Tomek Mackiewicz. Pięć zim pod Nanga Parbat
Pozwolenie na szczyt o tej porze roku kosztowało ułamek tego, co trzeba zapłacić latem. Blisko do bazy. No i do tej pory nikt nie wszedł tu zimą. Czy potrzebny jest jeszcze jakiś inny powód?
Pozwolenie na szczyt o tej porze roku kosztowało ułamek tego, co trzeba zapłacić latem. Blisko do bazy. No i do tej pory nikt nie wszedł tu zimą. Czy potrzebny jest jeszcze jakiś inny powód?
Po zaledwie czterech latach od pierwszego kontaktu ze skałą Demmel pokonuje drogi sięgające trudności 9a. Jej progres jest błyskawiczny i ciężko znaleźć kogoś, kto pod tym względem mógłby się z nią równać. Już w drugim roku wspinania przeszła 28 dróg o wycenie 7c, w tym cztery onsajty, i dwie linie 8a+. Ten wynik jest imponujący, ale wystarczy spojrzeć na podsumowanie ubiegłego sezonu Niemki, żeby zrozumieć, skąd bierze się tak duży progres. W 2020 roku spędziła w skałach aż 222 dni, prowadząc 842 drogi: 11 × 8c, 21 × 8b+, 42 × 8b, 55 × 8a+ i 71 × 8a. To jednak nie koniec. W tym roku podniosła sobie poprzeczkę, choć nie minęła nawet połowa sezonu – w styczniu pokonała La Montana Mágica 8c+, a 7 kwietnia dotarła do topu Joe-city 9a. Podczas wiosennego wypadu do Oliany – rejonu pękającego w szwach od klasycznych, cenionych linii autorstwa największych legend wspinania, jak Sharma, Ondra czy Ramonet – zebrała też takie perełki, jak Joe Blau 8c+ i La Morenita 8c+.
Ho, ho, Urubko, masz już 40 lat! Już czy dopiero?
Czterdziestka to JUŻ. Mam poczucie, że nagle minąłem szczyt życia. Kiedyś wszystko, co najważniejsze w alpinizmie, było przede mną, a teraz chyba zostało za mną. Ale jestem zadowolony, że udało mi się zrobić wiele z tego, o czym kiedyś marzyłem. Przy czym urzeczywistnianie marzeń wykańcza, wypala tak jak w każdej dziedzinie.
Alaska 2004, Citadel - Last Cry Of The Butterfly
Prowadzę trudny wyciąg w połowie ściany. Pierwszy dzień słońca po załamaniu pogody. W pewnym momencie zauważam drżenie skały. Porusza skrzydłami, dziesiątkami skrzydeł. Nagle odpływa w powietrze. Chmura motyli przelatuje przez Alaskę, odpoczywa na nagrzanych w słońcu ścianach. Jak przetrwały wczorajsze załamanie pogody i co się z nimi stanie jutro, pojutrze, gdy nadejdzie kolejna burza? Zastygam na moment jak one, po chwili odlatują. Wieczorem chowam się w portaledge’u i długo nie mogę zasnąć. Następnego ranka ponownie budzi nas srogi mróz i kolejny opad śniegu.
Zimowy Trawers Tatr niejednokrotnie porównywany jest z klasykami, jak Haute Route pomiędzy Zermatt a Chamonix. Jednak trawers samych Tatr Wysokich różni się nieco od tych alpejskich wyzwań – nie tylko otaczającym krajobrazem, ale też dystansem i sumą przewyższeń.
Przez ponad 20 lat szefowania redakcji GÓR żegnałem wielu wspaniałych ludzi, którzy dzielili naszą pasję i odeszli przedwcześnie. Jednak, chociaż nie mógłbym nazwać się jego bliskim kolegą, odejście Kacpra zabolało mnie szczególnie. A to dlatego, że ze swoją bezpretensjonalnością, skromnością, otwartością na ludzi i wspaniałym, szczerym uśmiechem był najlepszym przykładem człowieka, którego braku nie umiemy sobie wyobrazić. Pamiętam, że gdy podczas naszej wspólnej rozmowy z Justyną na lądeckiej scenie nazwałem Go „uosobieniem łagodności”, małżonka gorąco przytaknęła.
„Bóg musiał dać Amerykanom El Capa, bo gdzie indziej postawiliby przystanek autobusowy pod 1000-metrową ścianą”. (zasłyszane na Camp 4)
W Polsce znany jedynie w niewielkim kręgu pasjonatów, legendarny za naszą południową granicą. Mowa zarówno o skiturowym trawersie Tatr Wysokich, jak i o jego autorze – Vladzie Gipsym Tatarce.
Niewątpliwie spośród turystów odwiedzających Kretę przytłaczająca większość skupia się na nadmorskich plażach i nie zapuszcza w głąb lądu. Ci zaś, których celem są górskie wędrówki, znajdują się w zdecydowanej mniejszości. Kontrast pomiędzy gwarnym wybrzeżem a dzikimi i pustymi górami jest na tej wyspie niezwykle wyrazisty.
„Ten, kto naprawdę umie wędrować, obywa się bez traktów i śladów na drodze” – takie motto widnieje na pierwszej stronie książki Urodzeni biegacze Cristophera McDoughalla. Ale nie o książce tu mowa, a o szlakach w pięknych Górach Białych na Krecie. Właśnie tam, jak ostatnio mogłem się przekonać, szlaki istniejące na mapie trudno znaleźć w terenie. Bo ich tam nie ma. I to jest wspaniałe!
