Wyprawę zaplanowaliśmy jako typowe „dwa w jednym” z kilku powodów.
Po pierwsze - wspólna baza dla obu gór znacznie obniżała koszty, po drugie chcieliśmy na Broad Peaku działać konwencjonalnie i po ok. miesiącu uzyskać wystarczającą aklimatyzację, która pozwoliłaby nam zaatakować K2 w stylu nie tyle alpejskim, co bardzo szybkim. Myśleliśmy, że w pierwszym wyjściu (z bazy wysuniętej założonej u stóp żebra Abruzzich, dotrzemy do obozu III / 7400m), wrócimy na krótki odpoczynek i zaatakujemy stawiając obóz IV (ok. 8000 m).
Było to założenie oparte na moich doświadczeniach z 2005 roku oraz na optymistycznym podejściu do pogody i założonych przez inne wyprawy poręczówkach.
Ponieważ w 2005 roku to nasza polsko-bułgarska wyprawa założyła na żebrze Abruzzich prawie 2,5 km lin uważaliśmy, że teraz poręczówki nam się należą.
Ale najpierw zajmijmy się Broad Peakiem. W tym roku wypadała 50. rocznica zdobycia tej góry przez zespół Austriaków (Hermann Buhl, Kurt Diemberger, Marcus Schmuck i Fritz Wintersteller), więc można było spodziewać się niezłych tłumów. W związku z tym pojechaliśmy w 4-osobowym zespole: Anna Czerwińska - jak zwykle kierowniczka, Jerzy Natkański, Olaf Jarzemski i Jacek Teler. Zrezygnowaliśmy z tragarzy wysokościowych, a agencja Jasmine Tours za naprawdę nieduże pieniądze zapewniła nam przyzwoity serwis. Żywność może nie była wyszukana, ale mieliśmy masę własnego jedzenia, w tym słodycze od E. Wedel w ilości, którą można było rozdzielić większość wypraw. W drodze do obozu towarzyszyła nam czwórka polskich trekkersów, co była dla mnie ważnym doświadczeniem, gdyż nigdy przedtem nie zapraszałam turystów do udziału w treku na wyprawie w Karakorum. Na szczęście zaliczyli trek zadowoleni i już marzą o następnych wyjazdach.
Oto kalendarium naszej wyprawy:
6 czerwca - przylot do Islamabadu (liniami British Airways).
8-9 czerwca - przejazd do Skardu słynną Karakorum Highway - tym razem droga była dobrym stanie, co nie zawsze się zdarza.
11 czerwca - przejazd jeepami do Askole / ostatnia wioska dol. rzeki Braldo wypływającej z lodowca Baltoro.
12-18 czerwca - karawana podejściowa do bazy. Pogoda wyjątkowo kiepska, opady deszczu i śniegu.
19-20 czerwca - urządzanie bazy, rekonesans podejścia pod ścianę.
21-22 czerwca - wyście w celu założenia obozu I.
Ze względu na brak miejsca w zwykłym miejscu obozu I (ok. 5900 m) przenocowaliśmy w namiotach niemieckich i następnego dnia postawiliśmy obóz na wysokości ok. 6300 m - zaledwie kilkanaście metrów poniżej zwyczajowego obozu II. Jak się później okazało był to dobry pomysł, gdyż po aklimatyzacji dochodziliśmy tam bezpośrednio z bazy bez większych problemów. Obóz I został założony przez A. Czerwińską, Olafa Jarzemskiego i Jacka Telera, gdyż Jurek zachorował i odpuścił to wyjście.
22 czerwca - powrót zespołu do bazy.
Mimo wielu działających już wtedy na B. Peaku wypraw stan poręczówek był lekko mówiąc oszczędny. Nie przeszkadzało to w drodze do góry, gdyż teren był łatwy, natomiast w zejściu, często w godzinach południowych mokry śnieg osuwał się, a w dole narastało niebezpieczeństwo oberwania kamieniami.
