Po czterech dniach podróży przez Tadżykistan, w piątek wieczorem ekipa Śnieżnej Pantery dotarła do bazy Moskvina, która posłuży jako punkt startowy do następnych dwóch szczytów – Piku Korżeniewskiej oraz Piku Komunizma. Po ostatnim sukcesie na Piku Lenina, 25 lipca zakopiańczyk stanął na drugim co do wysokości szczycie w tadżyckim Pamirze, mierzącym 7105 m n.p.m. Piku Korżeniewskiej. Wszystko to w rocznicę od swojego historycznego wyczynu. Dokładnie rok temu Bargiel jako pierwszy człowiek na świecie zjechał na nartach z wierzchołka Broad Peak.
fot. Marcin Kin
Andrzej wyruszył z bazy o godzinie 4. rano kierując się do obozu założonego na wysokości 5300 m n.p.m., gdzie po krótkim odpoczynku ruszył dalej w stronę szczytu. Na górze stanął o 12.40 czasu lokalnego po 8 godzinach i 40 minutach wspinaczki. W rozmowie z reporterem RMF 24 zapewniał jednak, że bardzo się nie spieszył: Nie zakładałem tutaj wysokiego tempa, tylko po prostu chciałem tam wejść. Następnie zapiął narty i w swoim stylu zjechał opadającymi ponad 1000 metrów w dół od wierzchołka stromymi śnieżnymi stokami. Zjazd, w jak sam podkreśli wymagających warunkach zajął mu niecałą godzinę, a po dotarciu do granicy śniegu pozostałą drogę pokonał już pieszo. Do bazy Bargiel dotarł o godzinie 17. czasu lokalnego, odhaczając tym samym na swojej liście drugi z pięciu szczytów Śnieżnej Pantery. Pytany przez Michała Rodaka o przebieg akcji, odpowiedział:
Generalnie bardzo fajne. Dosyć ciepło. Udało mi się wyjść w zasadzie w takiej cieniutkiej puchówce i nie zakładałem nawet kombinezonu. Trochę wiało, ale tu jest bardzo stabilna pogoda. Jest przyzwoicie. Trzeba odpoczywać tylko i działać.
Pik Korżeniewskiej to najmniej wyróżniającym się wierzchołek z całej piątki. Popularnością i dostępnością ustępuje znacznie Pikowi Lenina. Wysokością zaś o niemal 400 m leżącemu w sąsiedztwie Pikowi Komunizma, czy jak chcą od prawie dwóch dekad Tadżycy – Szczytowi Ismaila Samaniego. Dlatego liczący 7105 m n.p.m. Pik Korżeniewskiej, drugi co do wysokości w tadżyckim Pamirze, często bywa traktowany jako cel aklimatyzacyjny i treningowy przed atakiem na oddalonego o 13 km w linii prostej bardziej znanego sąsiada, z którym dzieli nawet tę samą bazę. Choć wejście na niego przedstawia znacznie większe trudności niż zdobycie Szczytu Lenina, to jednak daleko mu do legendy kapryśnej, niedostępnej, niebezpiecznej góry, jaką cieszy się Pik Pobiedy. Ani też jego uroda nie przyciąga alpinistów tak, jak strzelista biało-złota piramida Chan Tengri. Choć ze stoków wyższego sąsiada szczyt ten prezentuje się także okazale. Jego górne partie stanowią opadające 1000 m poniżej wierzchołka dość strome śnieżne stoki, które powinny sprzyjać zjazdowi na nartach. Droga normalna powyżej 6000 m prowadzi sąsiadującym z nimi także śnieżnym żebrem.
fot. Marcin Kin
Szczyt miał szczęście do swojej nazwy. Raz nadanej już mu nie zmieniono. Może dlatego, że nazwę otrzymał z miłości, nie ze względów politycznych. Nikołaj Leopoldowicz Korżeniewski, znany rosyjski geograf i glacjolog polskiego pochodzenia po matce, odkrywca ok. 70 lodowców, który w sierpniu 1910 r. odkrył też ów siedmiotysięczny szczyt, upamiętnił w jego nazwie swoją żonę Eugenię. Szczyt długo czekał na swoje pierwsze wejście. Choć pierwsza próba miała miejsce jeszcze w latach 30., to udało się dopiero w 1953 r., tym samym, w którym Tenzing i Hillary zdobyli Mount Everest. Odcięci od możliwości uczestniczenia w pionierskim himalaizmie radzieccy alpiniści musieli skupić się na celach leżących na własnym górskim podwórku. Wierzchołek osiągnęło siedmiu wspinaczy z radzieckiej wyprawy kierowanej przez A. Ugarowa. Inna radziecka wyprawa dokonała też pierwszego wejścia zimowego na szczyt. Ale dopiero w 1986 r., tym samym, w którym Kukuczka z Wielickim zimową porą stanęli na szczycie trzeciego szczytu świata, Kanczendzongi. Drogą normalną wchodzi się na Pik Korżeniewskiej od 1966 r.
fot. Marcin Kin
Od momentu, w którym Andrzej stanął na pierwszym w kolejności Piku Lenina odliczany jest również czas na zdobycie pozostałych szczytów tego prestiżowego wyróżnienia alpinistycznego. Dotychczasowy rekord należy do Rosjan, Denisa Urubki i Andrieja Mołotowa, którym zadanie to zajęło 42 dni. Na razie na koncie Andrzeja znajdują się dwie zdobyte góry oraz czas wynoszący 9 dni.
Teraz Bargiela i resztę ekipy czeka kilka dni odpoczynku przed atakiem na najwyższy szczyt Śnieżnej Pantery - Piku Komunizma, znanego również pod nazwą Piku Ismaila Samaniego.
Andrzej Bargiel jest ambasadorem CANAL+ DISCOVERY. Pod szczytami zaliczanymi do trofeum Śnieżnej Pantery towarzyszy mu ekipa telewizyjna. Efekty jej pracy – ośmioodcinkowy serial dokumentalny zobaczymy w CANAL+ DISCOVERY jesienią. Partnerami i sponsorami wyprawy są także Atomic, Salomon, Sobiesław Zasada Automotive, Pajak Sport i IMM – Instytut Monitorowania Mediów.
źródło: inrormacje prasowe, RMF24, Facebook