Jeśli czujemy nieodpartą potrzebę precyzyjnego nazywania rzeczy po imieniu, to będziemy mieli problem. Dlaczego? Bo w zasadzie nie powinniśmy określać mianem biegania osiągnięć, o których chciałem opowiedzieć. Bieganie to przecież „ruch, w którym występuje faza lotu”. A „faza lotu” nie brzmi dobrze w kontekście śmigania po oblodzonych graniach, szybkiego pokonywania popękanych lodowców lub błyskawicznego wkaszania skalnych odcinków o trudnościach dochodzących do V+. Przyznacie, że jest to trudny do spełnienia wymóg formalny, zwłaszcza gdy zmagamy się z wyzwaniem wysokim na 4810 metrów. Słowem, gdy wdrapujemy się, najszybciej jak się da, na szczyt Mont Blanc.