W ostatnim wpisie na stronie Kingi (z dnia 12.10.2009), czytamy:
Wyszliśmy wczoraj wcześnie rano do obozu I. To nie jest krótka droga, normalnie zajmuje około 6 godzin, myśmy wczoraj szli dłużej, bo już od dawna nie było śladów na trasie i od czasu do czasu torowaliśmy. Jednak największym problemem był wiatr. Początkowo całkiem znośny, potem, już w okolicach obozu I na 6800 m zaczął nas przewracać na kolana, musieliśmy zakrywać twarz, bo kawałki lodu i zmrożonego śniegu boleśnie uderzały nas w twarz.
Jednakże najgorsze z tego wszystkiego było coś innego. Gdy dotarliśmy w trójkę do jedynki (Nick został z tyłu), zauważyliśmy, że nie ma naszych namiotów. Mimo silnego wiatru, niemożliwością było, by wiatr porwał wszystkie namioty z jedynki (jest trochę osłonięta); ze smutkiem stwierdziliśmy, że ktoś zabrał cały nasz ekwipunek. Prawdopodobnie zrobili to Szerpowie z komercyjnych wypraw i pewnie taki sam los spotkał rzeczy z obozów wyżej, Podłamaliśmy się na dobre. Wiatr taki, że od połowy drogi marzyliśmy, by się schronić w namiocie i zacząć gotować, a po przyjściu tylko puste miejsca po namiotach. To się nazywa po prostu kradzież. Niestety zdarza się na niektórych ośmiotysięcznikach, gdzie również przyjeżdżają komercyjne wyprawy z Szerpami. Myśmy Szerpów nie mieli, ponadto chcieliśmy robić jako nieliczni drogę Inakiego na główny wierzchołek, no i to z pewnością nie spodobało się co poniektórym. Wróciliśmy późnym wieczorem do bazy. Wyczerpani. Prognozy nie rokują lepszej pogody. Zdecydowaliśmy zakończyć wyprawę. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy.
Ale jesteśmy za to cali i zdrowi. To dla nas najważniejsze.
www.kingabaranowska.com/