O totalności doświadczania wspinaczki i perpetuacji obłędu w kompulsywnym poszukiwaniu linii idealnej z MARCINEM „KOTLETEM” GĄSIENICĄ-KOTELNICKIM – wspinaczem, toprowcem i strażnikiem TPN – rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Znacie to uczucie? Jest czas, który można zagospodarować dowolnie, mnóstwo kierunków, w które można pojechać, polecieć. Niby ideał, a jednak gdzieś poza zasięgiem woli pojawiają się pytania: po co? Dlaczego? Dla kogo? Bo skoro tylko dla siebie (a nie na pokaz), skoro po to, żeby poczuć, że żyję, szkoda zostawiać ciężki ślad węglowy, zajmować miejsce tam, gdzie już jest tłok, wydawać pieniądze, które trzeba zarobić (i przy tym zużyć surowce, energię, generować zanieczyszczenia). Przecież mi tak niewiele potrzeba: gór, bezludzia, trochę miejsca pod namiot…
Tym razem – co za ulga! – dla odmiany czeka mnie spokojny spacer. Trekkingowa autostrada, można by rzec, bo Omalo – Szatili to najbardziej znany długodystansowy szlak Kaukazu. Na szczęście idę pod prąd, więc tłumy mi nie grożą. No i zamierzam skupić się raczej na wrażeniach etnograficzno-folklorystycznych niż graniowych.
Słuchając ryku wiatru, podpierając maszt, żeby się nie połamał, i modląc się w duchu, aby nas nie zwiało, bo w górach zdarzają się takie wypadki, zastanawiałam się, czy nie wyjść i nie odkopać namiotu, ale wystawienie głowy na zewnątrz szybko stłumiło mój zapał. Śnieg przy tym wietrze padał w poziomie, waląc w twarz zmrożonymi igłami, a straszliwy ziąb przeszył mnie mimo kilku warstw ciuchów. Stwierdziłam, że z odśnieżaniem jeszcze chwilę się wstrzymam. „Może przestanie” – mówiłam sobie w duchu to, co pragnęłabym usłyszeć.
Zbierając materiały do tegorocznego podsumowania, doszedłem do wniosku, że w ostatnich 12 miesiącach w szeroko rozumianym alpinizmie wydarzyło się dużo dobrego. Postanowiłem jednak skomentować nie tylko wyróżniające się przejścia górskie. Zaprezentuję też cele niezrealizowane, bo historia alpinizmu to także porażki, wycofy i tragedie. Chcę w ten sposób pokazać kierunki rozwoju i aspiracje wiodących dziś wspinaczy górskich. Z zasady pomijam w tym omówieniu wspinaczkę stricte skałkową.
O udanym sezonie na ścianach Kazalnicy i Ministranta, trudnych wielowyciągówkach w bułgarskiej Rile i w Maroku oraz o roli ojca w planowaniu ambitnych celów wspinaczkowych z JAŚKIEM GURBĄ rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Gdy wraz z moją ekipą „Do góry nogami” schodziłem w zeszłym roku z Watzmanna do doliny Wimbach (artykuł w GÓRACH, nr 279), naszym oczom ukazał się majestatycznie wznoszący się po drugiej stronie doliny szczyt Hochkalter. Już wtedy czuliśmy, że będziemy chcieli na niego wrócić. A gdy doczytaliśmy, że prowadzi tam alpinistyczna ścieżka o dwójkowych trudnościach, wiedzieliśmy, że zrobimy to raczej prędzej niż później. Minął rok i znów w sierpniu zameldowaliśmy się w Alpach Berchtesgadeńskich i Salzburskich, z zamiarem zrealizowania postanowionych sobie przed dwunastoma miesiącami celów.
Kto by pomyślał, że na pytanie o wspinaczkową wyspę Dodekanezów, na dodatek zaczynającą się na literę K, są już dwie prawidłowe odpowiedzi. Nie ma wątpliwości, że obecnie najbardziej znaną w naszym środowisku pozostaje Kalimnos. Jednak systematyczna działalność eksploracyjna na Karpathos sprawia, że druga co do wielkości wyspa w archipelagu także buduje swoją legendę. Jest to szczególnie interesujące ze względu na fakt, że przytłaczająca większość tej legendy tworzona jest rękami Polaków.
O starej szkole zimowego cierpienia i kilkunastu dobach spędzonych w gigantycznym grenlandzkim zamrażalniku podczas pokonywania dziewiczej ściany z MARCINEM YETIM TOMASZEWSKIM rozmawia PIOTR GRUSZKOWSKI.
Już po raz trzeci uroczystość wręczania Piolets d’Or odbyła się w Briançon. To właśnie do najwyżej położonego miasta we Francji najważniejsze nagrody alpinistyczne wróciły w 2021 roku, po trzyletniej obecności w Lądku-Zdroju. Podczas ceremonii 15 listopada kolejnego legendarnego alpinistę uhonorowano za całokształt działalności górskiej, wręczono też Złote Czekany za najciekawsze osiągnięcia górskie w stylu alpejskim, które miały miejsce w minionym roku.