Wśród licznych letnich rejonów na „weście” miłośnicy niskich form szczególnie upodobali sobie jeden. Kiedy niemal całą Europę przypala lejący się z nieba żar, skutecznie utrudniający atakowanie skalnych ekstremów, miejscem, w którym panują niemal perfekcyjne warunki do bulderingu jest szwajcarski Magic Wood.
Widok z drogi na sektor Bach i rzekę Avers. Fot. Kajetan Kupś
Położony na wysokości 1300 metrów, w dolinie rzeki Avers, od słońca chroniony jest przez gęsty, alpejski, sosnowy las – już lakoniczny opis oddziałuje na wyobraźnię. A gdy dodamy do tego zjawiskowe problemy w górnych stopniach trudności, wyśmienitej jakości granit oraz piękne niczym z pocztówek widoki na zaśnieżone szczyty, mamy spełnioną definicję miejscówki idealnej. No, może poza cenami. :-)
W odróżnieniu od francuskiego Fontainebleau, które z ponad 100-letnią historią dumnie piastuje tytuł mekki europejskiego bulderingu, Magic Wood jest stosunkowo młodym rejonem, w który życie tchnęła dwójka lokalnych wspinaczy. W 1999 roku Thomas Steni Steinbrugger i Bernd Zangerl wraz z grupką znajomych zapaleńców rozpoczęli eksplorację skalnych bloków rozrzuconych wzdłuż koryta rzeki Avers. Szczególne nagromadzenie granitowych głazów zastali nieopodal miejscowości Ausserferrera (około 25 kilometrów od granicy Szwajcarii z Włochami i 50 kilometrów od stolicy Gryzonii, miasta Chur) – porośnięte mchem bloki sprawiały wrażenie wręcz stworzonych do bulderingu. Wspinacze chwycili w dłoń druciane szczotki i rozpoczęli długie, mozolne czyszczenie kamieni. Chyba w najśmielszych snach nie sądzili, że w przeciągu niespełna dekady ich sekretna miejscówka stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych rejonów bulderowych na świecie i zacznie ściągać do liczącej niespełna 50 mieszkańców Ausserferrery tabuny łojantów…
Adam "Gaduła" Karpierz na Marihuanacorner 7A+ Fot. Kajetan Kupś
Kiedy Bernd wytyczył New Base Line i zaproponował dla niej wycenę 8C, o Magicach dowiedział się cały wspinaczkowy świat. Dalej wydarzenia potoczyły się już lawinowo: na początku z okolic przyjeżdżali Niemcy, Austriacy i Włosi, a z czasem, zachęceni opiniami zachwyconych kolegów, wspinacze z całej Europy i świata. Niestety, prędko doszło też do konfliktów z lokalną społecznością. Wszak, jak powszechnie wiadomo, Szwajcarzy nad wyraz cenią sobie ład i porządek, zwłaszcza ten egzekwowany za pomocą państwowych organów. Rozentuzjazmowani wspinacze reprezentowali, delikatnie mówiąc, nieco bardziej liberalne stanowisko.
Alex Puccio w akcji na New Base Line
Gwiazda Magic Wood mogła zgasnąć równie szybko, jak zabłysła – rejon niemalże został zamknięty. O jego przetrwaniu zadecydowała determinacja Bernda i jego przyjaciół, którym udało się zawrzeć swoisty układ z lokalsami. Dla odwiedzających powstał kemping, żeby towarzystwo nie nocowało i nie śmieciło po krzakach, wydzielono strefę, w której można się wspinać, a prywatne tereny okolicznych rolników odgrodzono drewnianym płotem. W miejsce stalowych lin służących do przepraw przez rzekę wybudowano 2 solidne (na modłę szwajcarską) mosty. Zapanował pokój, który trwa do dziś, a infrastruktura wokół Magic Wood sukcesywnie się powiększa.
W drodze do "raju"... Fot. Kajetan Kupś
A skoro już o niej mowa… Najbardziej rekomendowaną opcją zakwaterowania jest rzeczony kemping, prowadzony notabene przez wspinacza – Szwajcar Thomas Saluz od kilku lat zawiaduje obiektem, stopniowo go rozbudowując. Kiedy w 2015 roku gościłem w Magicach pierwszy raz, nie było jeszcze pryszniców ani toalet. Wystarczyć musiały toi-toie i kąpiel w rzece, której temperatura nawet w najcieplejszych miesiącach nie przekracza 10 stopni. :-) Oczywiście, miało to swój urok, ale nie każdemu na rękę jest taki survivalowy klimat, zwłaszcza jeśli na wakacje chcemy wybrać się z dziećmi bądź niegustującą w sztuce przeżycia drugą połówką.
