Tekst i zdjęcia: Piotr Predkiel, Dominika Turzyńska
W wakacje trzeba zwiedzić trochę świata, więc tym razem postanowiliśmy wyruszyć na eksplorację Bałkanów. Plotki i google doniosły, że w mało popularnej Macedonii znajduje się miejsce, które trzeba zobaczyć, a jako że wstępny wywiad wykazał prawdziwość tego twierdzenia, postanowiliśmy osobiście sprawdzić jak to naprawdę jest ze wspinaniem w Kanionie Matka koło Skopje.
Jak się okazało trafienie do Kanionu Matki - popularnego w tych okolicach miejsca - było niełatwe. Być może było to związane z faktem, że jechaliśmy już w nocy, jednak za dnia okazało się, że wszystkie znaki drogowe są pokryte graffiti, schowane za krzakami lub umieszczone na wysokości ziemi – taka specyfika komunikacji drogowej w Macedonii. Nierzadko trafia się kombinacja wszystkich wyżej wymienionych opcji. Cudem udało się nam znaleźć zjazd z autostrady Skopje - Tetevo, szkoda tylko że było już za późno i musieliśmy zawracać przed kolejną bramką na autostradzie (autostrady są płatne, ale ceny nie są wygórowane).
Oznakowanie dróg lokalnych oczywiście nie jest lepsze niż autostrad, na szczęście pomimo późnej pory na drodze spotkaliśmy grupę Macedończyków, którzy łamanym angielskim na przemian ze słowiańską mową próbowali nam wyjaśnić jak trafić w skały - o kempingu nie słyszeli... Troszkę nas to zasmuciło, jednak po chwili zatrzymaliśmy taksówkarza, który po krótkiej rozmowie kazał nam jechać za nim. Krętymi uliczkami naprowadził nas do miejsca, które wydawało się wielkim polem kempingowym. Nie oczekując żadnej zapłaty odjechał życząc nam miłego pobytu - była to pierwsza próbka niesamowitej gościnności, która nie przestała nas dziwić do samego wyjazdu z tego kraju.
Na kempingu przy jeziorze - co dziwne - nie było ani jednego namiotu, nie wspominając o jakiejkolwiek recepcji. Za to nie brakowało przyczep kempingowych wspartych skomplikowanymi konstrukcjami. W jednej z nich paliło się światło, spróbowaliśmy więc dowiedzieć się czegoś więcej. Okazało się, że ten kemping jest miejscem, gdzie można za 200 euro rocznie postawić swoją przyczepę, korzystać z toalet (charakterystycznych dla Bałkanów, doskonałych dla narciarzy przygotowujących się do sezonu) i prysznicy (oczywiście na świeżym powietrzu). Jednak o opcji noclegu na kilka dni teoretycznie nie było mowy. Zachęceni przez lokalną wczasowiczkę rozbiliśmy namioty przed jej przyczepą.
Rano przyszedł ktoś żądając pieniędzy za nocleg, w tym momencie uratowała nas nasza znajoma mówiąc, że jesteśmy jej gośćmi i nie będziemy płacić za pobyt. Wyruszyliśmy na zakupy do pobliskiego sklepu. Wyprawa zajęła nam dwie godziny - nieomal każda napotkana osoba zapraszała nas na turecką herbatę lub doskonałą kawę. Oba te napoje przygotowuje się na słodko, są to wyjątkowo mocne napary, herbatę podaje się w niewielkich szklaneczkach podobnych do naszych literatek. Po śniadaniu rozpoczęliśmy kurs teoretyczny, a szpej i powiązane do drzew liny szybko stały się atrakcją turystyczną dla dzieci. Wkrótce zdobyliśmy na tyle umiejętności, żeby następnego dnia ruszyć w skały.
Kolejnego szoku doznaliśmy wieczorem, gdy okazało się że można bawić się bez alkoholu ;). Dominujące wyznania w Macedonii to prawosławie i islam, jak się okazało na prowincji dominuje ten drugi. Na całym kempingu (kilkaset osób) nie widzieliśmy, żeby ktoś (poza nami) pił alkohol, można go było kupić tylko w jednym sklepie w niemałej wiosce będącej rodzajem kurortu dla pobliskiej stolicy, jak również w kilku restauracjach. Islam, z którym się zetknęliśmy, jest tak inny od tego jaki spotyka się w mediach jak kościół łagiewnicki różni się od toruńskiego. Naszej gospodyni nie spodobało się, że jemy wieprzowinę i od tego czasu staraliśmy się nie urazić naszych gospodarzy, zaś z winem chowaliśmy się w namiotach jak na wycieczce szkolnej ;)
Następnego dnia z rana wyruszyliśmy w skały. Samochód zostawiliśmy na parkingu przy ostatniej restauracji, w miejscu, gdzie rozgrywane są mistrzostwa Europy w kajakarstwie górskim, po czym ruszyliśmy wzdłuż rzeki Treska. Minęliśmy tamę elektrowni wodnej, ujrzeliśmy sztucznie utworzone jezioro Matka, malowniczo położony monastyr z XV wieku o tej samej nazwie i schronisko wraz z zapleczem gastronomicznym. W okolicy istnieje również możliwość wynajęcia łódki i wyruszenia na rejs wzdłuż kanionu. Nieco powyżej schroniska odnaleźliśmy pole namiotowe, jednak było tak bujnie zarośnięte, że można śmiało twierdzić, że zapomnieli o nim nawet najstarsi górale i tylko tabliczka z namiotem wyłaniająca się z krzaków świadczyła o tym, że Internet nie kłamie.
Zaraz za schroniskiem spróbowaliśmy naszych umiejętności na pobliskiej ścianie. Reszta dróg znajdowała się po drugiej stronie jeziora, dotarliśmy tam następnego dnia wdrapując się na górę Vodno. Na jej szczycie znajduje się przepiękny monastyr Św. Mikołaja. Gdy tylko nabraliśmy sił po podejściu, kontynuowaliśmy wspinaczkowe wysiłki. Zaraz za furtką monastyru (po prawej stojąc twarzą do kanionu) znajduje się wąska ścieżka wzdłuż skał. Skały te to najciekawszy rejon sportowy w okolicy, zapewnia wspinanie na dobrze obitych drogach w przepięknej górskiej scenerii.
Dokończenie artykułu, więcej zdjęć i informacji praktycznych na
www.wspinaczki.pl