facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2017-07-09
 

Roraima – świat zaginiony

Upiorne zejście

Powitał nas deszczowy i mglisty poranek. Po skromnym śniadaniu rozpoczynamy drogę w dół, nie spodziewając się, że to nie koniec silnych wrażeń na tej wycieczce! Pada właściwie bez przerwy i szybko przekonujemy się, że to, co dotąd braliśmy za szczyt „deszczowych” możliwości Roraimy, było zaledwie preludium do prawdziwej ulewy! Ilość wody spadającej z nieba przebija wszystko, co widziałem dotąd. Ściana deszczu powoduje, że czujemy się jak piesi pływacy. Oczywiście wszelka ochrona przed taką wodą nie ma sensu. Kompletnie mokrzy ześlizgiwaliśmy się z glinianych stopni. Świat wokół stał się szary, „dziki” i nieprzyjazny. Rio Kukenan, którą bez większych problemów przeszliśmy w brud w drodze do góry, stało się teraz złowieszczą rwącą burą rzeką! Nie było mowy o przejściu wpław. Na szczęście przezorny tubylec zdążył przed ulewą przeciągnąć na drugi brzeg linę i zbudować prowizoryczny prom z niewielkiego pontonu. Oczekując wraz z innymi na swoją kolejkę, mimo że to przecież tropiki, prawie zamarzaliśmy.

 

Na południowo-zachodniej krawędzi Roraimy –

1000 m pod nogami rozciągają się już tylko zielone „sawanny

 

Przeprawa w wypełnionym wodą pontonie przebiegła dosyć szybko. Na stromym brzegu po drugiej stronie nie byliśmy w stanie poznać ścieżki, którą wędrowaliśmy w słońcu przed paroma dniami. Zamieniła się w wartki, głęboki do kolan potok – szumiąca woda była wszędzie w powietrzu i na ziemi. Kolejna rzeka Rio Tök była nie do pokonania. Masy rozszalałej, burej wody przelewały się, z hukiem unosząc spore drzewa. Bezradnie kręciliśmy się wzdłuż brzegu, już raczej bez nadziei, że przejdziemy na drugą stronę, ale licząc na to, że przyjdzie nam do głowy jakiś pomysł, jak wyjść z opresji. Co robimy, Gabrielu? Biwakujemy! – pada lakoniczna odpowiedź. Tutaj? Przecież błoto wszędzie sięga do kolan! Nasz przyjaciel bez słowa wyciąga długi nóż i zaczyna kopać rowki w błocie, tworząc coś w rodzaju drenażu. Bez większej wiary zaczynamy go naśladować. Pracujemy jak w ukropie, okiełznując wszechobecną płynącą wodę. Po tym Gabriel rozpoczyna ścinanie rosnącej wokół trawy. W kompletnym amoku ścinamy, wyrywamy i my. Bardzo szybko powstaje gruba na metr pryzma otoczona przez wykonane rowki. Na tym grubym trawiastym materacu jak możemy najszybciej, ustawiamy całkowicie mokry namiot. Mieliśmy już namiastkę domu!

 

 Widok z „hotelu” San Francisco na najwyższe wzniesienie Roraimy

– El Carro

 

System zadziałał! Woda przepływała przez warstwę trawy, a gorąca kawa szybko przywróciła optymizm. W namiocie wilgotne ciepełko, ale da się przeżyć! Mamy za sobą kawał niezłej przygody! Zaśnięcie utrudnia jedynie myśl, że następny dzień będzie trzeba rozpocząć od pokonania „tej cholernej rzeki”! Noc przeszła wyjątkowo dobrze, można powiedzieć, że wręcz komfortowo. O 6 rano wielkie suszenie i czekanie, aż rzeka opadnie. Słońce towarzyszy nam już do końca wędrówki. Pozostałe kilometry sawanny przechodzimy prawie niepostrzeżenie. Jeszcze tylko przejazd jeepem do wioski (na szczęście pojawił się właśnie przywożąc kolejnych poszukiwaczy przygód) i nareszcie wytęsknione zimne piwo i obiad nie z puszki – kura z sosem z termitów. Snując się po wiosce w oczekiwaniu na nocny autobus do Ciudat Bolivar, jeszcze raz przeżywamy naszą przygodę. Warto było!