Bodhi Camping. Fot. Kajetan Kupś
Dlatego wszystkich ceniących komfort ucieszy informacja, że dziś „Bodhi Camping” dysponuje prysznicami z gorącą wodą (choć za skorzystanie z nich musimy dodatkowo płacić, 4 minuty kosztują 1 franka), czystymi toaletami oraz wiatą ze zlewozmywakami i częścią kuchenną, idealną do przygotowywania posiłków czy przechowywania żywności. Brakuje tylko (albo aż) dostępu do prądu i Wi-Fi. Jeśli chcemy skorzystać z tych dobrodziejstw cywilizacji, bez których niewielu potrafi wytrzymać więcej niż 24 godziny, musimy odwiedzić zlokalizowany w centrum Ausserferrery i należący również do Thomasa „Gasthaus Edelweiss”. Tam możemy naładować baterie w telefonach i laptopach, uzupełnić kapownik na 8a.nu, w deszczowe dni pograć na playstation, oddać się lekturze bogatego zestawu magazynów wspinaczkowych (w ofercie co prawda nie ma jeszcze GÓR, ale już nad tym pracujemy :-)) lub też… zjeść burgera za, bagatela, 20 franków. Za piwo zapłacimy 5… Więc jeśli chcemy świętować swoje przejścia, lepiej wraz z zapasem mocy zabrać do Szwajcarii pokaźny zapas gotówki.
A mocy z pewnością nigdy nie będzie za dużo. To raj dla osób, które poruszają się swobodnie w siódemkowych i ósemkowych problemach (w skali Fontainebleau). Rejonu nie polecałbym natomiast początkującym – łatwych i przyjemnych bulderów nie ma zbyt wiele, choć z pewnością wystarczy ich na dwutygodniowy wyjazd. Tak naprawdę jednak, by w pełni zakosztować potencjału Magic Wood, powinniśmy robić przynajmniej 7A. Nieświadomy tego, po raz pierwszy pojechałem tam po kilku miesiącach wspinania i zebrałem solidne lanie. W dodatku lądowiska, z racji usytuowania w lesie i nad brzegiem rzeki, nie należą do najbardziej komfortowych, więc prócz kilku kraszpadów warto zabrać czujnych i sprawdzonych spotterów.
Wymieniwszy te drobne niedogodności, mogę przejść już do crème de la crème, czyli najciekawszych propozycji rejonu. Jeśli waszym celem są buldery w przedziale 6A do 6C, koniecznie polecam wstawienie się w takie perełki, jak Smoking Squirrel 6A+ (w starszych przewodnikach The Wave), Blue Sky Of Mine 6A+ (dla osób bez lęku wysokości, bo to prawie 8-metrowy highball), No Exit 6B+ (uwaga na drzewo!) czy U-Boot 6C (spodoba się wszystkim, którzy dysponują większą wytrzymałością niż siłą).
Liesa Hergeth na Blue Sky of Mine 6A+
Idąc cyferkę wyżej, mamy klasyczny problem klęski urodzaju – tutaj ograniczę się do zaledwie kilku propozycji, bo ciężko wybrać te najładniejsze. Moim zdaniem na wyróżnienie zasługują: Enterprise 7A, Morgenlatte 7B, Grit De Luxe 7B, Dinos Don’t Dyno 7B+, Intermezzo 7C, Piranja 7C oraz Du Côté De Seshuan 7C+.
Autor na Enterprise 7A. Fot. Kajetan Kupś
Dla najbardziej ambitnych i radzących sobie z problemami z górnej półki wybór również będzie bardzo szeroki. Polecić mogę w zasadzie wszystkie buldery na legendarnym Bruno Blocku oraz takie propozycje, jak: Foxy Lady 8A, Body Count 8A+, One Summer In Paradise 8A+/B, Riverbed 8B czy przywołany już wcześniej New Base Line 8B+ (przeceniony z 8C). Na pewno ambitnych celów prędko nam nie zabraknie, a gdyby się uprzeć, wystarczy ich na wyjazdy do końca życia. :-) W takie miejsce jak Magic Wood zawsze warto wracać, za każdym razem bulderowa uczta w granicie smakuje bowiem inaczej, a rejon, niczym dobre wino, zyskuje wraz z upływem czasu.
Adam "Gaduła" Karpierz na Foxy Lady 8A. Fot. Kajetan Kupś
PRAKTYCZNE RADY
Dojazd: najlepiej samochodem przez Niemcy od strony Norymbergi lub przez Czechy i Austrię. Warto wykupić roczną winietę na szwajcarskie autostrady (40 franków), gdyż podróżowanie bocznymi drogami będzie bardzo uciążliwe. Można też dolecieć do oddalonego o 250 kilometrów lotniska w Mediolanie-Bergamo i następnie do Ausserferrery dostać się autobusem (najpierw do Chiavanny, potem w kierunku Andeer).
Topo: w gasthausie lub na campingu kupimy Magic Bloc lub Alpen en Bloc 1, w którym opisano również inne alpejskie, bulderowe rejony. Cena to około 40 franków.
Zakupy: najlepiej jeździć do oddalonego o 25 kilometrów Thusis. Znajdziemy tam Lidl, gdzie da się zrobić budżetowe zakupy. Dla tych z bardziej zasobnymi portfelami w mieście są również lokalne supermarkety Migros i Coop, lepiej wyposażone, ale dużo droższe.
Noclegi: zdecydowanie polecam „Bodhi Camping”. Cena za dobę to 11,5 franków od osoby. Możliwy jest również nocleg w gasthausie, ale tam ceny zaczynają się od 35 franków za osobę.
Sprzęt wspinaczkowy: wystarczy crash-pad (jeden na osobę), buty i woreczek z magnezją, przyda się również tejp i szczotki.
Miejscówki na dzień restowy: pobliski wąwóz Viamala lub włoskie Madesimo (polecam tamtejszą pizzerię i przepiękne jezioro Montespluga), warto też odwiedzić Chur, stolicę kantonu Gryzonia.
***
GÓRY 263 (3/2018)