11-08-2009
Nad morze, na kemping Crvena Glavica w okolicach wyspy-hotelu Sveti Stefan, dojechaliśmy późnym popołudniem. Od razu ruszyliśmy do morza. Wieczorem stare miasto Budvy. Miło. Teraz plażujemy, snorkelingujemy. Oczywiście jest i pierwsza ofiara jeżowców - kilkanaście kolców pozostało w stopie. Reszta ekipy zachowuje teraz zdwojoną ostrożność. Ale pogoda wspaniała, więc pełen relaks.
10-08-2009, Góry Komovi
Za Podgoricą mała awaria w aucie Maćka - wyciekł płyn od sprzęgła. Na holu do warsztatu w Podgoricy. Niebawem dołączymy do reszty. Trasa prowadzi bardzo widokowym odcinkiem nad zakolami jednego z dopływów Szkoderskiego Jezera. Dalej pojedziemy na Petrovac na Moru, a potem na kemping w pobliżu wyspy Sveti Stefan. Póki co klimaty warsztatowe...
Dziś niespiesznie zebraliśmy namioty, poprzedzając tę czynność kąpielą w jeziorze i śniadaniem, ruszyliśmy przez góry. Droga raz wspinała się stromo, to znów sprowadzała w obniżenia. Krajobraz surowy, kamienisty, ale przepiękny.
Po jakimś czasie zrobiliśmy postój w chatach pasterskich. Zastaliśmy tam kobietę z Podgoricy, która wraz z rodziną spędza tu 3 miesiące w roku na wypasie owiec. Rozmowa odbyła się po angielsku (kobieta odwiedza czasem Stany Zjednoczone) i pozwoliło to Tomkowi z Radia Vox przeprowadzić wywiad na temat wypasu. Był poczęstunek kawą, dwoma rodzajami sera (bundz i coś jakby feta) oraz cieplutkim jeszcze chlebem. Potem część osób zakupiła pyszny ser - takiego nad morzem to nie kupimy.
Trasa sprowadziła z gór, pejzaż zaczął się zmieniać, a upał wzmagać. Kierunek - na Podgoricę (dawny Titograd), a potem nad morze. Dziś już tam spędzimy wieczór.
9-08-2009, Znad Tary do PN Biogradska Gora
Rano niezbyt pośpiesznie wyruszyliśmy z pola namiotowego, by skierować się w stronę Podgoricy. Dziś jednak nie mieliśmy tam dotrzeć. Plan był, by po przejechaniu pewnego odcinka asfaltem, wjechać znów w góry. Zapłaciwszy 2 euro od osoby opłaty parkowej wjechaliśmy na teren PN Biogradska Gora. Najpierw krótka wizyta nad położonem wśród lasów jeziorkiem, wokół którego biegnie ścieżka przyrodnicza. I stąd w góry bardzo krętą szutrową drogą.
Po godzinie byliśmy na szerokich połoninach. Tu postój przy bacówce, gdzie można zamówić ser z chlebem i mięsem. Na ławach wystawionych obok bacówki spożyliśmy posiłek. Potem dalej przez góry i postój w jednej z podgórskich miejscowości. Dalej trasa wiodła znów w góry - widoki zapierające dech w piersiach. Zwłaszcza ostatnie serpentyny sprowadzające do głębokiej doliny. Tu na wzgórkach zastaliśmy kilkanaście chatek. Sami zjechaliśmy jeszcze niżej - do położonego w końcu doliny wspaniałego jeziorka. Miejsce niesamowite - pusto, żadnych zabudowań poza małą, zamkniętą chatką, z trzech stron wysokie grzbiety i schodzące od nich skaliste zbocza. Natychmiast zażyliśmy orzeźwiającej kąpieli. Oj, brakowało tego przez ostatnie dni. Woda ciepła, przejrzysta.
Rychu tymczasem, po szybkim delfinie przez jeziorko, zaczął przygotowywać kociołek. Dziś postanowił zrobić poczęstunek dla wszystkich: austriacką zupę gulaszową. Zakupione w mieście ziemniaki, żółtą paprykę, boczek i inne składniki przygotowywał z pomocą Lucyny. Potem już podsmażanie mięsa nad ogniskiem i gotowanie zupy w kociołku. Grupa zasiadła do tej dodatkowej dziś kolacji i pochłaniała przesmaczną zupę z apetytem.
Ryszard doprawiał kolację opowieściami kulinarnymi z różnych zakątków świata. Wieczór spędzony przy ognisku nad jeziorem - czego więcej chcieć...
8-08-2009, Do Czarnogóry i kanionu Tary
Trasa przebiegła bez przygód. Na granicy opłata ekologiczna 10 euro na auto. Potem dojechaliśmy do Pljevli, gdzie część grupy pojechała do centrum na zakupy, odwiedzenie tutejszego meczetu i lunch. Godzinę później wszyscy byliśmy nad Tarą. No cóż - tę noc spędzimy pod mostem... ;-) Pole namiotowe położone poniżej rozpiętego między wysokimi skałami mostu na Tarze zmieściło cały team. Była zamówiona kolacja, prysznice i sporo odpoczynku - całe popołudnie spędziliśmy w jednym miejscu (coś dotąd niespotykanego). Część grupy zasiadła nad planszą Osadników - gra, w którą Samolot (ksywka jednego z uczestników) wciągnął coraz większą ilość osób. Mariusz pokazał na laptopie film z rajdów do Maroka. Były i nocne Polaków rozmowy - tym razem Siddhatra, Wędrowcy Dharmy, 4 kategorie samców alfa wg teorii Arka oraz fizyka kwantowa - specjalność Sebastiana. Rumuńska cuica de prune umożliwiła dość łatwe przechodzenie pomiędzy tematami i wspinanie się na całkiem wysoki poziom abstrakcji.
Dragacewski Festiwal w Guca jest ważnym wydarzeniem dla zespołów muzycznych z całej Serbii. Trenują cały rok, by później walczyć o złotą trąbkę. Zdobycie głównej nagrody oznacza wielką sławę. Najsłynniejszy zespół serbski Boban Markovic Orkestar, dzisiaj gwiazda europejska, także zaczynał w Gucy.
Na małym placyku stoi pomnik trębacza. Zwykle podczas festiwalu oblegają go tłumy. Niektórzy wspinają się na pomnik wymachując znad głowy trębacza flagami lub pozując do zdjęć. Jeden z naszych uczestników też zabrał się za wspinaczkę. Skończyło się to dość kiepskim upadkiem z ponad 2 metrów. Poza chwilowym zamroczeniem - złamany obojczyk. Tak więc była nocna wizyta w szpitalu w Cacak, rentgen i usztywnienie barku. Rano zebraliśmy się mimo to,zgodnie z planem i teraz pędzimy w kierunku Czarnogóry.
Źródło:
bezdroża.com