieczka na Łomnicę i Szczyt Kieżmarski (26-go do 30-go lipca 1878 roku) (1879)
Słońce od dawna spoglądało na góry, gdy pożegnawszy się z panami T., wracającymi do Zakopanego, skierowaliśmy swe kroki ku ścianom Jastrzębiej Turni. W oczekiwaniu na dr Jordana pragnęliśmy dzień dzisiejszy poświęcić na zwiedzanie jednego z pobliskich szczytów, nie znanego nam dotąd, a mając do wyboru bardzo trudne Widły i Jastrzębią Turnię, lecz nie czując jakoś chęci do forsowniejszej wycieczki, szybko zdecydowaliśmy złożyć wizytę wierzchołkowi tej ostatniej. Na wzmiankę zasługuje tu pochwały godny zwyczaj Klimka zwracania zawsze uwagi towarzyszących mu turystów i przewodników na mało znane a osławione i interesujące przejścia, gdy takowe obserwować się dadzą. Przybywamy bez najmniejszego trudu na ładny, gruzami zawalony taras już pod głównym szczytem, a w chwil kilka później stoimy na najwyższym wierzchołku, olśnieni cudowną panoramą, rozczarowani jednak z powodu niezmiernie łatwej drogi; wszak Jastrzębia Turnia to szczyt legendowo słynny z rzekomej niedostępności, owiany nimbem tajemnicy! Janusz Chmielowski, W głębi Tatr (Wycieczka odbyta w dniach 10-14 sierpnia 1903) (1904)
Oto ks. Hohenlohe, nie zadawalniając się obszarami, które w dbałości o całość inwentarza koziego, zamyka przed turystami, wydzierżawił tutaj polowanie i posławszy dziesiątki naganiaczy na turnie, sam raczył wywindować się na wysokość Czerwonego Stawku i zamierzał godzić na życie kozic. Na dany sygnał dziesiątki naganiaczy, rozrzuconych po stokach Szczytu Czarnego Kołowego, Jagnięcego i Koziej Turni, wszczęły hałas wprost piekielny: rozległy się strzały, ryki, jęki, wycia, skomlenia, piski, a wszystko to łączyło się w charakterystyczny rozgwar, który zdawał się przejmować zdziwieniem milczące turnie okoliczne. Hałas nie pozostał bez skutku: z różnych załomów skalnych zaczęły wypadać stadka strwożonych kozic i w szalonych skokach rzucały się do ucieczki. Mieczysław Karłowicz, Po młodym śniegu (1907)
Zaczęliśmy wspinaczkę jak zwykle dość późno. Z początku przytłacza nas swoim ogromem ta trójkątna ściana, podobna do rzucanego przez piramidę Cheopsa cienia, ale później okazało się, że „nie taki diabeł straszny”. Komin minęliśmy bez większych wrażeń, problemy pojawiły się dopiero na Niemieckiej Drabinie. Niewiele czasu pozostawało do zmroku, a my nie bardzo wiemy, gdzie zaczyna się górna część drogi Stanisławskiego. Popędzani podmuchem lodowatego wiatru, pętaliśmy się to za wysoko, to znów za nisko, dopóki stary hak nie wskazał nam drogi. Przewieszka była chyba najtrudniejszym miejscem, potem jeszcze kilka trudnych wyciągów, jakieś trawersy, kominki – w końcu myślimy, że już wnet koniec. Aha, akurat! Idziemy z lotną asekuracją wieczność – albo pół. Wspaniała, lecz niezbyt przyjemna sceneria – krucho i niebezpiecznie. Całe formacje wielkich głazów poukładanych na sobie, jakieś zwodzone mosty, okna skalne, grańki, żeberka, turniczki… Już, już, wydaje się że to szczyt, a to tylko uskok i nowe pola głazów, świeże obrywy, sterczące ostrza skalne, i znów mosty, turniczki, przewieszki i da capo al fine. Jan Długosz, Flirt z Czarną Panią (1995)
Jest to górna część wielkiej doliny, będącej odgałęzieniem Doliny Białki. Jej dolna część nosi nazwę Doliny Roztoki. Obydwie części rozdziela potężna ściana Stawiarska, z której spada najwyższy wodospad Tatr – Siklawa. Dolina Pięciu Stawów Polskich jest półkolistą wyżyną ok. 4 km długą i otaczają ją kolejno od dołu od prawej strony: Kozi Wierch, Zamarła Turnia, Mały Kozi Wierch, Zawratowa Turnia. Dalej odcinek grani głównej, w którym wznoszą się: Świnica, Walentkowy Wierch, Gładki Wierch i Liptowskie Mury, kulminujące w Szpiglasowym Wierchu. Od lewej otacza ją grań boczna z Miedzianym i Opalonym Wierchem. Dolina Pięciu Stawów Polskich ma w swej górnej części dwie niewielkie boczne dolinki: Pustą i Pod Kołem. Dużą część doliny zajmuje sześć stawów i są to kolejno od wschodu ku zachodowi: Przedni Staw (wys. 1668 m, pow. 7,22 ha), Mały Staw (wys. 1668 m, pow. 0,18 ha), Wielki Staw (wys. 1665 m, pow. 34,14 ha), będący najdłuższym (998 m x 452 m) i największym pod względem pojemności stawem tatrzańskim, Czarny Staw (wys. 1722 m, pow. 12,65 ha), Wole Oko (wys. 1862 m, pow. 0,1 ha), Zadni Staw (wys. 1890 m, pow. 6,46 ha). Łączna powierzchnia wszystkich stawów wynosi 61,25 ha i jest największa ze wszystkich dolin tatrzańskich.
