fjallraven classic 2012 - Dzień pierwszy
Jako że fjallraven classic odbywa się na samym końcu Szwecji za kołem podbiegunowym trzeba było się tam jakoś dostać ...
Dzień zaczynam dosyć wcześnie, bo pierwszy lot z Balic (Kraków) miałem już o 11:30. Żeby nie było tak łatwo, okazało się, że mam przesiadkę w Helsinkach, z których dopiero lecę do Sztokholmu, gdzie czekała reszta polskiej ekipy, a dopiero tam mieliśmy już wszyscy lot do Gällivare, gdzie odbierał nas autokar i zawoził do Kiruny :)
Tak że dzień, kiedy wystartowałem pierwszym samolotem o 11:30 zakończył się ok. 22:00 gdy wysiadałem z autokaru... Co ciekawe ze względu na zmiany stref czasowych w Helisnkach, gdzie była przesiadka, jeden lot trwał - 5 min :)
Na miejscu dostaliśmy klucze do domków oraz zaproszenie na kolację :) i piwo, które kosztowało ok. 50 zł.
Dzień drugi
Tego dnia dopiero zaczyna się przygoda, pierwsze szybkie śniadanie, następnie spotkanie z przedstawicielem firmy fjallraven oraz prezentacja naszych przewodników (Sara, David i Joana).
Po prezentacji i omówieniu wszystkiego można było jeszcze dostać firmową czapkę oraz uzupełnić zapasy plastrów żelowych (nikt nie przypuszczał, że aż tyle będzie ich potrzebnych).
Kolejne w planie było uzupełnienie zapasów żywności, chleba oraz gazu i oddanie depozytu, który w kontenerach był transportowany na metę trekkingu.
Jeszcze przed południem czekał na nas autobus, który miał nas przewieźć z Kiruny do Nikkaluokta, gdzie był oficjalny start o godzinie 13:00.
Na starcie czekała na nas niespodzianka :) Kebab - renifer (całkiem niezły) oraz można było skorzystać z wagi w celu zważenia swojego plecaka.
Pierwszy dzień trekkingu to w zasadzie chodzenie po lesie oraz jedna godzinna przerwa na szybką kąpiel w lodowatej wodzie ;) Dopiero wieczorem dochodzimy do schroniska, z którego widać pierwsze wspaniałe widoki. Trasa pokonana bez większych problemów tak jak przewodnik przewidział, czyli ok. 19 km.
Dzień trzeci
Kolejny dzień i kolejna przygoda. Wyruszyliśmy ok. godziny 9:30 i w ten dzień zostało pokonane ok 27 km bez większych przewyższeń, ponad 6 godzin trekkingu.
Dzień czwarty
Ten dzień dla wszystkich był najtrudniejszy, największa liczba podejść ok. 1 km oraz dystans 29 km były widoczne na wszystkich uczestnikach.
Tego dnia również zaliczyliśmy jedyną przełęcz na szlaku, widać było zdecydowaną różnicę w krajobrazie.
Dzień piąty
Ten dzień do końca życia będzie mi się kojarzył z najpiękniejszym jeziorem oraz naleśnikami z borówkami i bitą śmietaną :), które po 4 dniach jedzenia tylko i wyłącznie "liofów" rozpływały się w ustach :) Chyba całe ekipa była po dokładkę :) Dodatkowo kawa z cukrem !!! :) (cukru u nas niestety zawsze brakowało).
W ten dzień już było zdecydowanie łatwiej, ok. 14 km pokonane przez cały dzień, piękna słoneczna pogoda.
Dzień szósty
Ostatniego dnia było tylko 14 km do przejścia :) Może to i lepiej, bo po naszych południowych sąsiadach było już widać zdecydowane zmęczenie :)
Wszyscy z polskiej ekipy bez żadnego problemu dotarli do mety i z uśmiechem na ustach pozowali do zdjęcia :)
Po przejściu mety wreszcie była okazja na normalny prysznic, zjedzenie kolejnego renifer - kebaba oraz wypicie piwa, które miało więcej niż 2,8 % :)
Wieczorem jeszcze uroczysta kolacja, na której miałem okazję pierwszy raz jeść mięso "arktycznego rekina" oraz koncert lokalnego zespołu, który zagrał kilka setów.
Chciałem podziękować firmie
PolarSport z Krakowa oraz
Fjallraven za możliwość uczestniczenia w tak wspaniałym trekkingu. Była to przygoda mojego życia, którą będę wspominał przez długie lata :) Chciałem również pozdrowić wszystkich uczestników z
polskiej ekipy oraz
Joannę i Tomka, których mieliśmy okazję spotkać na trasie oraz już na spokojnie porozmawiać na mecie.