Wiatr wiał i wypychał nas z przystani w Aappillotoq tak bardzo, że Eliza znów się dziś popłakała na kajaku, a ja stwierdziłem na własnej skórze, że procedury ratunkowe, które ćwiczyliśmy na ciepłym jeziorku pod Warszawą mogą być mało skuteczne, gdy zaliczysz nagłe zanurzenie w wodzie o temperaturze zera stopni (zasolona, więc jest nawet tak zimna). Uderzając rozgrzanym licem prosto w lód, znalazłem się pod wodą kilka razy.
I choć była to tylko próba (bo nie był to upadek w akcji) to za każdym razem coś dziwnego działo się z moją głową, a ból dłoni i ramion, nie osłoniętych pianką był nie do zniesienia. Eliza stwierdziła że: „ścina mózg” i rzeczywiście coś w tym chyba jest, bo nie udało mi się wykonać żadnej procedury ratunkowej, mimo że w domu wydawały się takie łatwiutkie. Pocieszające było tylko to, że pod pianką było ciepło, a i „ścięty” mózg jakoś tak lepiej działał po 3 zanurzeniu. Tak czy inaczej sukcesu w manewrach kajakowych nie było. Czyli bez zmian, jak pływamy jest ok, nikt się jeszcze nie przewrócił podczas poważnego przepłynięcia, ale jak się przewróci, to lepiej żeby był blisko brzegu.
(09.08.2009)
Źródło:
www.verticalvision.pl