4 marca
Wraz z Marcinem Księżakiem ląduję w MOKu. Naszym celem jest przejście dwóch dróg za jednym zamachem: jednej na Kazalnicy i jednej na MSW. Połączenie tych dwóch ścian w nonstopie jest moim marzeniem. Kilka lat temu byliśmy bliscy realizacji tego celu, tak nam się przynajmniej wydawało. 5 grudnia 2009 r. po zrobieniu
Schodów do Nieba wbiliśmy się w
drogę Świerza, na trzecim wyciągu totalnie mnie rozgięło. Zabrakło determinacji. Pozostał wycof.
Kluczowy wyciąg Direttisimy. Fot. Marcin Księżak
Gaz, palnik, termos, trochę szturm żarcia, dwie puchówki, jeden śpiwór na krótką drzemkę, cały ten szpej trochę waży. Idący z worem na drugiego nie ma lekko. Pierwsze cztery wyciągi oferują śliczne wspinanie w klasycznym tatrzańskim mikście do 7+.
Dochodzę do stanowiska wspólnego z
Łapińskim-Paszuchą. Na stanie Marcin Wernik asekuruje Krzysia Banasika sprężającego się na kluczowej ściance problemowej
Łapińskiego-Paszuchy. Nad naszymi głowami wisi słynna formacja tzw. Okap Motyl, dotąd nie robiony zimowo-klasycznie. Wbijam się w niego ochoczo. Przede mną ukośny, około 10-metrowy trawers w lewo, są jakieś haki, dokładam coś swojego. Teren bezlitośnie przewiesza się. Wykonuję dalekie, atletyczne ruchy rodem z drytoolowej Jaskini Jasnej w Strzegowej. Zamiast iść w lewo, tak jak się idzie latem, przebijam się wprost do góry przez cienką rysę w okapiku. Wychodzę w pion, zahaczam dziabki o słabe ryski i daję odpocząć zmęczonym przedramionom. Zakładam mikrofrienda i wbijam hak V-kę.
Przede mną zabawy ciąg dalszy, mniej siłowy, ale bardziej subtelny. Te kilka metrów w płycie, z bardzo słabymi chwytami pod dziabki robię w pełnym skupieniu, w transie. Dochodzę do stanu ze spitem i hakiem. Uff udało się. Nie mam wątpliwości, to zdecydowanie najtrudniejszy drytool jaki zimą w górach robiłem.
Marcin małpuje w lufie.
Kolejny wyciąg mimo, że dużo łatwiejszy technicznie od poprzedniego, wymaga większego zaangażowania psychicznego. Zalane, startowe zaciątko jest bliskie wyplucia mnie z siebie. Wyżej polewki lodowe i skąpa ilość traw zamienia ten wyciąg w niezłą przygodę. Asekuracja na tym odcinku doprawdy nie rozpieszcza. Po tym wyciągu
Direttisima łączy się z drogą
Łapińskiego-Paszuchy. Resztę drogi do trawersu sprawnie prowadzi już Marcin. Wraz z chłopakami z Łapy robimy trawers do Bandziocha. Im zostało już tylko zejście do schroniska, my w planach mamy jeszcze
drogę Świerza na wschodniej ścianie MSW. Odnoszę wrażenie, że najtrudniejszym elementem łańcuchówek jest podjęcie decyzji o ich kontynuacji, ciepło nieodległego schroniska kusi.
Jeszcze raz kluczowy wyciąg na Direttisimie. Dla odmiany w obiektywie Krzyśka Banasika. Fot. arch. Krzysztof Banasik
W Bandziochu pod wielkim kamieniem robimy sobie przerwę. Gotujemy i jemy, częściowo przykryci jednym śpiworem próbujemy się zdrzemnąć, ale przy panującym mrozie jest to trudne. Swoją drogą patent z jednym śpiworem okazuje się być wg mnie niewypałem. Dzwoni telefon – to chłopaki z TOPRu chcą wiedzieć, czy wszystko jest w porządku. W sumie to miło, że ktoś taki nad nami czuwa.
Za zimno na spanie, pora na wspinanie.
Jest północ gdy wbijamy się w
Świerza. Pod koniec pierwszego wyciągu wychodzę w spionowane, konsystencji cukru śniegi. Brak asekuracji, niepewny teren nadgryza psychę. Szczęśliwie znajduję stanowisko. Ściągam Marcina. Próbuję jeszcze urobić jeden wyciąg, jednak co chwila osuwam się i ląduję przy stanowisku. Po prostu padaczka. Decyzja przynajmniej jest prosta: wycof.
PS: Swoją drogą, kombinacja dróg
Direttisimy i
Łapińskiego Paszuchy tzw. Warianty Zimowe zrobione przez Kubę Radziejowskiego i Maćka Ciesielskiego to naprawdę fajna linia godna polecenia.
7 marca
Tym razem idziemy na lekko, w planach mamy
Drogę na Hel na Kazalnicy. Ma być łatwo, szybko i przyjemnie.
Pozalewane szczeliny i wymagająca asekuracja już na pierwszym wyciągu otwierają nam oczy na fakt, że nie będzie to taki sobie spacer po Kazalnicy. Kolejne wyciągi jedynie potwierdzają nasze przypuszczenia. Spacer to nie jest.
Wspinając się dokładnie zgodnie ze schematem, wchodzę w płytę (latem V+). Groźba nieprzyjemnego lotu z wahadłem wisi nade mną do czasu, aż udaje mi się wbić hak jedynkę, kilka metrów wyżej osadzam kolejną. Chwyty pod dziaby miejscami są na milimetry, wspinaczka wymaga przede wszystkich precyzji i spokoju. Kolejny wyciąg (latem kluczowa VI), który prowadzi Marcin, jest również czujny, ale o mniejszym ciągu i lepszej asekuracji. Przed nami rewelacyjne tzw. Amerykańskie Zacięcie i skalny wyciąg biegnący ukośnie do góry wyprowadzający na trawers do Bandziocha. Na każdym z tych wyciągów trzeba się wspinać. Pozostało nam jeszcze około 100 metrów wspinaczkowego terenu wyprowadzającego na Turnię nad trawersem. Koniec drogi. Rozwiązujemy się i łatwym terenem wychodzimy na szczyt Kazalnicy. Teraz już tylko w dół do schroniska. Przede mną majaczy szczególnie groźnie wyglądająca nocą wschodnia ściana Mięgusza. I już wiem, że do trzech razy sztuka.
4 marca 2012,
Direttisima, trudności tatrzańskie 8+, OS (górne wyciągi z Łapińskiego RP znając), 12h, I przejście zimowo-klasyczne, Księżak-Kuczera
7 marca 2012,
Droga na Hel, trudności wg nas to 7+, OS, 14.5 h drugie lub trzecie zimowe powtórzenie drogi, Księżak-Kuczera
Jan Kuczera (KW Katowice, KS Korona,
www.hardrock-wspinanie.pl, HiMountain)
P.S. 22 lutego 2012 wraz z Rafałem Pietrasiakiem zrobiłem
Innominatę, 8, OS na Kotle Kazalnicy w niecałe 9 h.
Szczegóły tutaj:
http://kw.katowice.pl/node/447