facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2008-04-07
 

Nasz przenośny dom, czyli namiot na każdą okazję

Mam nadzieję, że ten artykuł choć trochę pomoże Wam w wyborze dobrego namiotu.

Tekst: Maciek Ciesielski (WARMPEACE, MONTANO)

Zajmiemy się w tym artykule namiotami. Początkowo planowaliśmy skupić się tylko na tak zwanych „ścianowych”, czyli zabieranych w ścianę na wspinaczkę. Ponieważ jednak doszliśmy do wniosku, że użytkowników takiego sprzętu, nawet wśród czytelników naszego magazynu, nie ma zbyt wielu, postanowiliśmy materiał ten rozszerzyć także o tak zwane namioty wyprawowe i bazowe.
Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, iż z powodu swojego dotychczasowego doświadczenia, prezentowane poniżej namioty bardziej będą nadawać się do wspinaczek alpejskich na szczyty do sześciu i pół tysiąca metrów niż na wyprawy mające na celu zdobycie wysokich śnieżnych kolosów.


Namioty w akcji. Fot. Jakub Radziejowski



Namioty ścianowe

Portaledge 

Najbardziej technicznym z możliwych w tej kategorii – przynajmniej moim zdaniem – jest oczywiście Portaledge. Te specyficzne namioty, pomagające nam spędzić w miarę wygodną noc na pozbawionych półek ścianach, stały się w latach dziewięćdziesiątych ostatniego stulecia swoistym symbolem światowego wspinania spod znaku big wall.
Ze względu na naprawdę niszowe zapotrzebowanie w naszym kraju na ten produkt, nie będziemy w tym materiale poświęcać mu za dużo uwagi. Skupimy się na samych konkretach. Po pierwsze co to jest? Najprościej wytłumaczyć, że są to składane „nosze” lub harcerskie rozkładane łóżko typu „kanadyjka” (pamiętacie z obozów?). Oczywiście materiał jest znacznie bardziej „pancerny”, a rama, na który jest on naciągany, zrobiona jest z wytrzymałych stopów aluminium. Z czterech narożników ramy wychodzą taśmy, połączone w jednym punkcie centralnym. Właśnie to miejsce wpina się do stanowiska. Oczywiście całość jest tak skonstruowana, że można wszystko dokładnie wyregulować i dostosować do zastanych w ścianie warunków. Na całą konstrukcję można nałożyć swoisty tropik (tak zwanego Fly). Dzięki niemu nasz Portaledge naprawdę zaczyna przypominać przyklejony do ściany namiocik.
Portaledge mogą być pojedyncze lub podwójne. Te ostatnie mogą być powiększone, ich tropiki rozbudowane itp. Wszystko zależy od tego, gdzie chcemy ich używać – czy ma to być słoneczna Kalifornia, czy może wietrzna Patagonia.

Osobiście polecam produkty Metoliusa i Black Diamonda, niegdyś furorę robiły Portaledge z serii A5, produkowane przez The North Face. Rewelacyjnie na tym tle spisywały się Portaledge naszej rodzimej firmy Lhotse (zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunek ceny do jakości). Niestety, ostatnio Jasiu Nabrdalik, z przyczyn od siebie niezależnych, wstrzymał ich produkcję. Tutaj mała uwaga: Lhotse produkuje „Gniazda Nietoperza” – specjalne hamaki ścianowe (bez tropika), rewelacyjnie sprawdzające się podczas wspinaczki w cieplejszych klimatach.  

„Namiociki”

