Jednak co bardziej uważny czytelnik z pewnością zauważy, iż coś jest nie tak?! Patagonia? O tej porze roku? Przecież teraz jest tam zima, nikt się tam nie wspina... No właśnie – niby nikt, ale w praktyce – prawie nikt…
3 sierpnia, po niespełna tygodniu od przylotu do Patagonii, szwajcarsko-niemiecki zespół w składzie
Stephan Siegrist,
Dani Arnold i
Thomas Senf dokonał pierwszego zimowego wejścia na Torre Egger (2685 m).
Jest to wręcz nieprawdopodobna historia, gdyż zespół spodziewał się co najmniej kilkutygodniowego wyczekiwania na okres dobrej pogody. Tymczasem nienajgorsza aura towarzyszyła im już podczas przyjazdu do El Chalten, gdzie dotarli 27 lipca. Ponieważ prognozy były całkiem obiecujące, po zrobieniu koniecznych zakupów zespół od razu udał się w góry, gdzie 31 lipca złożył depozyt pod wschodnią ścianą Torre Egger.
Dani Arnold i Stephan Siegrist pod Cerro Torre podczas podejścia pod Cerro Egger
Fot. Thomas Senf
Gdy kolejnego ranka pogoda była ciągle idealna i bezwietrzna, zespół zdecydował się rozpocząć wspinaczkę. Jak dowiedzieliśmy się z wywiadu ze Stephanem, który zamieszczamy w GÓRACH, nr 9 (196) 2010, Szwajcarzy wspinali się kombinacją linii Titanic i Drogi Włoskiej.
Pierwszego dnia akcji udało im się osiągnąć przełęcz między Torre Egger a Punta Herron (z niejasnych przyczyn w wielu serwisach wspinaczkowych pojawiała się powielana, błędna informacja, iż chodzi o przełęcz między Torre Egger a Cerro Standhardt – nie ma takiej przełęczy, gdyż szczyty te ze sobą nie sąsiadują :)). Jeszcze przed zapadnięciem zmroku Dani Arnold zdołał urobić kolejne dwa wyciągi ponad biwakiem. Mimo iż przełęcz od szczytu Torre Egger dzieli zaledwie około dziesięć wyciągów, zalodzone szczeliny sprawiły, że pokonanie tego odcinka zajęło więcej czasu niż się spodziewano.
Dodatkowo, pod koniec dnia, Thomas Senf zaliczył długi, niespodziewany i bardzo groźnie wyglądający lot.
Po 22 godzinach wspinaczki non stop, w pogarszającej się pogodzie zespół osiągnął podstawę lodowego grzyba. Jak wiemy, to właśnie lodowe grzyby zalegające niczym „lodowe czapki” na skalnych patagońskich turniach są często najtrudniejszymi fragmentami dróg na nie prowadzących (wystarczy przypomnieć prawie 30-metrowy lot, który zaliczył patagoński wyjadacz Bean Bowers podczas próby wejścia na Torre Egger wraz z Joshem Whartonem i Johnem Coppem).
Zdając sobie sprawę z powagi i technicznych trudności, jakie mogły czekać na lodowym grzybie, Stephan i jego partnerzy postanowili rozpocząć dalszą wspinaczkę przy świetle dziennym. Drugi niewygodny, czterogodzinny biwak przypadł na wykutej w lodzie małej półeczce.
Porywisty i zimny wiatr, który pojawił się rankiem trzeciego sierpnia jednoznacznie ostrzegał, iż załamanie pogody jest już blisko.
Stephan, który trzy lata wcześniej zdobył Torre Egger drogą
Titanic, wiedział gdzie znajduje się kluczowy do pokonania tego odcinka lodowy komin, przejął więc prowadzenie i po stosunkowo krótkim trawersie oraz pięknych trzech lodowych wyciągach wyprowadził całą trójkę na szczyt lodowej czapy. Było południe tego samego dnia.
Torre Egger jest trzecim szczytem z masywu Torre (obok Cerro Torre i Cerro Standhardt), który został zdobyty zimą, a Stephan Siegrist jest jedyną osobą na świecie, która ma na swoim koncie zimowe wejścia na dwa (ze zdobytych zimową porą) szczyty tego masywu – w 1999 w towarzystwie Davida i Thomasa Ulrichów oraz Grega Croucha dokonał pierwszego zimowego przejścia zachodniej ściany Cerro Torre (Drogą Ferrariego). Wówczas wspinacze spędzili pod ścianą prawie dwa miesiące na wyczekiwaniu na dobrą pogodę.
GÓRY, nr 9 (196) 2010