W aktualnie będących w sprzedaży GÓRACH, nr 10 (185) 2009, znajdziecie artykuł autorstwa
Wojtka Ryczera o udanej wyprawie do Kirgizji. W skład wyprawy poza Wojtkiem weszli jeszcze
Michał Kasprowicz i
Rafał Waldorf Zając (galeria). W tym samym czasie, praktycznie w tym samym miejscu działała również druga ekipa z Polski – chodzi nam o wyprawę
Tien-Shan KOKSHAAL TOO RANGE Expedition 2009 w składzie
Michał Król i
Andrzej Sokołowski, której towarzyszył
Adam Kokot, mający za zadanie przygotować dokumentację fotograficzną z wyprawy. O postępach Michała i Andrzeja pisaliśmy tutaj:
nius i tutaj:
nius.
Jak już wiemy, wyprawie nie udało się osiągnąć zamierzonego celu, czyli wytyczyć nowej drogi na Piku Mińsk. Po pokonaniu zasadniczych trudności praktycznie tuż na grani szczytowej zespół musiał się wycofać z powodu wypadku - Michał otrzymał solidne uderzenie w ramię sporym kawałkiem lodu. Zachodziło podejrzenie poważnych obrażeń. Droga pozostała niedokończona...

Fot. arch. Sokołowski / Król
Poniżej zamieszczamy szczegółowy raport z wyprawy autorstwa Andrzeja Sokołowskiego.
Od 3 sierpnia do 7 września 2009 przebywaliśmy w rejonie Kokshaal-Too, centralny Tien-Shan w Kirgistanie. Pomysł na ten rejon podsunął Marcin Kacperek jako alternatywę do wyjazdu pod Trango. Celem wycieczki było poprowadzenie m.in. drogi mikstowej na Piku Mińsk o wysokości ok. 5200 m. Niestety z powodu kontuzji Michała droga nie została dokończona...
A oto nasza krótka relacja z wyjazdu:
Pierwszy tydzień poświęciliśmy na transport sprzętu pod ścianę. Odcinek między bazą (3750 m), a ścianą wynosił 10,5 km przy 450-500 m deniwelacji, a my pokonaliśmy ten dystans jakieś dziesięć razy. Po tym wszystkim postanowiliśmy wspiąć się w alpejskim stylu północną wystawą zachodnio-północnej ściany naszego szczytu. W tym samym czasie przebywający obok nas w bazie Rosjanie zaczęli wspinaczkę niezdobytym filarem tej ściany. Jak się w międzyczasie okazało w rozmowie z Rosjanami, na główny szczyt nie było jeszcze wejścia. Nasz projekt był bardzo ewidentny, prowadził najpierw nitkami lodowo-mikstowymi na duże strome pole lodowe, a później przewieszającym się miejscami kominem wylanym cienką polewą lodową. Niestety nie podołaliśmy w/w kominowi, który okazał się zbyt trudny i ryzykowny. Postanowiliśmy zjechać i wrócić z wiertarką, by nawiercić stanowiska i punkty w miejscach, gdzie nic nie siada.

Fot. arch. Sokołowski / Król
Gdy wróciliśmy pod ścianę, Rosjanie wracali już z tarczą, było ich pięciu, zrobili filar i weszli na szczyt. Wspinali się kilka dni głównie używając technik hakowych. My zaczęliśmy także bawić się w styl oblężniczy i następnego dnia w ścianie zostawiliśmy ok. 240 m poręczy z nawierconym stanowiskami. Potem powróciliśmy do bazy. Po kilku dniach wróciliśmy po poręczach do najwyżej osiągniętego punktu i tego dnia zrobiliśmy jeszcze dwa trudne wyciągi, wiercąc po dwie kotwy na wyciąg. Już o zmroku rozłożyliśmy nasze portaledge.

Fot. arch. Sokołowski / Król
Po pierwszym noclegu w portalu przyszło prowadzić kolejne czujne wyciągi w cienkim lodzie. Lód na domiar tego był bardzo twardy, kruchy i szklisty. Czasem przypominał ten szary alpejski. Tego dnia zostawiliśmy dwie poręcze nad naszą platformą, by następnego dnia szybko wspiąć się po nich i następnie spróbować dojść do szczytu. Gdy prowadziłem któryś z wyciągów w pewnym momencie większy kawał lodu uderzył Michała w obręcz barkową powodując, jak to się później okazało, uszkodzenie wiązadeł. Po aplikacji silnego środka przeciwbólowego wspinaliśmy się dalej. Ból barku nie ustępował i Michał wziął kolejne tabletki. Niestety w miejscu, gdzie teren już zaczynał się kłaść, musieliśmy się wycofać. Zostawiliśmy tyle poręczy, ile mogliśmy. Pomyśleliśmy, że mamy jeszcze 2 tygodnie, więc plan by wrócić i dokończyć drogę po wydobrzeniu Michała był bardzo realny. Zjechaliśmy do portala i po trzeciej nocy spędzonej w ścianie zjechaliśmy na dół. Zjeżdżając w kluczowych miejscach osadziłem tu haka, tam kostkę, by przy kolejnym podejściu sprawnie pokonać trudności. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że już więcej tu nie przyjdziemy.
Dokumentację fotograficzną rejonu robił Adam Kokot. Poza nami z Polski działała jeszcze jedna ekspedycja w rejonie w składzie Michał Kasprowicz, Wojtek Ryczer - obaj z Warszawy i Rafał Zając z Wrocławia, którym udało się wspiąć na dwa dziewicze szczyty. W okolicach jest jeszcze kilka ciekawych możliwości na wspinanie, choćby np. północno-zachodnia ściana Kizyl Asker.
Wyprawa działała dzięki wsparciu finansowym Polskiego Związku Alpinizmu i Firmy Subaru. Wsparcie finansowe i logistyczne zapewniła również firma Freerajdy.
Więcej informacji na stronie
freerajdy.pl.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z wyprawy w naszej
fotogalerii.