Start drogi zaczyna się od około 15 metrowego zjazdu na ostrze grani z Żabiej Przełęczy. Lecz aby się na nią dostać, trzeba najpierw pokonać dwa bardzo kruche i mokre (zależy od warunków) kominy, w których trudności oscylują w okolicach II/III. Asekuracja praktycznie żadna, gdyż wszystko się sypie, kruszy i wyjeżdża spod nóg, więc miejsce należy do CZUJNYCH, pomimo niewielkich trudności technicznych. Wspinając się 3 sierpnia (o czym traktuje ten post) z kompanem, zrzuciłem na niego w tym miejscu dwa kamienie wielkości głowy. Na szczęście, praktycznie w ostatniej chwili zmieniły tor lotu i Szymonowi nic się nie stało.
Kolejnym mało przyjemnym miejscem jest już samo zejście z wierzchołka Żabiego Konia. Po trzech zjazdach pakujemy się w bardzo kruchą, stromą i trawiastą ścieżkę, którą długo schodzimy w bezpieczny teren. Ścieżka ta jest w miarę widoczna i oznaczona gdzieniegdzie kopczykami, dla lepszej orientacji. Nastręcza jednak sporo kłopotów natury psychicznej - ze względu na stromiznę i dużą kruchość terenu. W tym miejscu należy zachować szczególną uwagę, gdyż po wspinaczce jesteśmy zmęczeni i nasza czujność jest osłabiona.
Więcej zdjęć i blog:
http://parcienatarcie.blogspot.com/