Po wielu wizytach w Parku Ordesa y Monte Perdido po raz kolejny zdecydowaliśmy się powróci
ć do tej najpiękniejszej doliny w Pirenejach. Tym razem atrakcją naszego pobytu był dynamiczny spływ rzeką Ara.
Ze szczytów w Ordesie y Monte Perdido spływają liczne dopływy pasjonującej rzeki Ara, która od Puente de los Navarros aż do miejscowości Ainsa daje nam jeden z najpiękniejszych szlaków spływowych po rwących górskich wodach. Na terenie samego Parku
Ordesa i Monte Perdido rafting jest zabroniony, jednak na jego peryferiach, do użytku komercyjnego udostępniony jest odcinek Torla-Broto, który to jest niewątpliwie najbardziej emocjonującym raftingiem w Pirenejach, jego poziom trudności technicznej (IV) wymaga od wszystkich chcących zrobi
ć ten spływ dobrej formy fizycznej i umiejętności pływania.
Dzięki dużej różnicy wysokości i ekscytującej prędkości wody rzeka ta oferuje nam sensacje, których szukają wielbiciele rwących górskich wód. To typowy alpejski odcinek, przecinający chropowaty kanion, który stał się najbardziej uczęszczanym sektorem. Przebiegając w
tak spektakularnym otoczeniu, zachęca do stawienia czoła wszystkim trudnościom.
Rafting na rzece Ara dla wielbicieli tego ekstremalnego sportu jest czymś, czego nie można przegapić. Niestety można się nim cieszy
ć jedynie wiosną, kiedy warunki i poziom rzeki na to pozwalają, wtedy gdy topniejący śnieg z zaśnieżonych szczytów powoduje wzrost poziomu rzeki, piętrzenie się jej mas, przez co woda pędzi o wiele szybciej.
Wspominano mi o tym przy wielu okazjach aż w końcu z grupą przyjaciół odważyliśmy się przekonać na własnej skórze, czy jest to prawdą.
W okolicy istnieje wiele firm, które oferują spływy tą rzeką, my skorzystaliśmy z usług firmy Compañía Guías de Torla -
www.guiasdetorla.com/. W wodzie jest się jakieś półtorej godziny, ale między przygotowaniami, dojazdem do miejsca początku raftingu, wyjaśnieniami przewodników między innymi
jak trzymać wiosło i powrotem do Torla mijają prawie 3 godziny.
Cały potrzebny materiał – ponton, pianka, kask i kamizelki zapewniają organizatorzy, jedyne co trzeba ze sobą zabrać to kąpielówki i ręcznik i chęci do dobrej zabawy.
Jako środek bezpieczeństwa był z nami cały czas kajak z jednym z przewodników, gdybyśmy wpadli do wody. W każdym pontonie było 6 osób i jeden przewodnik mówiący nam, co mamy robić. Już w wodzie mieliśmy mało czasu na praktykowanie wskazówek naszego przewodnika, bo zaraz po wejściu do pontonu zaczęliśmy naszą przygodę i to jak zaczęliśmy... Pierwsze progi, uderzająca, zalewająca nas woda i piana powodowały niesamowite emocje i podniesienie adrenaliny. Od razu pokonaliśmy pierwszy odcinek i dopłynęliśmy do zapory, gdzie musieliśmy opuścić nasz ponton i przejść brzegiem kilka metrów, żeby dojść do miejsca, gdzie znowu mogliśmy płynąć naszą ”łodzią”. Zapora jest za wysoka, żeby można było spłynąć tamtędy. Wykorzystaliśmy krótki spacer na cieszenie się krajobrazem i na zrobienie fotek. Ponownie w pontonie mogliśmy wznowić naszą przygodę. Na nasze życzenie przewodnik obiecał poprowadzić nasz ponton przez najtrudniejsze i najbardziej ekscytujące miejsca, i tak się stało... kolejne progi, znowu nasz ponton zalewała woda i kolejne wrażenia. Co zdołaliśmy wypłyną
ć na powierzchnię i złapać oddech, to znowu za chwilę zalewała nas woda, i tak przez jakiś czas aż dopłynęliśmy do spokojniejszego miejsca. Po przepłynięciu prawie 7 km przez burzliwe wody rzeki Ara skończyliśmy spływ w miejscowości Broto.
Nie jesteśmy profesjonalistami w tym sporcie, ale ten spływ na pewno nie będzie naszym ostatnim tego typu doświadczeniem. To było ciekawe, nieprzewidywalne przeżycie, bardzo zabawne i wszystkim z nas wydało się bardzo krótkie.
Zdjęcia w
GALERIA.