 

Unikalne rośliny
Ulewne deszcze na Roraimie wymyły prawie całkowicie warstwę gleby, a ta która pozostała, jest tak bardzo uboga w składniki odżywcze, że charakterystyczne skupiska roślin wykorzystują każdy skrawek ziemi, który przetrwał na Roraimie, zapuszczając korzenie w szczelinach skalnych. Rośliny te świetnie przystosowały się do panującego tutaj chłodnego i bardzo deszczowego klimatu. Większość z nich to gatunki owadożerne; heliamphory, rosiczki, pływacze, bromelie. Jeden z gatunków bromelii jest jakby „pośrednim” mięsożercą, odżywiając się wchłanianymi przez liście substancjami z ciał owadów, które utonęły wodzie zebranej w jego kielichach. Na Roraimie występuje 30 gatunków orchidei.

 

Ukryte w szczelinie Bromellie, roślina endemiczna dla Guayany

 

RORAIMA – INFORMACJE PRAKTYCZNE

 

POŁOŻENIE
Południowo-wschodnia Wenezuela. Roraima to najwyższa i jedna z niewielu dostępnych z około 100 tepui.


KIEDY JECHAĆ?
Na Roraimę można wchodzić w ciągu całego roku. Najlepsza jest pora sucha, trwająca od grudnia do kwietnia. My byliśmy w porze deszczowej (od maja do listopada). Należy jednak  liczyć się z tym, że tam zawsze dopadnie nas deszcz i to przez duże D! Trekking na Roraimę zajmuje od 5 do 7 dni (w tym co najmniej jeden nocleg na szczycie).


DOJAZD
Dotarcie do Wenezueli to z pewnością najkosztowniejsza część wyprawy. Należy wynająć obowiązkowego przewodnika i zabezpieczyć sobie dojazd jeepem do Paraitepui . Paraitepui (250 mieszkańców) jest ostatnią osadą przed wyruszeniem na trekking i bramą parku narodowego . Można tam dotrzeć też piechotą – 27 km: 12 h do góry, 10 w dół czyli 2 dni, ale nie polecam (bardzo sucho, droga monotonna i kłopoty z wodą pitną).


JĘZYK
Hiszpański i miejscowy język pemón („tepuj” w języku Indian Pemon oznacza „góra”)


WALUTA
Bolivar; 1 US = 2600 Bs


CO ZABRAĆ?
Prowiant i gaz na cały czas trekkingu. Dobry namiot z moskitierą (w czasie dojścia bardzo dokuczliwe są małe muszki jejenes), dobrą ochronę od deszczu, buty turystyczne, śpiwór itd. Worki foliowe do plecaka i pokrowiec przeciwdeszczowy na plecak. Przydatny może też być kawałek liny, pomocny przy przekraczaniu rzek. Noce na szczycie są chłodne!


MAPA
W Santa Elena nabyliśmy świetną mapę – przewodnik 1:125 000, wykonaną na podkładzie zdjęcia satelitarnego Monte Roraima – editio especial para Guida y porteadores; Emilio Pérez y Adroian Warren (wydana we współpracy z Ambasadą Brytyjską w Caracas). Pierwszego wejścia wspinaczkowego na Roraimę dokonała wyprawa angielska w 1973 roku. Na 400-metrowym urwisku w północnej części masywu, zwanym La Proa, trudną drogę wspinaczkową wytyczyli tak znani wspinacze jak Joe Brown, Mo Anthoine, Don Whillans i Hamish MacInnes. Obecnie wspinaczka w tym rejonie jest zabroniona.

 

Tekst i zdjęcia: Wojciech Lewandowski

GÓRY nr 5 (156) 2007


1 | 2 |
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-04-08
Tylko w GÓRACH
 

Krzysztof Belczyński (1971–2024)

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-04
Tylko w GÓRACH
 

Zimowe wspinanie niejedno ma imię

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-03
Tylko w GÓRACH
 

Przygoda na Sidleyu

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-02
Tylko w GÓRACH
 

Chobutse – oddech góry

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-26
Tylko w GÓRACH
 

Wschodząca Gwiazda

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com