facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2010-08-17
 

Targhee II - półbuty marki Keen

Stan moich odczuć w przypadku Targhee głównie zależy od okoliczności, w jakich ich używam - opinia eksperta sprzętowego serwisu Ceneria.pl dotycząca półbutów marki Keen.
Autorka tekstu: Kamila Gruszka

Rok temu stałam się właścicielką sandałów Keen, którymi od pierwszego momentu byłam i nadal jestem niezmiennie zachwycona. Recenzję sandałów możecie przeczytać tutaj.

To, co mnie w obuwiu Keen urzekło, to między innymi: ciekawy wygląd, wygoda noszenia, przewiewność, uniwersalność i możliwość ekonomicznego pakowania (dzięki temu na wyjazdy od wiosny do jesieni w plecaku umieszczałam tylko jedną parę butów do chodzenia). Swój tekst o damskim modelu Newport marki Keen, który możecie odnaleźć w dziale “Posłuchaj eksperta“, zatytułowałam wtedy: “W góry... w sandałach - trekkingowa hybryda marki Keen”, bo faktycznie ta “hybryda” - czyli zabudowane sandały z protekcją na czubku - świetnie się sprawdzały w terenie, również na wędrówkach w górach, nawet w Tatrach. Słyszałam także opinie innych osób, które nosząc je w górach w lecie, chwaliły za to, że w upale nogi im się nie męczyły, jak by to miało miejsce w dużych butach trekkingowych. Inni używali ich na podejściach z ciężkim plecakiem nawet w górach wysokich, zabierając ze sobą na wyprawę tylko sandały Keena i drugie buty wysokogórskie.

Gdy więc stałam się właścicielką półbutów tej samej marki, byłam przekonania, że wynikiem testów półbutów Targhee II będzie tak samo zachwalający opis. W stosunku do półbutów Keena mam jednak mieszane uczucia. Ale zacznijmy od początku, wyjaśniając od razu, że stan moich odczuć w przypadku Targhee głównie zależy od okoliczności, w jakich ich używam.

Proces wyboru

Właścicielką półbutów Keen stałam się na wiosnę tego roku (2010). Ważne dla mnie było, by:
- wybrany przeze mnie model był oczywiście damskim (Keen w swojej ofercie ma bogaty wybór różnych modeli zaprojektowanych specjalnie dla pań);
- obuwie to nadawało się na wędrówki po górach, wycieczki w dolinki czy spacery po lesie, ogólnie mówiąc - w terenie (szukałam więc głównie wśród modeli serii Trailhead, które zaprojektowano jako najsolidniejsze w moim odczuciu pośród różnych typów obuwia Keen; inne serie, których nie brałam pod uwagę, to “waterfront “- typowo nad wodę czy na lato, “blvrd “- obuwie miejskie, “market st” - cechujące się wyjątkową elegancją);
- półbuty te były najbardziej uniwersalne i trzysezonowe, czyli pominęłam w wyborze obuwie za kostkę (“mid“), czy typowo zimowe (Keen ma w swojej ofercie także kozaczki :) );
- buty podobały mi się (o to nie było trudno, gdyż marka Keen słynie z oryginalnego wyglądu, buty te zwracają na siebie uwagę innych);
- dobrać odpowiedni kolor (równie ciekawa jest kolorystyka obuwia Keen, w każdym modelu można wybierać spośród kilku kolorów, w przypadku Targhee II damskiego były to: shitake / rust, monument / amarath, black olive / madder brown - co kryje się za tymi angielskimi sformułowaniami widać na zdjęciach poniżej);
- były maksymalnie wodoodporne (Keen w butach stosuje swoją membranę KeenDry, która ma także właściwości oddychające);
- miały solidną podeszwę (w opisie Targhee wyczytałam: “Wypustki w podeszwie to pewna przyczepność na różnego rodzaju nawierzchni.”);
- móc dobrać odpowiedni rozmiar (bo mimo że Keen posiada dość szeroką dostępną numerację - co pół numeru - to jednak z dwóch modeli półbuta, które byłam skłonna zaakceptować, kwestie rozmiaru ostatecznie zawęziły wybór do Targhee II).







 


