facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2012-06-15
 

Północ Maroka Region Rif

Mówią, że już podroż samochodem do Maroka to pierwszy egzamin dla każdego podróżnika. Ma w sobie wszystkie cechy idealnego scenariusza filmu przygodowego. Analizowałem to, będąc na pokładzie promu i patrząc na słońce chowające się między skałami Gibraltaru.
Poza tym w mojej głowie kołatała się jeszcze jedna myśl: przecież ostatnim razem obiecywałem sobie, że nie będę płynął promem tak późno, bo jazda w nocy jest zbyt niebezpieczna. Chyba takimi słowami zaczyna się większość filmów przygodowych. W Maroku właśnie obchodzono jakieś muzułmańskie święta i po dopłynięciu do Ceuty – hiszpańskiej kolonii – okazało się, że wszystko jest zamknięte, a my ani nie mamy wymienionych pieniędzy, ani zakupionego jedzenia. W dodatku cała okoliczna ludność poszła na imprezę.
 


Bruno Macias oczekuje na burzę na drodze Na polaczka nie ma chuja 7c w sektorze Kefi shop. Fot. David Munilla
 

Dotarliśmy do granicy, gdzie natknęliśmy się na celników niesamowicie zadowolonych z tego, że mogą pracować, podczas gdy wszyscy inni świętują. Na domiar złego zdałem sobie sprawę, że nie mam zielonej karty, bez której nie da się przekroczyć granicy samochodem. Zrobiłem się czerwony jak pomidor i zacząłem zgrywać głupka, tłumacząc się moją łamaną francuszczyzną – to auto mojej żony i bla bla bla, a tu prast! i urzędnik wbił mi pieczątkę. Nie wiem co, ale zadziałało. Kiedy wróciłem do samochodu, wszyscy dopytywali się, jak mi się udało przekonać celnika.

Jednak, jako że nadal znajdowaliśmy się na granicy, na wyjaśnienia musieli jeszcze poczekać. Miałem rację, bo kilka metrów dalej kolejny policjant, tym razem w wielkiej czapce, poprosił mnie o dokumenty i oczywiście o zieloną kartę. Znowu zatrzepotałem rzęsami, bulgocąc coś po francusku i zrobiłem się cały czerwony. Policjant jednak wskazał na świeżo ostemplowaną kartkę koloru zielonego, którą cały czas trzymałem w ręku. Odetchnąłem z ulgą. Teraz to już nawet osioł na autostradzie, dwa samochody bez świateł, pięć głębokich lejów na środku drogi, a na końcu brak asfaltu nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.
 


Bruno Macias na Monosaurus 8a+ w sektorze Most. Fot. David Munilla

O świcie dotarliśmy do Rif. Zmrok się powoli rozjaśniał i mogliśmy podziwiać majestatyczne ściany, demonstrujące swój potencjał w całej krasie. Szczęśliwi poszliśmy spać, śniąc o wspaniałym wspinaniu. Zatrzymaliśmy sie w Ilarhermane, małym miasteczku przy drodze łączącej Szafszawan, stolicę regionu Rif, z wybrzeżem. Położone jest ono naprzeciwko ściany Talâat Adrousse, masywu skalnego otoczonego rzekami Talembote i Laou, w którym w ostatnich czasach wspinanie bardzo się rozwinęło. W tym rejonie mamy wszystko: kaniony, ściany i skałki. Panuje tu całkowity spokój, a poza tym znajduje się on tylko dwie godziny drogi od granicy. Kiedy stajesz przed skalnymi murami, zastanawiasz się, jak to możliwe, że to miejsce nie zostało odkryte wiele lat temu. Potem jednak przypominasz sobie, że również jesteś jednym z tych, którzy przejeżdżali tędy nie raz w drodze do Todry.
 
Tutejszy krajobraz jest bardzo górski i zielony, upstrzony białymi ścianami malutkich domków pokrytych tradycyjnymi dachami z drewna i gliny, zgrupowanych w tak zwanych duares, które przypominają trochę andaluzyjskie wioski, gdzie w kilku domach żyją członkowie tej samej rodziny lub klanu. Góry te tworzą drugi co do wielkości po Atlasie masyw górski w tym kraju, zbudowany z wapienia, o długości prawie trzystu kilometrów, z niektórymi szczytami sięgającymi nawet 2000 metrów. Dodatkowym atutem jest niesamowita roślinność, ze szczególnie z wybijającymi się pięknymi sosnami. To wszytko jest charakterystyczne dla regionu Rif, którego mieszkańcy mają szczególne zwyczaje – noszą kolorowe ubrania i wspaniałe kapelusze, jakich nie można znaleźć w żadnym innym rejonie Maroka.
 


Schronisko Daniela Pinto. Fot. David Munilla
 
Najbardziej znany w Rif jest Szafszawan, biała wioseczka, ze słynną medyną poprzecinaną niebieskimi uliczkami. Obecnie jest to miejsce bardzo popularne wśród turystów, przez co utraciło dużo ze swojego dawnego uroku. Właśnie w tam rozpoczęło się wspinanie
w regionie, jednak druga strona masywu, gdzie znajduje się Ilarhermane, jest dużo bardziej atrakcyjna i oferuje wspaniałe możliwości wspinaczkowe. W to urocze miejsce można dojechać dobrze oznaczoną, rozbudowaną obecnie drogą. Mijamy tamę Akchour i docieramy do miasteczka Ilarhermane, położonego nad rzeką Telembote, z którego doskonale widać ogromna ścianę Talâat Adrousse.

W głębi wąskiej doliny znajdują się dwa ogromne kaniony, pełne wodospadów i małych jeziorek. Zaglądając głębiej w dolinę po prawej stronie, napotkamy most skalny nazywany „Skrzydlaym Mostem”, który od niedawna jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli regionu. Na wzgórzach upstrzonych białymi domkami ciągle można dostrzec ślady upraw kiwi, które spowodowały wylesienie dużej części regionu Rif i z tego powodu zepchnęły go na margines rynku mimo tak dużego potencjału turystycznego.
 
Całość artykuł znadziecie w GÓRACH nr 3 (214) Marzec 2012.

Tekst i zdjęcia David Munilla
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2023-12-05
HYDEPARK
 

19. Warszawski Przegląd Filmów Górskich

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2023-11-22
HYDEPARK
 

XII Łaziski Festiwal Górski „Pod górę”

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
 
Kinga
 
2023-08-31
HYDEPARK
 

Ukryte wartości górskiej książki

Komentarze
0
 
Goryonline
 
2023-01-09
HYDEPARK
 

Bhutan – kraj szczęśliwych ludzi

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2023 Goryonline.com