Tak można nazwać – ze względu na nieduże wymiary – tradycyjne namioty używane podczas wspinaczki w górach. Mam tu oczywiście na myśli wspinaczkę w stylu alpejskim, podczas której to mały, najczęściej dwuosobowy zespół musi korzystać z jak najlżejszego sprzętu, zajmującego jak najmniej miejsca w plecaku. Nie bez znaczenia jest też sposób jego rozkładania – musi być jak najprostszy i możliwy do przeprowadzenie w ciężkich i niesprzyjających warunkach. Uprzedzę pytanie – dlaczego namiot? Nie wystarczyłaby dobra płachta biwakowa? Jaki jest biwak, choćby w najlepszej płachcie, w ciężkich warunkach atmosferycznych nietrudno się domyślić. Nawet źle rozbity namiot jest znacznie wygodniejszy. Jeżeli zaś przyjdzie nam spędzać noc w naprawdę tak fatalnych warunkach, że rozbicie tego ostatniego będzie niemożliwe, to opisywane poniżej namioty mają taką budowę, iż bez problemu można ich użyć jako standardowe płachty. 
Zacznijmy więc od wagi namiotu. Wydaje się, iż ta nie powinna przekraczać dwóch i pół kilo, a idealną sytuacją byłaby ta, w której waga naszego namiotu mieściłaby się w przedziale półtora do dwóch kilo (lub mniej). Ponieważ z założenia często będziemy musieli biwakować na stosunkowo małych półkach – czy to skalnych, czy też wyrąbanych w lodzie, podłoga tego namiotu powinna być stosunkowo wąska i niezbyt długa – sam używałem namiotu o wymiarach podłogi 208x123x107 i dla dwóch osób powierzchnia ta była, powiedzmy, wystarczająca. Nasza „szturmówka”, jak niekiedy nazywa się tego rodzaju namioty, powinna być jednowarstwowa – to zdecydowanie zmniejsza jej wagę. Do jej produkcji bardzo często wykorzystuje się różnorodne, mniej lub bardziej „oddychające” membrany. Należy zwrócić uwagę, czy zastosowany materiał jest odpowiednio wytrzymały (zwłaszcza ten użyty na podłogę). Pamiętajmy, że tego rodzaju namioty, bardzo często nie mają firmowo podklejanych szwów (wynika to z ich przeznaczania – z reguły są używane w miejscach, gdzie „śnieży”, a nie wali deszczem). Namioty tego typu powinny mieć umieszczone jak najwyżej otwory wentylacyjne, które choć częściowo umożliwią nam gotowanie wewnątrz, zapobiegając osadzeniu się pary. W razie potrzeby możemy też przeprowadzić przez nie naszą autoasekurację, która na niektórych biwakach może być niezbędna. Te swoiste „wywietrzniki” mogą być zamykane na normalne ściągacze z sznurkiem. Namioty te z reguły mają jedno wejście (i to wystarcza). Należy zwrócić uwagę, czy zamek wyjściowy jest odpowiedni (dwustronny, nie za delikatny, łatwy do operowania w rękawiczkach, dobrej produkcji, najlepiej firmy YKK). Raczej nie sprawdzają się wejścia wyposażone w fartuch zamykany ściągaczem.
Przejdźmy teraz do najważniejszego, czyli kształtu i stelaża. Najlepiej funkcjonującym rozwiązaniem jest takie, w którym nasz namiot jest rozpinanym przez dwa pałąki stelaża (inaczej maszty) „iglem” o podłodze posiadającej powierzchnie zbliżoną rozmiarami do podanych wyżej. Stelaż – to może być największe zaskoczenie – rozkładamy wewnątrz (!!!) namiotu. Co ciekawe, nie ma tam żadnych tuneli, w który byśmy go wprowadzali. Po prostu w czterech narożnikach są odpowiednie, specjalnie wzmocnione miejsca, w których osadzamy końcówki pałąków napinających cały namiot. System ten ma trzy wielkie zalety. Po pierwsze: rozłożenie namiotu trwa dosłownie chwilę. Po drugie: jest możliwe do wykonania nawet w grubych rękawicach. Po trzecie: w czasie dużej zawieruchy wskakujemy do środka i już chronieni przed wiatrem kończymy rozkładanie namiotu (może na wąskiej półce w dużej ekspozycji nie byłoby to takie łatwe, ale wszyscy, mam taką nadzieje, wiedzą o co mi chodzi).
Kilka spraw na zakończenie. Ścianowy namiot powinien mieć w czterech narożnikach pętle, umożliwiające swobodne przyszpilenie go do podłoża przez czekany, kijki teleskopowe, śruby lodowe lub normalne szpilki namiotowe. Powinien też posiadać dwa boczne (po jednym na każda stronę), odciągi, które mogą nam się przydać w wietrzny dzień. Namiot ma być lekki, ale bez przesady – kilka pętelek pod sufitem, służących do podczepienia na przykład latarki lub okularów, znacznie ułatwi w nim egzystencję.
Uwaga! Czasami zdarza się, że namioty jednopowłokowe, w momencie kiedy przebywamy w nich przez dłuższy czas na sporej wysokości, pomału stają się jak to określił Piotrek Morawski „lodowymi jaskiniami”, tzn. skroplona para wodna, ta z gotowania i naszych oddechów, całkowicie pokrywa ścianki namiotu, sprawiając, iż jego „oddychalność” spada praktycznie do zera (i to mimo użycia jako powłoki dobrych membran np. Gore Tex’u). Zwinięcie później takiego namiotu jest nie lada wyczynem. O namiotach zalecanych podczas działalności w najwyższych górach wspominamy w znajdującym się niżej akapicie dotyczącym namiotów bazowych.