Kwestia dopasowania

Moje sandały Keena (model Newport) gdy po raz pierwszy wsunęłam w nie stopę, od razu były wyjątkowo wygodne i dopasowane, nie potrzebowałam w ogóle czasu na ich rozchodzenie. Gdy założyłam Targee II na nogi, także wydawało mi się, że wszystko jest z nimi w porządku. Rozmiar był odpowiedni, jednak pierwszy spacer sprawił, że zaczęłam sobie uświadamiać, że jednak coś jest nie tak. Przede wszystkim uciskała mnie ich górna część. Miałam dylemat, jak buty zawiązywać, żeby uniknąć bólu. Próbowałam bowiem wiązać je z językiem pod górną warstwą buta (bardzo elegancko zawiązane w ten sposób buty widać na zdjęciach firmowych Keena), słusznie chyba mniemając, że miękki język ochroni mnie przed uciskająca górną warstwą usztywnionego materiału. Niestety język nawet mocno ściśnięty sznurowadłem co rusz i tak wydostawał się na powierzchnię. Ostatecznie zrezygnowałam z wciskania go z powrotem, gdy bowiem język ponownie znalazł się na zewnątrz, powodowało to obluzowanie się wiązania sznurowadeł, które musiałam ponownie wiązać. Właśnie - rozwiązywanie sznurowadeł. To chyba jest ogólnie problem naszych czasów, że produkowane ze sztucznych tworzyw łatwo się rozwiązują, z czego na pewno zdają sobie sprawę matki małych dzieci, którym trzeba sznurowane buciki zawiązywać dodatkowym drugim węzłem zabezpieczającym. Ja również u siebie stosowałam ten sposób w półbutach Salomona, które rozwiązywały mi się notorycznie. O dziwo, półbuty Keena zdawały egzamin na 4 z plusem w tej kwestii, bo nie zdarzało im się to zbyt często i wystarczyło je zawiązać raz (oczywiście przy zastrzeżeniu że język znajdował się na zewnątrz buta) bez dodatkowego zabezpieczenia.
W modelu Keena, który wybrałam, martwił mnie także niski tył buta. Lubię bowiem mieć dobrze zabezpieczoną piętę i najchętniej wybieram buty (również te na co dzień), które mają dobrze wyprofilowaną tę część, kończącą się mniej więcej na wysokości wygięcia nad piętą, a nie poniżej. Ostatecznie jednak nie był to aż tak duży problem, bo pięta nie uciekała mi do góry aż tak bardzo, a ja po analizie wszystkich mankamentów jedynie postanowiłam, że już nigdy nie będę decydować się na obuwie “wzrokowo” i kupować go przez Internet, tylko powzięłam mocne postanowienie poprzymierzania najpierw kilku modeli przed ostatecznym wyborem.
Zresztą w niedługim czasie uciskająca część - tak jak zresztą przypuszczałam - „wyrobiła się”, opatentowałam nowe wiązanie Targhee z językiem na górze buta, na wycieczki zakładałam grubsze skarpety trekkingowe, więc pięta przestała z buta uciekać i wreszcie mogłam cieszyć się tym, że mam tak fajne buty Keena na własność.


Sprawdzian w terenie


Ponieważ według Keena “outdoor” to jakiekolwiek miejsce bez sufitu, więc sprawdzian terenowy nie raz odbywał się dla tych półbutów w miejskiej dżungli. Wypadał znakomicie. Mimo już kilku miesięcy niemal codziennego użytkowania cały czas wyglądają jak nowe. Niesamowita jest solidność wykonania obuwia Keen. Wszystkie elementy są dokładnie przeszyte, nic się nie odkleja i żaden fragment nie wydaje się zbędny. Z tyłu znajduje się kawałek pętelki, która ułatwia zakładanie butów. Ta sama taśma tworzy szlufki na sznurowadła i elementy dekoracyjne na pięcie, ma jednak bardzo przydatną dodatkową funkcję - w ciemnościach cechują ją właściwości fluorescencyjne, dzięki czemu jesteśmy dobrze widoczni w nocy np. na drodze.
W tym roku buty te wyjątkowo sprawdziły mi się podczas naszej mokrej polskiej wiosny A.D. 2010. Mimo że bardzo modne stały się tego roku kalosze i bez krępacji chodziły w nich nawet bardzo eleganckie panny, ja konsekwentnie trwałam przy moich Keenach. Kalosze nie były mi potrzebne, gdyż buty ani razu mi nie przemokły, nawet podczas bardzo ulewnych dreszczów. Membrana KeenDry, pancerna budowa buta samego w sobie, dodatkowo zabezpieczonego dookoła poprzez podwyższoną podeszwę, naprawdę idealnie się sprawdziła podczas tegorocznej powodzi.
Warto napisać więcej o tym zabezpieczeniu buta w postaci otoku dookoła oraz na przedzie. Jest to dobre rozwiązanie na wędrówki w terenie, gdyż po pierwsze, zabezpiecza naszą stopę przed urazami (gałęzie, kamienie), o co w terenie nietrudno, a po drugie, błoto po takim spacerze, które zazwyczaj gromadzi się przy podeszwie, na takiej powierzchni łatwiej jest wyczyścić niż np. przyczepione do elementów skórzanych. Skóra mogłaby się przebarwić podczas przemywania, czy nawet od samego błota.
Podsumowując testy codzienne - zarówno w mieście jak i na popołudniowych i weekendowych wycieczkach poza obszarem zabudowanym - nie miałam tym butom nic do zarzucenia. Po dopasowaniu się do stopy świetnie się sprawdzały w każdej sytuacji. Jedyne, co mnie niepokoiło, to sporadyczne poślizgnięcia na bardzo gładkiej nawierzchni,  np. kamieniach czy mokrych płytkach. Naprawdę musiałam uważać, więc rekomendacja Keena - “wypustki w podeszwie to pewna przyczepność na różnego rodzaju nawierzchni“ - na powierzchniach wyślizganych, do tego mokrych, nie bardzo się sprawdziła. Natomiast na piasku, błocie, drobnych kamieniach, ściółce leśnej spisywały się znakomicie.

Odkrywanie Beskidu Wyspowego z Keenem


Gdyby nie mój ostatni wypad w góry ten rozdział recenzji półbutów Targhee II marki Keen w ogóle by nie powstał. Zapewne z czystym sumieniem mogłabym wam polecić je do codziennego chodzenia jak i na różne aktywności poza miastem. Być może także na wycieczki w góry, ale po ostatnim weekendzie wiem, że w góry mój model półbutów Keen zdecydowanie się nie nadaje....

Chcesz wiedzieć dlaczego? - dokończenie recenzji w dziale Posłuchaj eksperta na stronie www.ceneria.pl.
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-07-22
BIZNES
 

Hanwag Rotpunkt Low GTX wraca na dobre

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
 
Kinga
 
2024-07-02
BIZNES
 

Południowy Tyrol: niezwykły region Włoch

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-05-24
BIZNES
 

Nowy dystrybutor CLIMBING TECHNOLOGY w Polsce

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com