Dr.Tytus Chałubiński w książce p.t. „Sześć dni w Tatrach” tak pisał: „Mamyż – bo muzykę dobraną. To tęskne, dzikie, a tak urocze dźwięki staroświeckiej pieśni, którą Sabała wygrywa, to znów rześkie różnorodne z całego Podhala zebrane pieśni i tańce, które Bartek Obrochta, niewątpliwy talent, biegłym smyczkiem wyżyna (…).” „Króla Tatr” jak nazywano Tytusa Chałubińskiego, bardzo często wędrował w towarzystwie górali i góralskiej muzyki. A Bartłomiej Obrochta był nie tylko wyśmienitym muzykiem, ale również uznanym przewodnikiem I stopnia. Urodził się 15 sierpnia 1850r. w Zakopanem i całe swoje życie związał z Tatrami.
W 2010 roku obchodziliśmy 160. rocznicą urodzin Bartusia, a impreza miała swój finał w Babcynej Jacie na Lipkach. Byliśmy jedynymi turystami, bo zdecydowaną większość uczestników stanowiła rodzina Obrochtów. Pani Zofia Karpiel – Bułecka częstowała nas pysznościami kuchni góralskiej i najlepszą na świecie cytrynówką. Muzyka góralska, cytrynówka, dopełnione radosnym nastrojem przeciągały się do późnych godzin wieczorno – nocnych. Zaplanowany o poranku wymarsz na Czerwone Wierchy stawał pod coraz większym znakiem zapytania. Kiedy noc miała za kilka chwil zamienić się w poranek, postanowiliśmy wpaść w objęcia Morfeusza na krótki i intensywny sen.
Obudziło nas piękne słońce. Szybkie śniadanie, kanapki do plecaka i wyruszyliśmy z Rysulówki w stronę Kir. Kiedy wkraczaliśmy na czerwony szlak na Ciemniak, byłem zupełnie świadomy oznak trudów wczorajszego wieczoru, ale nie mogłem pozwolić, żeby to pokrzyżowało nam szyki. W uszach góralska muzyka, w powietrzu zapach smreków, a my zdobywaliśmy kolejne metry wysokości. Szlak wił się na Upłaziańską Rówień. Słońce prażyło nas jak smakołyki na ogniskowych płomieniach. Dobrze, że zabraliśmy odpowiednio dużo wody. W okolicy Chudej Przełęczy zrobiliśmy dłuższy odpoczynek na popas i leżakowanie. W dalszą drogę ruszyliśmy kamiennym chodnikiem trawersując Twardy Grzbiet, który zaprowadził nas na szczyt Ciemniaka (2096 m n.p.m.). Teraz już wędrowaliśmy granią na Krzesanicę, spoglądającą w naszą stronę urwistą ścianą. A Małołączniak przywitał nas ostatnim tangiem zimy, rozpłaszczonej na małych kępach śniegu. To tutaj właśnie zbójnik Mateja zauroczony muzyką Bartusią, zabierał go, aby ten umilał zbójowanie. Nie był to przymus bo Obrochta bardzo chętnie chodził w góry. Od ok. 1882 był przewodnikiem II klasy, a od 1892 r. I klasy. Razem z synem Chałbińskiego, Ludwikiem i przewodnikiem Wojciechem Rojem próbował wejść na niezdobyty wówczas Ganek. Próba ta nie powiodła się, ale dotarli do Galerii Gankowej. Zamiłowanie do przewodnictwa zastąpiła służba w Straży Towarzystwa Tatrzańskiego. Zajmował się ochroną kozic i świstaków. A po I wojnie światowej osiadł w schronisku w Roztoce jako gospodarz i bardzo dużo czasu poświęcał muzyce.
Alternatywny szlak,przez Przysłop Miętusi i Kobylarzowy Żleb, a następnie przez Czerwony Grzbiet na szczyt Małołączniaka. Uchodzi za najciekawszy szlak na Czerwone Wierchy, głównie chyba za sprawą wspomnianego Kobylarzowego Żlebu, który jest bardzo malowniczy i ciekawy pod względem botanicznym, a jednocześnie trzeba bardzo uważać ze względu na pokrywające jego dno piargi. Niewielki próg skalny znajdujący się mniej więcej w połowie żlebu i strome płyty ubezpieczone są łańcuchem. Ze szczytu roztacza się przepiękna panorama m.in. na Tatry Wysokie i wyróżniający się Krywań.
Innym wartym uwagi miejscem na szlaku jest Kobylarz, czyli niewielka trawiasta rówień w górnej części Doliny Miętusiej. Z niej roztacza się widok na Dziurawą Basztę. Jedna z legend góralskich, którą opowiadał Sabała, głosi że kiedyś pod zboczami Dziurawego górale wypasali owce. Przyszedł do nich pewien żebrak, biedak i poprosił o coś do jedzenia i picia. Wszyscy go przeganiali i wyklinali, oprócz jednego parobka, który podzielił się z nim jedzeniem. W zamian biedak ostrzegł parobka, że jak następnego dnia będą pędzili owce z hali, napłyną chmury. Kiedy trzecia chmura zniknie, musi szybko się chować, ponieważ posypie się lawina wielkich bloków skalnych. Tak też się stało. Kiedy przepłynęła trzecia ostatnia chmura, oderwały się skały i przysypały wszystkich oprócz tego parobka. Miejsce, gdzie leżą wspomniane przez Sabałę Wantule, jest niedostępne dla turystów, ale uchodzi za jedno z najpiękniejszych w Tatrach. Warto wybrać się na Czerwone Wierchy, a przy odrobinie szczęścia może nawet usłyszycie jak Bartuś gra nuty krzesane? ;)
Marcin Kuś