5. Dolina Pięciu Stawów Polskich (Dolina Piatich Pol'skych Plies)
Już była spóźniona pora roku, gdyśmy się dnia 6 września 1844 roku puścili do Pięciu Stawów Doliną Roztoki. Pogoda nic nie zostawiała do życzenia, a powietrze nadzwyczajnie przezroczyste poodsłaniało nieprzeliczone wirchy, cudnie oświetlone; w pobliskich odróżnialiśmy najdrobniejszy załamek. Za każdym krokiem na tej drodze bogate rozmaitością przedstawiały się widoki, jeden od drugiego cudowniejszy. Ta nadzwyczajnie dzika dolina przedstawia obraz walczących pomiędzy sobą sił nadprzyrodzonych. Boki jej nadzwyczajnie wysokie wznoszą się od spodu parę tysięcy stóp wyżej: środkiem płynie w nieustannych spadkach szumna Roztoka, unosząc niezmierne kupy potężnych głazów; gęste lasy wypełniają całą dolinę i wznoszą się na bokach do pewnej wysokości, wyżej sterczą góry całkiem nagie. Ludwik Zejszner, Podhale i północna pochyłość Tatrów, czyli Tatry Polskie (1849)
Nigdy jeszcze w takim stopniu nie doznałam podobnego wrażenia, jak na widok wodospadu Siklawej Wody. Jakże blade, jak niedostateczne wydały mi się teraz wszystkie opisy tego wspaniałego dzieła przyrody! Bo zaiste, tu nie opisywać, ale tylko podziwiać trzeba, a korząc się, wielbić Boga. Spadek tak
jest gwałtowny, że woda traci zupełnie swą kryształową przejrzystość i wydaje się jak bałwan śnieżnej piany, przesypanej milionem brylantów. Około wodospadu do znacznej odległości tworzy się deszcz kroplisty, w którym odbite promienie tworzą tęczę. Prawda, że przepaść Doliny Roztoki, nad którą prowadzi ścieżka, okropna, z tego więc powodu dla osób cierpiących zawrót głowy przeprawa ta niebezpieczna być może. Maria Steczkowska, Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin (1854)
Przechodząc dolinę Zadniego Stawu, panna P-ska, potknąwszy się na krawędzi, spadła poza nią i zaczęła się staczać po śliskiej pochyłości zbocza w kotlinę. Skoczyłem za nią i w postawie siedzącej pomknąłem w dół po twardej skorupie śniegu z chyżością tak łatwą, że zdołałem obegnać ją po linii owalnej prędzej, niż zdołała w prostym kierunku stoczyć się o kroków sześćdziesiąt. (…) Okoliwszy północną część Wielkiego stawu, dotarliśmy nareszcie przed północą do tej cyklopowej czy pelasgijskiej budowy, którą nazwano schroniskiem Zeisznera, a dotarliśmy po piętnastu godzinach najforsowniejszego pochodu z małym kwadransowym wypoczynkiem na Zawracie. (…) W jaki sposób towarzyszka nasza, plącząc się co chwila w zwojach swej długiej sukni, zdołała przejść Zawrat, to pozostanie tajemnicą jej sił niewieścich
Jan Grzegorzewski, Pierwsza wyprawa przez Zawrat do Morskiego Oka (1894/95)
Autor: Leszek Jaćkiewicz