O powtórzeniu Freya, dokończeniu Frama, uklasycznieniu Jet Stream i nie tylko...
W ostatnim czasie dużo więcej uwagi poświęcamy wyczynom czeskich i słowackich wspinaczy. Nie bez powodu. Po pierwsze, wspinacze z tych krajów odnoszą ostatnio spore sukcesy (nie na darmo pisaliśmy o „czesko-słowackim” lecie 2005). Po drugie, postanowiliśmy skończyć z paradoksalnym trendem, przez lata utrzymującym się na łamach polskiej prasy górskiej, który kazał większą uwagę poświęcać zachodnim wspinaczom niż sąsiadom zza południowej granicy. Tym razem przedstawiamy wywiad z jednym z najlepszych czeskich wspinaczy młodego pokolenia, Dušanem „Stoupą” Janákiem. O znakomitych przejściach tego czeskiego wspinacza, których dokonał w sezonie 2005, pisaliśmy w Echach z Gór. Tym razem o ich szczegółach opowie sam autor.
Piotr Drożdż: Dušan, miałeś świetny letni sezon. Chciałbym z tobą porozmawiać przede wszystkim właśnie o najlepszych przejściach zeszłego lata. Zacznijmy od Lofotów, gdzie pojechałeś w czerwcu. Storpillaren nazywa się często „Filarem Bonattiego Lofotów”. Czy uważasz, że takie określenie jest zasadne?
Dušan „Stoupa” Janák: Tak. Obie ściany mają podobny kształt: dolne partie tworzą płyty, środkowe są strome, górne wypłaszczają się, a szczyt jest ostro zakończony. Kiedy przypływasz na Lofoty promem, ta formacja jest pierwszą ścianą, która rzuca ci się w oczy, podobnie jak to jest w przypadku Petit Dru, gdy przyjeżdżasz do Chamonix. Jednak Storpillaren nie jest aż tak wybitnym szczytem, ponieważ jest częścią długiej grani.
Zrobiłeś prawdopodobnie drugie przejście drogi Freya autorstwa Roberta i Danieli Jasperów. Tylko cztery wyciągi tej linii są hakowe, reszta oferuje wspinaczkę klasyczną. Ciekaw jestem, jak podobało ci się tamtejsze wspinanie i jak zapamiętałeś najbardziej wymagające psychicznie partie drogi.
Lokalny wspinacz Arlid Meyer, który jest autorem pierwszej drogi na Storpillaren, stwierdził, że było to pierwsze powtórzenie drogi Jasperów. Większość wyciągów oferuje świetne wspinanie, jedynie dolna część ściany jest trochę krucha i mokra. Tam też jest czasem kiepsko z asekuracją, co wymusza spore wyjścia nad przeloty. Najtrudniejsze wyciągi wiodą litą skałą. Trzy kluczowe wyciągi klasyczne to wspinanie w lekko przewieszonych, wytrzymałościowych rysach na palce bez stałych przelotów.
W jakim stylu przeszliście najtrudniejsze wyciągi?
Na najtrudniejszym dwa razy odpoczywałem w przelotach, gdyż byłem bardzo zbułowany osadzeniem friendów i kości. Jednak myślę, że onsajt jest jak najbardziej możliwy, jeśli tylko jesteś naprawdę zaprzyjaźniony z friendami i potrafisz szybko je osadzać.
Jaką wybraliście taktykę przejścia? Jasperowie używali portaledge’ów. Czy wy zrobiliście to samo?
Zabraliśmy portaledge, ale potrafię sobie wyobrazić przejścia Freya bez niego. Jeśli biwakujesz w tym samym miejscu, co Jasperowie, to musisz mieć portaledge. Ale dobre miejsce do spania znajduje się jeden lub dwa wyciągi niżej (ósme lub dziewiąte stanowisko), a później na dwudziestej długości liny.
W newsach o przejściu Jasperów czytamy, że nie używali oni żadnych spitów do asekuracji na wyciągach, wykorzystali je jedynie na stanowiskach. Ile stałych przelotów, na przykład haków, znaleźliście na drodze?
Newsy mówiły prawdę. Znaleźliśmy tylko jeden hak na pierwszym wyciągu, jeden spit na trzecim i jedną stałą kość na najtrudniejszym. Co do stanowisk, to część z nich również nie jest ospitowana, a na niektórych w ogóle nie ma stałych punktów. Jednak wycof zjazdami jest możliwy.
A jak wyglądało kluczowe miejsce wyceniona na A3+? Jasperowie użyli tam beaki i RURP-y...
Jest tam jeden długi ruch z hooka do początku małej ryski. W tym miejscu musiałem połączyć trzy bird beaki, ale od tego miejsca dobre beaki i inne małe haki siadają na następnych 60 metrach rysy, biegnącej przez lustrzaną płytę.
Trzy lata temu dokonałeś ciekawego przejścia na Piku 4810 w kirgijskim rejonie Karawszyn. Wówczas dodaliście nową kombinację o nazwie Fifteen to the Chimney do drogi Krizok (rosyjskie 6b). Ciekaw jestem jak wypadłoby porównanie tej drogi z Freya...
Generalnie wspinanie w Kirgistanie jest o wiele bardziej poważne i wymagające. Złamana noga w tym rejonie równa się poważnym kłopotom, ponieważ najbliższy garnizon wojskowy jest oddalony o dzień drogi, a jedynym helikopterem, który widzieliśmy w okolicy był ten zestrzelony w sąsiedniej dolinie. Większa wysokość, wyższa ściana, lodowiec i znacznie niższe temperatury (codziennie znajdowaliśmy szron na plandece naszego portaledge’a) dają się we znaki. Natomiast samo wspinanie jest podobne: słaba asekuracja, połączenie hakówki i klasyki. Ja nazywam to „zwierzęcym wspinaniem”, bo napierasz tak, jak możesz – jak zwierzę. Interesuje cię tylko linia i styl (jak najwięcej klasyki i jak najszybciej). Nie ma znaczenia, czy to jest 9- czy 9+. Liczy się to, czy odpadniesz, czy też nie.
Jakie było twoje ogólne wrażenie po pobycie na Lofotach? Panuje opinia, że to miejsce byłoby wspinaczkowym rajem, gdyby nie zła pogoda. Sądząc po tym, że zrobiliście tak wymagającą drogę, mieliście przynajmniej trochę szczęścia, jeśli chodzi o warunki atmosferyczne. Podejrzewam więc, że zrobiliście także inne drogi...
Freya zrobiliśmy podczas krótkiego okienka pogodowego...
Dalszy ciąg wywiadu oraz więcej informacji o Dušanie „Stoupie” Janáku w kwietniowym numerze GÓR 4 (143) 2006
(kg)