25 czerwca - Olaf Jarzemski i Jacek Teler założyli obóz II na wysokości ok. 7100 m (w miejscu „normalnego” obozu III). W ten sposób oszczędziliśmy sobie jeden obóz, ale duża odległość do szczytu (ok. 1000 m) zmniejszała szanse na powodzenie ataku.
26-30 czerwca - głębokie załamanie pogody.
Kilka słów o życiu towarzyskim w bazie
Na naszym pozwoleniu oprócz nas był Gruzin Gia Tortladze oraz Irańczyk Nazaar.
O ile Gia miał do współdziałania Rosjan, to Irańczyk postanowił wejść solo (dość naciągane przy tylu obozach, linach i ludziach). Wyruszył 25 czerwca z potwornie ciężkim plecakiem i słuch po nim zaginął. Schodzący w dół informowali nas gdzie jest, Serbowie byli wściekli, że mieszka w ich namiotach i pewnie wyjada im żywność, ale pogoda była tak kiepska, że nie czuliśmy się na siłach wyruszyć na ratunek. Dopiero 30 czerwca zobaczyliśmy schodzącego Nazara i ruszyliśmy całą czwórką na ratunek. Irańczyk był kompletnie wyczerpany, ale jakoś przy naszej pomocy dowlókł się do bazy. Na szczęście na tym zakończył swoje górskie występy.
Z innych zdarzeń towarzyskich: w naszym zespole nastąpiły przetasowania głównie wynikające z inicjatywy Jacka Telera. Jego indywidualizm spowodował, że po kilku jego samotnych rajdach powstał zespół - ja, Olaf i Jurek, a Jacek działał samotnie. Mijał się z nami w górach, spotykaliśmy się w bazie. Nie chcę tego mocniej komentować. Zdawałam sobie sprawę, że naraża się na ryzyko np. schodząc w złej pogodzie samotnie, ale moje argumenty widocznie nie były przekonujące.
30 czerwca -9 lipca - pogoda była mocno w kratkę i nasze próby wyjścia do góry kończyły się na obozie I.
4 lipca - dotarła do bazy wyprawa Krzysia Wielickiego i życie towarzyskie nabrało rumieńców, z tym, że Krzyś rozbił bazę bardzo daleko od nas i każde odwiedziny łączyły się z niezłą wycieczką.
10 lipca - w moje „któreś tam” urodziny wyruszyliśmy, by spróbować już ataku szczytowego.
Startowaliśmy z bazy (ja, Jurek, Olaf i Gia) około 2.00 w nocy, chłopcy zaśpiewali mi happy birthday, a o 6.00 rano spadła na mnie lawinka skalnego gruzu i lodu. Jedna z brył uderzyła mnie w lewą część klatki piersiowej, pozbawiając mnie na chwilę przytomności i oddechu. Ponieważ minęło to w miarę szybko, powlokłam się dalej do obozu I, a następnego dnia osiągnęliśmy nasz obóz II (7100 m).
Nie czułam się zbyt dobrze, ale trzeba było pomagać Olafowi i Jurkowi doprowadzić namiot do stanu używalności (przy okazji Jurek podarł tropik i namiot stał się jednopowłokowy).
12 lipca - po kilku godzinach nerwowego snu ok. 1szej w nocy wyruszyliśmy w stronę szczytu. Liczne światełka podchodzących pokazywały nam drogę. Nie szło mi się dobrze, było potwornie zimno, kiedy trafiliśmy na rozbite wyżej namioty schowaliśmy się na chwilę do środka, by się trochę ogrzać. Była to oczywiście strata czasu, ale bałam się odmrożeń i hipotermii. Poszliśmy potem dalej, Olaf wyrwał do przodu i dotarł do przełęczy między B. Peak Middle a wierzchołkiem głównym, a ja i Jurek uznając, że idziemy zbyt wolno zawróciliśmy z wys. ok. 7600 m. Jurek wrócił tego dnia do bazy, ja poczekałam w obozie II na Olafa. Zostaliśmy na noc, a ponieważ przez następne dwa dni pogoda była tak fatalna, że Olaf nie mógł mnie namówić na zejście.
