W festiwalach filmów górskich orientuję się bardzo dobrze, na wielu byłem w różnym charakterze, ale Chicago na mapie festiwali nie istniało. Pierwszy taki festiwal w Chicago organizowała wcześniej mi nieznana Fundacja Kultury Tatrzańskiej z Chicago.
Termin - w połowie grudnia przed Świętami - nie skłania do wyjazdów, ale skoro zaproszono również kilka moich filmów i właściwie wszystko nie było mi znane, to odpowiedź mogła być tylko jedna. Poleciałem do Chicago, które wyobrażałem sobie zupełnie inaczej.
Spotkanie z braćmi Bogdanem i Markiem Ogórkami było konkretne i krótkie, po którym obaj wraz z ekipą tworzyli coś z niczego, czyli przerabiali aulę szkolną na kino wraz z wystawą fotograficzną. Przerabiali z wcześniej mi nie znanym profesjonalizmem przerabiania. Towarzyszyła temu ogromna pasja i chęć odniesienia sukcesu, co z reguły sukcesem się kończy. W czasie przerabiania zajmowali się również promocją festiwalu, odwiedzając m.in. stacje radiowe.
Wiadomym było, że powstanie kino i wystawa, ale frekwencja pozostawała wielką niewiadomą. W Chicago właściwie mało kto słyszał o filmach górskich, a jeszcze mniej o festiwalach takich filmów. Ja również nie lubię pustej sali, więc pomagałem jak mogłem, by tego uniknąć. Wszyscy liczyli, że góralskie i ogólnopolskie środowisko w połączeniu z Chicago Mountaineering Club dopisze odpowiednią ilością zainteresowanych. Włączył się również chicagowski Klub Ratowników i Sympatyków TOPR, którego obecny prezes również wieczorami przerabiał aulę jak mógł.
W piątkowy wieczór nadeszła godzina prawdy i kino wypełniło się w całości. Podobnie było w sobotę i niedzielę. Okazało się, że tzw. kultura górska jest kulturą uniwersalną i niezwykle potrzebną. W sobotę podszedł do mnie zapłakany mężczyzna i opowiedział jak to w czasach komuny, będąc w wojsku kupił sobie w kiosku „Wołanie w górach`“, przeczytał, po czym kapral kazał mu tę książkę wyrzucić. Jak stwierdził, książka ta pomogła mu w wojsku przetrwać. Później o książce zapomniał i po latach przyszedł na festiwal w Chicago, gdzie obejrzał zupełnie sobie nieznane filmy, a wśród nich „Ratunek nadchodzi z nieba“. Przypomniał sobie i książkę i Tatry i opowiedział mi to z trudem i poprzez łzy.
Filmy wywoływały wiele różnych emocji również wśród amerykanów i były tam wyrażane np. bardzo dużą ilością pytań, co także było niespodzianką. Kolejną niespodzianką były dwie nagrody dla filmu „Kukuczka“ - Nagroda Jury i Publiczności, która zawsze sprawia wiele radości.
Wróciłem do Warszawy i całkiem niespodziewanie zacząłem już tęsknić za tym, co mnie w Chicago spotkało. Za ludżmi, którzy dużym nakładem pracy i środków ten niespodziewany festiwal zrobili i za tymi, którzy ten niespodziewany festiwal obejrzeli. Pozostaje mi mieć nadzieję, że będę jeszcze kiedyś w Chicago na kolejnej edycji festiwalu, lub że spotkam jeszcze kiedyś ludzi, z którymi tam się zaprzyjaźniłem.
Teskt: Jerzy Porębski
Źródło:
http://www.polishupdate.com