Rozmowę przeprowadziła: Kamila Gruszka
Naprzeciwko mnie siedzi starsza dystyngowana francuska dama. Do Polski została zaproszona przez Stapis, wydawcę jej książek. Jest jednocześnie gościem Przeglądu Filmów Górskich w Lądku Zdroju. Porusza się o kulach. Gdy wchodziłyśmy po schodach, znacząco wskazując na swoje kolana, powiedziała: „Popatrz, co się dzieje z człowiekiem na starość, gdy za dużo się wspina”. Rozmawiamy więc o wspinaniu i książkach w jej życiu.
Kamila Gruszka: Pani nazwisko jest dobrze rozpoznawalne w polskim środowisku górskim, szczególnie za sprawą pani ostatniej książki o ratownictwie alpejskim „Na krawędzi życia i gór”. Natomiast niewiele wiemy o faktach z pani biografii.
Gdy miałam 14 lat pojechałam na narty do Zermatt, wtedy narodziła się moja miłość do gór. Ale zaczęłam się wspinać dopiero 3 lata później. Wtedy robiłam całkiem sporo dróg, głównie w okolicach Chamonix i w Szwajcarii. Potem był uniwersytet, studia w Paryżu – większość czasu spędzałam więc w stolicy Francji. Zostałam wykładowcą na Sorbonie, uczyłam o historii książki. Jednak góry były zawsze obecne w moim życiu. Podczas wakacji jeździłam do Chamonix. Poznałam tam mojego męża, Brytyjczyka, który także jest wspinaczem.
Niewiele jednak wiemy o pani karierze wspinaczkowej. Lektura książek każe przypuszczać, że wspinała się pani sporo w Alpach, zwłaszcza w rejonie Mont Blanc. Proszę powiedzieć coś więcej o pani doświadczeniu wspinaczkowym.
Wspinałam się właściwie wyłącznie w Alpach. Najbardziej uwielbiałam drogi lodowe, więc robiłam dużo północnych ścian we Francji i Szwajcarii. Właściwie moim najlepszym wspomnieniem z gór są momenty, gdy wspinałam się po eksponowanej oblodzonej drodze.
Czy nadal się pani wspina?
Nie, teraz już nie. Miałam wypadek i kłopoty ze zdrowiem, więc musiałam zrezygnować ze wspinania. I właściwie wtedy, gdy nie mogłam się wspinać tak dużo jak przedtem, zaczęłam pisać.
Co było inspiracją do napisania pierwszej książki?
Kiedyś przeczytałam bardzo mało znany zbiór opowiadań autorstwa Etienne Bruhl. Napisał on dwie książki: „Variantes” i „Accident à la Meije”. Bardzo spodobał mi się sposób jego pisania. Kiedyś, we wczesnej młodości, spotkałam go na swojej drodze, ale on niestety umarł wkrótce potem. Byłam mu jednak niezmiernie wdzięczna, gdyż lektura jego książek spowodowała, że wpadłam na pomysł pisania właśnie krótkich form literackich. Nie byłam jeszcze tylko pewna o czym mam pisać, ale nagle mnóstwo pomysłów zaczęło mi przychodzić do głowy, np. historia górskiego Fausta z książki „Kamienne Płomienie”. Na początku miałam wątpliwości, czy ten odwieczny motyw można wykorzystać w książce o górach, ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że oczywiście, że tak.
Czy trudno było wydać pierwszą książkę?
Tak, z pierwszą był problem. Wydawcy nie lubią opowiadań, wolą powieści, więc pukałam do kilku drzwi, aż wreszcie zdecydowano się opublikować moją prozę w małej oficynie. Ponieważ książka odniosła spory sukces oraz miała dobre recenzje, z drugą już nie było problemu i mogłam ją wydać w dużym i znanym wydawnictwie.
Czy literatura górska jest popularna we Francji? Wydaje się, że w kraju alpejskim o tak wspaniałych tradycjach sytuacja tej dziedziny literatury jest dużo lepsza niż w Polsce.
We Francji jest obecnie dwóch czy trzech wydawców, którzy wydają książki o tematyce górskiej, m.in. Arthaud-Flammarion, duża oficyna wydawnicza z Paryża oraz Glénat z Grenoble, to ostatnie wydawnictwo specjalizująca się wyłącznie w literaturze górskiej. Jest także wiele małych w rejonie Chamonix, ograniczających się właściwie wyłącznie do rynku lokalnego. Chyba oczywiste jest, że wolałam zwrócić się z moją propozycją do tych o większym dorobku i znaczeniu na rynku.
Czy mogłaby nam pani powiedzieć coś o czytelnikach literatury górskiej we Francji?
Oczywiście jest sporo odbiorców takich książek. W latach 40 niejaki Frison-Roche opublikował książkę „Premier de cordée” [„Pierwszy na linie” – przyp. red.]. Okazała się ona ogromnym sukcesem. Od tamtego czasu miała wiele wznowień. Ta książka przyczyniła się do wzrostu popularności literatury górskiej we Francji. Po Frison-Roche przyszli inni, np. Samivel, który akurat według mnie był lepszym rysownikiem niż pisarzem. Także wspomniany wcześniej Etienne Bruhl. Obecnie jest wielu pisarzy, którzy się wspinają i piszą książki, jednakże jakość ich pisarstwa jest znacznie gorsza niż ich dokonania w górach.
Wiemy, że pani książki były tłumaczone na język polski i angielski. Na jakie jeszcze inne języki?
Także niemiecki. Jedno z moich opowiadań było przetłumaczone na język włoski i opublikowane we włoskim czasopiśmie.
Którą ze swoich książek uważa pani zanajlepszą? Z jaką wiąże się najwięcej wspomnień?
Trudno powiedzieć. Bardzo lubię niektóre z moich opowiadań, inne natomiast dużo mniej, więc trudno tutaj mówić o konkretnym tytule książki. Ale oczywiście mam wiele wspomnień związanych z...
Dalszy ciąg wywiadu w GÓRACH z października 2006 10 (149) 2006
(kg)