15 lipca - Olaf i ja docieramy do bazy, a Jurek wyszedł nam naprzeciw pod ścianę. Gdy znajdowaliśmy się w dolnej części ściany z plateau pod przełęczą zeszła ogromna lawina, która na szczęście minęła nas bokiem.
17 lipca - okazało się, że moje obrażenia wywołane uderzeniem bryłą lodu są poważne - lewa ręka napuchła i zsiniała, a diagnoza moja i trzech lekarzy z różnych wypraw była taka sama -zakrzepica żył. To oczywiście eliminowało mnie z akcji górskiej, choć początkowo nie chciałam się z tym pogodzić.
18 lipca - Jurek, Olaf Jacek i Gia wyruszyli na atak szczytowy, a mnie pozostało siedzenie przy radiotelefonie. Było mi podwójnie przykro, po pierwsze, bo nie lubię bezczynnie siedzieć, a po drugie - 23 lata temu wcześniej weszłam na Rocky Summit (8030 m) i chciałam teraz dokończyć porachunki i wejść na szczyt dla Wandy Rutkiewicz, której w ramach projektu „Śladami Wandy Rutkiewicz” ta wyprawa była dedykowana.
20 lipca - Olaf, Jurek i Jacek stanęli na wierzchołku Broad Peak (8047 m). Tego dnia wielu ludzi atakowało szczyt i chłopcy trochę narzekali na tłok. Dodatkowo w tym dniu było transportowane granią ciało austriackiego wspinacza, który rok wcześniej zginął pod wierzchołkiem. Olaf i Jurek byli na szczycie o 15.30, Jacek godzinę później. Wszyscy nocą dotarli do obozu III i jako kierowniczka mogłam odetchnąć.
21 lipca - chłopcy wrócili do bazy. Wkrótce okazało się, że na K2 po prostu brakuje nam „poweru”, ja byłam chora, Olaf i Jurek musieli już wracać. Tylko Jacek postanowił spróbować i dołączył do grupy Austriaków. Nie informował nas o swojej akcji, ale podobno dotarł powyżej obozu III, skąd zawrócili z powodu złych warunków śnieżnych.
26 lipca - tego dnia moim sukcesem było złapanie helikopterowego „stopa” - nie byłam przewidziana do transportu, bo kolejka połamańców była długa, ale gdy dobiegłam do helikoptera i resztką sił władowałam się do środka piloci powiedzieli „w Pakistanie kobietom się nie odmawia - możesz lecieć”.
27-28 lipca - spędziłam w szpitalu wojskowym w Skardu potem czekał nas jeszcze przejazd do Islamabadu (znowu 30 godzin w autobusie) i wreszcie 3 sierpnia wylecieliśmy do Polski.
K2 musi jeszcze poczekać, a może i B. Peakowi nie daruję. Jako kierownik cieszę się, że wróciliśmy w komplecie mając bardzo dobry wskaźnik summitersów - 75 % uczestników zdobyło szczyt, co oczywiście nie jest już moją zasługą.
Broad Peak (fot. Jerzy Natkański)
Widok na K2 z bazy wyprawy (fot. Jerzy Natkański)
Urodziny Anki w obozie 1 (fot. Jerzy Natkański)
Na szczycie Broad Peak (8047m) Olaf (z lewej) i Jurek (fot. Jerzy Natkański)
Po zejściu do bazy - od lewej Jurek, Anka, Olaf, Jacek (fot. Jerzy Natkański)
Anna Czerwińska
Organizatorzy:
Fundacja Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki, Polski Związek Alpinizmu.
Sponsorzy główni:
Cadbury E.Wedel, Getinbank, Redbull
Sponsorzy:
Amica, Kreisel, Energizer, HiMountain, Hannah, Janysport, Nikon, Jadexim, Telekarma, CibaVision, Marsat.
Przekaz:
www.maratonczyk.pl, PAP, TVN Meteo.
Źródło: www.turnia.pl
2008-03-03
(kg)