Na drugim biegunie są wspinacze, których celem staje się Próg Mnichowy oraz Bula Pod Bandziochem. Bardzo rzadko do kajetów wpisywane są drogi typu Komin Węgrzynowicza, drogi na filarze oraz wschodniej i północnej ścianie Mięguszowieckiego Wielkiego, Grzęda Heinricha. Zapewne jednym z powodów są krótkie pobyty wspinaczy w Morskim Oku.
Podejście pod Żleb Drege`a, dobrze wylodzony komin. Fot. Bogusław Kowalski
Obecnie nikt, lub prawie nikt, nie przesiaduje w schronisku tygodniami, oczekując na warunki. Jednak można upatrywać także innych powodów takiej polaryzacji celów wspinaczkowych. Muszę tu wspomnieć o czymś, co kilkanaście lat temu – jako wspinaczowi wychowanemu w Moku – nie mieściło mi się w głowie. Jak wiadomo, Hala Gąsienicowa powszechnie uznawana jest za dolinę, w której pasą się barany, a po okolicznych ścianach chadzają instruktorzy z tabunami kursantów.
W rzeczywistości poza standardowymi drogami – których ja doliczyłem się siedmiu, może ośmiu – w ogóle nie chodzi się na linie poważne. Myślę tu o takich, które stanowią pośredni krok pomiędzy Filarem Świnicy a wymienionymi wcześniej trudnymi, ale nie topowymi ścianami w Moku. Niestety, utarło się, iż niehonorne jest bywanie na Hali, co może śmieszyć, gdy skonfrontuje się to z najpopularniejszymi celami realizowanymi w rejonie Morskiego Oka.
Czarne Ściany i Granaty od Dolinki Buczynowej. Fot. Bogusław Kowalski
Tym wspinaczom, którzy jednak chcieliby zdobywać doświadczenie i harmonijnie rozwijać swoje kariery, polecam zestaw obowiązkowych dróg z otoczenia Hali Gąsienicowej. Przede wszystkim są to linie długie, wymagające dobrej kondycji, w kilku przypadkach ze skomplikowanym zejściem. Choć w większości logistyka jest o co najmniej klasę niższa niż na podobnych drogach w Moku. Co najważniejsze, na proponowanych drogach można znaleźć bardzo trudne wyciągi.
Zacznijmy od Granatów, na których znajdują się trzy dość ciekawe linie. Rejon ten kojarzy się większości wspinaczy z kursami taternickimi. Na naprawdę mocne zespoły kursowe czeka Filar Staszla. Mogę śmiało zawyrokować, że jego trudności z pewnością przewyższają Rysę Strzelskiego na Progu Mnichowym. A długość drogi, o ile idziemy do samej góry, stanowi o jej powadze.
Dół drogi Komin Pokutników z zaznaczoną linią. Fot. Michał Wiśniewski
Zaraz na lewo mamy unikatową, w przypadku dobrych warunków, drogę śnieżno-lodową: Żleb Staniszewskiego. Znajdziemy tu około 400 metrów wspinaczki przypominającej – mam świadomość proporcji – typowe drogi alpejskie. Kilka progów lodowych zmusza do zwiększonego wysiłku. Jeszcze dalej na lewo znajduje się Halowy klasyk – Żleb Drege’a. Ta słynna droga powinna znaleźć się w kajecie każdego średnio zaawansowanego wspinacza zimowego. Przejście sopla lodowego w kominie może dać wiele satysfakcji. Trudności Drege’a pokonane zostały w modnym ostatnio stylu zimowo-klasycznym, a autorzy przejścia wycenili drogę na 6+.
Całość artykułu znajdziecie w GÓRACH, nr 3 (214) marzec 2012.
Tekst i zdjęcia: Bogusław Kowalski