Piotrek Dymus i Piotrek Hercog stanęli na trzecim miejscu podium, a Kasia Zając z Remikiem Nowakiem przekroczyli metę jako szósty team. Rajd adventure na wyspie Krk wygrali Słoweńcy.
Po starcie w centrum Rijeki zespoły płynęły kajakami na wyspę, ale zapowiadana „bura” (specyficzny dla tego rejonu, silny wiatr) wymusiła skrócenie wiosłowania o kilka kilometrów. Wiało mocno, głównie w twarz, krótkie fale skutecznie spowalniały zawodników - średnia prędkość najlepszych nie przekraczała 5 km/h. Po ponad trzech godzinach na Adriatyku różnica między Polakami a Słoweńcami wynosiła 30 minut, druga para naszych zaczęła etap pieszy jeszcze godzinę później.
Treking bez dostępu do sprzętu i jedzenia miał wynosić 73 km, co najmniej 12 godzin marszu. W drodze na wybrzeże było raczej monotonnie - suche, kujące krzaki akacji i inne raniące łydki rośliny, dużo kamieni i skał. A potem coastering - marsz w takim samym krajobrazie, ale z widokiem z klifów na morze. Nie było tak niebezpiecznie jak rok temu, więc nawet na wąskich ścieżkach można było się ścigać. Panowie z piątego miejsca przebili się na drugie, a mix wyprzedził uciekający zespół. Przed zmrokiem trasa weszła w głąb wyspy, nasi wysunęli się na kilkunastominutowe prowadzenie i wtedy w kolejności do podbicia pojawił się punkt 8. Na dojściu do niego mapa przestała pokrywać się z rzeczywistością i wydawało się, że jedynym wyjściem jest zejście do punktu 9 i powrót do ósemki szlakami. Na tym manewrze oba zespoły straciły ponad dwie godziny i po dojściu do miasteczka Baska, nie miały już szans nadrobić strat na rowerze. Ten jak na odcinek 74-kilometrowy był wyjątkowo długi - trwał ponad dziewięć (!) godzin.
Mimo względnie krótkiego dystansu to nie był ani łatwy, ani szybki rajd. Jak wyglądał, można zobaczyć na zdjęciach na stronie zespołu
www.speleoteam.pl
Źródło:
www.speleoteam.pl