Szczególnie godne polecenia modele:
Przede wszystkim amerykański Bibler, model I Tent, Firstlight firmy Black Diamond (bardzo lekki) oraz Bunker firmy Mountain Hardwear (ten model ma inny, bo zewnętrzny stelaż, jego działanie jest opisane w znajdującym się niżej akapicie, dotyczącym namiotów wyprawowych; podobne rozwiązanie ma namiot szturmowy Guide Pro polskiej firmy Małachowski. Tegoroczną nowością, która dobrze się prezentuje w katalogu, ale niestety sam jej nie testowałem, jest namiot Viper naszego innego rodzimego producenta HiMountain.


Axum Marabuta w bazie pod Ulamertorsuaq. Fot. arch. Zakrzewski-Ciesielski

 
Namioty wyprawowe
 
Na początku wyjaśnijmy, co rozumiemy pod tą nazwą. Opisane w tym akapicie namioty pozwolą nam na spędzenie komfortowej nocy na lodowcu w Alpach, będą świetnie spisywać się jako namioty w obozach pośrednich podczas zdobywania przez nas wysokich i ośnieżonych szczytów Himalajów, pomogą nam przetrwać deszczowe wakacje na Grenlandii i będą się też świetnie prezentować rozbite w majowy weekend na Patelni w Rzędkowicach.
Co jest zatem ważne?
Oczywiście znowu waga – nie powinna ona, przy namiocie dwuosobowym przekraczać 4,5 kg, a najlepiej gdyby była mniejsza niż 3,5 kg.
Sposób rozkładania. Nie wyobrażam sobie, aby taki namiot nie rozkładał się w przeciągu kilku minut. Używałem paru wyprawowych modeli topowych światowych firm, które rzeczywiście po rozłożeniu były bardzo fajne i odporne na wiatr (duża ilość pałąków), ale ich rozbicie trwało wieki. Nigdy nie zapomnę, gdy podczas jednej z wypraw z nietęgimi minami staliśmy w trójkę nad wysypanymi z workami elementami namiotu i nie wiedzieliśmy od czego zacząć; trzech dorosłych facetów, w tym jeden niedoszły inżynier... Należy dodać, że rozkładaliśmy go w idealnych warunkach, nie wyobrażam sobie, co działoby się przy niesprzyjającej aurze.
Zatem jaki system jest najlepszy? Dotychczas spotkałem dwa godne polecenia. W obu, część wewnętrzna namiotu, tak zwana sypialnia, była podczepiona do części zewnętrznej, tak zwanego tropiku. Sposób podczepienia nie jest już tak istotny, mnie najlepiej spisywał się taki na plastikowe sprzączki (podobne do tych, jakie służą do zamykania klapy w plecakach). W pierwszym modelu pałąki stelaża osadza się w tunele znajdujące się po zewnętrznej części tropika. Poprzez napięcie tropika rozkładamy cały namiot. W drugim modelu (takie rozwiązanie ma według mnie najlepszy wyprawowy namiot świata, czyli model EV 2* firmy Mountain Hardwear) tropik za pomocą haczyków podczepia się do biegnących na zewnątrz pałąków stelaża i w ten sposób rozkłada się cały namiot.
Genialność tych dwóch rozwiązań polega głównie na tym, że namiot rozkłada się błyskawicznie i wszystkie operacje można przeprowadzić w grubych rękawiczkach. Nie wyobrażam sobie, żeby wyprawowym nazywano namiot, który rozkłada się poprzez narzucenie tropika na rozciągniętą przez pałąki sypialnie i co najśmieszniejsze, a być może najtragiczniejsze, żeby ten tropik przyczepiało się do tych pałąków poprzez przywiązanie sznurkami – jak to ma miejsce w wielu modelach.
Ponieważ nasz namiot będzie często wystawiony na silne podmuchy wiatru, zwrócimy uwagę, żeby jego konstrukcje nośną tworzyło więcej niż dwa pałąki; dobre namioty mają ich czasami nawet pięć. W tym miejscu warto też zwrócić uwagę na obecność odciągów bocznych, przednich i tylnich – zdarzają się podmuchy wiatru, podczas których są one niezbędne.
