Po raz pierwszy runda PŚ odbyła się w Azji, a dokładniej w Koreii. Zdecydowanie jest to następstwem coraz większej popularności wspinania lodowego w tym kraju – mogącym się wszak nie tylko poszczycić dobrymi himalaistami, ale także właśnie zawodnikami panelowo-lodowych aren. Wspomnieć tylko wypada, że para
Hee Yong Park i
Woon Seon Shin są aktualnymi złotymi medalistami Otwartych Mistrzostw Europy 2010...
Organizatorzy zdecydowanie obawiali się niskiej frekwencji, szczególnie ze strony europejskich mistrzów dziaby. Niemniej jednak grono startujących zostało licznie poszerzone przez Azjatów, w tym – jakże abstrakcyjnie to może zabrzmieć – nawet przez reprezentację Mongolii. W prowadzeniu wystapiło 35 kobiet i 50 mężczyzn, w czasówkach odpowiednio: 26 i 42 zawodników. W sumie było reprezentowanych 20 krajów.
Ci jednak, którzy nie wystraszyli się dalekiego i drogiego lotu – od samego początku mogli wejść w klimaty i atmosferę zawodów, czego dowodem może być krótki film Marianne van der Steen:
Dla ciekawostki tylko wypada dodać, że od 1 minuty i 48 sekundy filmu z „glonami” zmaga się nasz GÓRski współpracownik
Łukasz Warzecha, który jak w zeszłym roku, pełni funkcję oficjalnego fotografa całego cyklu zawodów ;)
Wracając jednak do istotniejszych szczegółów związanych z rywalizacją zacznijmy od czasówek. Od lat zdominowali konkurencję Rosjanie. Wśród pań tryumfowała
Irina Bagaeva przad
Natalyą Kulikovą. Trzecie miejsce przypadło niespodziewanie
Marii Tolokoninie, która wróciła na arenę po rocznej przerwie, zajmując się w tym czasie odchowaniem potomstwa. Dlaczego niespodziewanie? Bo Tolokonina jest specjalistką od prowadzenia i w dniu finałów czasówek zmagała się również z eliminacjami właśnie w tej konkurencji. Dodać jeszcze wypada, że w półfinale dwukrotnie została zdyskwalifikowana, tracąc tym samym szansę na conajmniej srebro. Podobnie jak Rosjanka, także
Lucie Hrozowa (siostra znanego Libora Hrozy) rozdwoiła się i „na czas” zajęła 4 miejsce.
Panowie musieli uznać pierwszeństwo
Maxima Tomilova (kolejny „linowiec” – to jakaś plaga, czy co? ;)), który wyprzedził
Pavla Batusheva i
Maxima Vlasova. Niemniej w kwalifikacjach dominował rewelacyjnymi czasami (i to znacznie)
Egor Trapeznikov, jednak błąd w kolejnej rundzie i po zawodach. Inny z faworytów –
Pavel Gulyaev, aktualny rekordzista świata z czasem 8,748 sekundy, przepadł w ćwierćfinałach, także po dyskwalifikacjach. Generalnie Rosjanie wypełnili w całości pierwszą „dziesiątkę”.
Parafrazując mistrza Remarque’a – w prowadzeniu bez zmian... A zatem Austriak
Marcus Bendler wygrał, a deptał mu po piętach lokals, czyli
Hee Youg Park oraz niezmordowany
Maxim Tomilov. Wspomineć jeszcze wypada jednego z bohaterów „Zakazanej Krainy Koboldów” (GÓRY 12/2010), Malcolma Kenta, który świetnie poszedł w kwalifikacjach, zajmując 6 miejsce. Niestety potem już było trochę gorzej :(
Tradycyjnie u pań wszystko mogło się zdarzyć... Aczkolwiek oczywiście w granicach normy ;) Eliminacje wygrała Włoszka
Angelika Rainer przed
Stephanie Maureau, ale po prawdzie pierwszych dziesięć kobiet było w ścisłej czołówce różniąc się niewiele. W półfinale podobnie zażarty bój – czołowa „10-tka” poróżniła się o ułamki punktów, a po nich długo, długo nic i dopiero reszta stawki. W rundzie tej również najlepsza okazała się Rainer, ale przed Tolokoniną i
Woon Wha Jeong. Finał zaś przyniósł kolejne przetasowanie, z którego wynikło, że zwyciężczynią została wspominana już wielokrotnie
Maria Tolokonina, przed
Woon Sheon Shin i
Lucie Hrozovą... Widać, że starty w czasówkach w niczym nie przeszkodziły osiągnąć Rosjance i Czeszce dobrych lokat w prowadzeniu. Oj, coś się zdaje, że się jeszcze podzieje w tegorocznym PŚ.
Kolejna runda w szwajcarskim Saas-Fee w dniach 21-22 stycznia. Odwołana została runda w Daone z powodu śmiertelnego wypadku. Podczas inspekcji nowej struktury odpadł kawałek ściany, uderzając w
Dario Corradiego – organizatora, a zarazem rajcy miejskiego.
Pełną listę wyników można znaleźć na stronie
UIAA