Zachęcamy do przeczytania rozmowy z Zofią Bachledą - przewodniczką tatrzańską II klasy.
- Na jednej ze stron internetowych poświęconych turystyce górskiej widzę Pani zdjęcie i czytam: Nasza przewodniczka, Zosia Bachleda. Jest świetna!
- Faktycznie. Towarzyszyłam tej grupie w zdobywaniu tatrzańskich szczytów. Są ludzie, którzy zostają mi w pamięci. Pamiętam osoby, dla których wycieczki w góry były czymś niezwykłym. Wspinałam się kiedyś na Mnicha i na Gerlach z zakonnicą, która bardzo ciężko pracowała opiekując się starszymi ludźmi. Wspinaczki były dla niej wielkim marzeniem. Cała wyprawa odbyła się w „stroju służbowym”.
- Bywa niebezpiecznie?
- Oczywiście! Najbardziej ryzykowne są burze w ciągu lata i lawiny w zimie. Kiedyś, wspinając się z turystami na Mnicha, powietrze było tak naelektryzowane, że włosy „stanęły nam dęba”. We mgle nie było widać nadchodzącej burzy, ale na szczęście zdążyliśmy szybko zjechać pod ścianę i skryć się bezpiecznie pod kamieniami.
- Mówi się, że turyści w górach zachowują się nieodpowiedzialnie. Nieodpowiedni strój, wyposażenie, bagatelizowanie ryzyka.
- Owszem, zdarzają się i takie osoby. Trzeba jednak jasno powiedzieć: coraz więcej turystów bierze udział w kursach lawinowych, skitourowych czy turystyki wysokogórskiej. Ta potrzeba kształcenia się świadczy o dużej odpowiedzialności i wyobraźni. W górach spotyka się również turystów z dobrym, profesjonalnym wyposażeniem i przygotowanych do wycieczek.
Na Łomnicy. Fot. Archiwum Zofia Bachleda
- To Pani planuje trasę turystom, którzy proszą, aby towarzyszyła im Pani w wędrówce?
- Często to ja sugeruję i wybieram trasę. Wszystko zależy od ilości osób, wieku, doświadczenia i oczekiwań. Najtrudniej wybierać trasy turystom, z którymi chodzę już kilkanaście lat. A jeśli chodzi o wycieczki szkolne, to nauczyciele w porozumieniu z uczniami zwykle sami decydują, co chcą zobaczyć.
- Ma Pani swoją ulubioną trasę?
- Najbardziej lubię chodzić po Tatrach słowackich. Tam są większe przestrzenie i mniej ludzi.
- Można wskazać osobę, która przyczyniła się do tego, że została Pani przewodnikiem?
- Tak, to Kazimierz Przerwa-Tetmajer (śmiech). A tak poważnie: w dzieciństwie przeczytałam książkę „Na skalnym Podhalu” tegoż autora i wtedy już zaczęłam myśleć o przewodnictwie. Oglądałam filmy o górach, później zaczęłam się wspinać. Miałam 17 lat, kiedy „na kolanie” pisałam sobie zezwolenie od rodziców na uczestnictwo w kursie taternickim w Betlejemce. Od początku interesowało mnie przewodnictwo wspinaczkowe i pozatrasowe. Zdarzało mi się wspinać z turystami z zagranicy, zanim jeszcze zostałam przewodnikiem.
Czytajcie dalej na nieznanetatry.pl >>