Drobiazgiem, który bardzo ułatwia życie, jest oznakowanie masztów. Chodzi o to, żeby każdy maszt miał zabarwione swoje końcówki na inny kolor. Taki sam kolor znajdowałby się na odpowiednich tasiemkach przy podłodze namiotu, w które te końcówki osadzamy. To naprawdę zdecydowanie przyspiesza rozbicie namiotu, zwłaszcza, gdy tych masztów jest kilka i oczywiście prawie wszystkie są różnej długości.
Śniegołapy. O tym, że są niezbędne, przekonał się każdy, któremu przyszło biwakować na śniegu podczas solidnej wichury. Warto zwrócić jednak uwagę, by istniała możliwość ich podwinięcia, co umożliwia lepszą „oddychalność” namiotu.
Namiot powinien posiadać dwa wejścia, w tym co najmniej jedno z małym przedsionkiem. Oczywiście wszystkie użyte zamki – przy wejściach, zarówno te w tropiku jak i w sypialni, powinny spełniać te same wymagania, które wymieniliśmy przy budowie namiotów ścianowych. Ważna praktyczna uwaga! Niech te wejścia otwierają się w taką à la elipsę („pół jajo”), to naprawdę ułatwia życie.
Otwory wentylacyjne, dla których najlepszym miejscem jest okolica najwyższego punktu w namiocie, powinny mieć konstrukcję umożliwiającą ich otwieranie i zamykanie z wnętrza namiotu. W skrócie chodzi o to, by w sypialni w tym miejscu poza przewiewną siateczką był wszyty zamek. Po jego otwarciu powstaje szpara, poprzez którą ręką można otworzyć lub zamknąć znajdujący się w tropiku wywietrznik.
Z bardzo dużym prawdopodobieństwem możemy założyć, iż z powodu niepogody (na tych wyprawach zawsze nie ma pogody) będziemy w naszym namiocie musieli spędzać długie dnie i noce. Warto więc, by nasz namiot miał kilka drobiazgów, które bez znacznego wzrostu jego wagi zdecydowanie podnoszą komfort jego użytkowania.
Na pewno przyda się kilka dużych kieszeni na niezbędne szpargały na wewnętrznych ściankach sypialni. Pod sufitem powinna się znajdować siatka, jeśli dodatkowo znajdują się na niej małe kieszonki można spokojnie, nie bojąc się ze spadną, wkładać tam np. okulary. Kilka wiszących ze stropu namiotu pętelek lub haczyków także z pewnością będzie wykorzystywanych – chociażby do powieszenia latarki lub maszynki do gotowania.

Szczególnie godne polecenia modele:
Przede wszystkim wspominany już wyżej amerykański Mountain Hardwer model EV 2 oraz EV 3. Z rodzimych producentów rewelacyjnie sprawdzał się model Khumbu oraz Komodo Plus firmy Marabut. Godna uwagi jest też na pewno nowa kolekcja Himountain, która powstała w oparciu o doświadczenia wyniesione z ostatnich wypraw polskich himalaistów. Polskim odpowiednikiem modeli EV 2 i EV3 wydaje się być namiot bazowy Guide Pro. Niestety, produkty HiMountain i Małachowskiego znam tylko z relacji osób trzecich.

* EV 2 i EV 3 firmy Mountain Hardwear są nietypowymi namiotami wyprawowymi, bo podobnie jak ścianowe są namiotami jednopowłokowymi. 

Cały artykuł dostępny w: Góry 1-2 (164-165) styczeń - luty 2008

(kg)
 
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-03-14
BIZNES
 

Apidura – nowa marka dla bikepackerów

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-03-13
BIZNES
 

Fjallraven Classic 2024

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com