Marcin Tomaszewski i Dawid Sysak wyruszali na Alaskę, aby wytyczyć nową drogę w stylu alpejskim na Mount Dickey, który posiada jedną z największych ścian na Alasce. Niestety złe warunki nie pozwoliły im na sensowny atak, w związku z tym wracają do kraju.
Poniżej relacja Marcina:
Wszystkie nadzieje dotyczące dobrych warunków na naszej drodze, prysły już na pierwszych wyciągach w dniu finalnego ataku. Silny wiatr i częste opady śniegu kazały nam czekać, jednak wysokie temperatury w ciągu dnia ( nawet do +10st C w pochmurny dzień w cieniu) nie wróżyły niczego dobrego.
Źródło: profil fb Marcina Tomaszewskiego
W tym czasie udało nam się zalożyć pierwsze stanowisko w kominie po polu snieżnym i przetransportowac sprzęt. Czy to aby na pewno żywioł zimno? Codziennie drwiłem z samego siebie. Tropik byłby w tych warunkach bardziej odpowiedni. Wiosna na Alasce w tym roku przyszła o wiele za wcześnie, a my byliśmy jednymi z pierwszych alpinistów w tym sezonie, ktorzy mogli się o tym przekonać na własnej skórze. W głebokich formacjach naszej drogi zalegał luźny śnieg tworząc przewieszki i pozbawione asekuracji śnieżne okapy. Wiszące miejscami skąpe płaty lodu wytopione były od skały i przy każdym uderzeniem czekana groziły oderwaniem i lotem niczym ostrze golotyny na stanowisko, partnera i liny. Złe prognozy pogody, regularne pyłowki spadające naszą linią postawiły kropkę nad i. Tym razem góry dały mi pstryczka w nos, który przyjmuję jako kolejną lekcję pokory. Któż jej nie potrzebuje? Moje góry regularnie przypominają, że tylko wytrwałością i uporem utoruję sobie drogę na szczyt. Nie ma łatwizny!
Ocieram spływającą łzę, wycieram nos i napieram dalej do przodu! Za kilka dni wracamy z Dawidem do kraju, pokażę Wam więcej zdjęć z akcji i bazy oraz Alaskę, która jest jednym z najpiękniejszych miejsc dla takich stworów jak ja.
Dziękujemy że byliście z nami.
Yeti i Dawid