facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
 
 
2011-09-28
 

Józef Uznański - skoczył z kolejki na Kasprowy

Józef Uznański przed wojną zaledwie jako 14-latek zaczął wygrywać zawody narciarskie najwyższej rangi. Trasy zjazdowe z Kasprowego nie miały przed nim tajemnic. Niebywale zapowiadającą się karierę zawodniczą przerwała wojna.
Zasłynął jako ten, który w czasie wojny na nartach wyskoczył z kolejki na Kasprowy Wierch.

Walczył w AK. O tragicznych, trudnych, powojennych przeżyciach nie za dużo mówi. Dopiero w latach 50. mógł powrócić do rodzinnego Zakopanego. Ratownik TOPR, narciarz, taternik, przewodnik tatrzański. Dzięki niemu TOPR zaczęło stosować nowoczesne techniki ratownicze, m.in. tzw. zestaw Grammingera (specjalne nosze, lina i kołowe bębny do wyciągania rannego). O pracy ratownika i pasji taternickiej mówi: - Trzeba ryzykować. Ryzyko jest niezbędne. Opowiadając o dawnych latach, często uśmiecha się do swoich wspomnień. A ma ich tyle, że można by nimi obdarować życie nie jednego, a kilku ludzi.
 
Fot. Andrzej Wiatr/www.naszkasprowy.pl

- Jak to było z tym słynnym skokiem z kolejki?


- Już tyle razy to opowiadałem... Zima 1944 rok. Przyszedłem do domu i nie myślałem o tym, że będę chciał jechać kolejką, ale w nocy spadło dużo śniegu, kilkadziesiąt centymetrów. Nie można się było przedrzeć żadną boczną drogą, a miałem iść na Słowację do leśniczego. Można było skorzystać z kolejki, nie była ona "nür für Deutsche". Pech - trafiłem na obławę. Gdy wszedłem do holu, a nic się tam nie zmieniło, dziś wygląda to tak samo, wiedziałem, że nie będę się mógł wycofać, bo mnie zatrzymają. Przy drzwiach stał gestapowiec, Polak, który poszedł na usługi Niemców. On mnie znał, a ja jego. Trochę zdziwiony byłem, że nie podchodzą do mnie, ani nic... I byłem pewny, że wysiądę na Myślenickich Turniach i pójdę swoją drogą. Tam jednak drzwi były zamknięte, żandarmi spacerowali po peronie. No i nie było wyjścia, trzeba było wsiadać do wagonika i jechać na Kasprowy. Szczęście było, że w wagoniku jechałem po prawej stronie. Konduktorzy mnie znali. Kolega konduktor podpowiedział mi, że nie ma mowy o tym, bym przeszedł na Kasprowy, tak Niemcy pilnowali. Właściwie on mi podpowiedział, że jak będziemy dojeżdżać do Kasprowego, to prawe drzwi odsunie. Normalnie powinien otworzyć drzwi po prawej stronie. Po wszystkim jego chyba potem miesiąc trzymali, przesłuchiwali. Ale wytłumaczył się. Kolejne szczęście, że jechało tylko dwóch narciarzy: ja i starszy pan, Niemiec albo Austriak. Dlatego pozwolono nam zabrać narty do wagonika. Normalnie trzeba było je umieścić w koszu na zewnątrz wagonika. Nikt mnie nie zatrzymywał w wagoniku, nikt się mną nie interesował, na górę wyjeżdżało niewielu ludzi - Niemcy na urlopie, żołnierze, w sumie kilkanaście osób. Położyłem na podłodze w wagoniku narty, i udawałem, że coś sobie poprawiam przy wiązaniach. Gdy wagonik zwolnił przed Kasprowym, kolega konduktor odsunął drzwi. I wtedy zeskoczyłem.

- Ile tam było metrów?


- Niedużo. Kilka metrów mogło być. Ale to było po dużych opadach śniegu, było bezpiecznie. I ja znałem ten zjazd Żlebem po Palcem, z 1938 roku, gdy byłem w kadrze narodowej i jako 14-letni chłopak trenowałem do Mistrzostw Świata, które się odbyły w 1939 roku. I tam zjeżdżaliśmy w czasie treningu z Bronkiem Czechem. Tak że wiedziałem, że tam mogę zjechać. Ale bałem się, bo jechałem za szybko. Ale wszystko skończyło się dobrze.

- Nie poszukiwali pana?

- Dla mnie gehenna zaczęła się, gdy zjechałem do Doliny Kasprowej. Świeży śnieg powyżej kolan. Gdzie teraz iść? Całą noc szedłem w tym grząskim, kopnym śniegu. Nad ranem doszedłem na Halę Gąsienicową. Przesiedziałem cały dzień w starym schronisku. Nikt nie szukał na Hali Gąsienicowej, nikt się nie wypytywał, więc wieczorem poszedłem swoją drogą przez Liliowe. I tak się to skończyło.

- Kiedy po raz pierwszy ubrał pan narty? Jakie były pana początki w narciarstwie?

- Jeszcze za dobrze nie chodziłem, a już miałem narty na nogach. Pamiętam pierwsze zawody dla dzieci na Lipkach, to był bieg na 100 metrów. Zająłem pierwsze miejsce. Miałem chyba 4 lata. No a później to jeździło się z kolegami. Czasy były inne, to był masowy sport. Po szkole wszyscy chodzili pod Nosal chodzili. W 1937 i 1938 roku miałem najlepsze w tym okresie wyniki - jako 14-letni chłopak, także wśród seniorów. Nie klasyfikowali nas wtedy osobno. Wszyscy razem startowali i byli oceniani bez podziału na wiek. Bieg zjazdowy jeździliśmy na trasach FIS 1 i FIS 2, dziś już zarośniętych. Na Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w biegu zjazdowym na 167 startujących zająłem 18. miejsce.
Wtedy był taki regulamin: w zależności od tego, które miejsce zajęło się w biegu zjazdowym, to w takiej kolejności takiej startowało się w slalomie specjalnym w Suchym Żlebie. W slalomie specjalnym zająłem 8. miejsce. To był dobry wynik. A w kombinacji alpejskiej byłem chyba 7 (...)

Dokończenie artykułu można przeczytać na stronie: http://www.nieznanetatry.pl/


Autor: Agnieszka Szymaszek



Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-04-24
GÓRY
 

Ewoucja w zimowym sprzęcie

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-18
GÓRY
 

Dream Line 2024 – Anna Tybor wyrusza w Himalaje

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-03-25
GÓRY
 

Ferraty w Dolomitach – przegląd subiektywny

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-03-04
GÓRY
 

Tomek Mackiewicz. Pięć zim pod Nanga Parbat

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com