facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2013-08-29
 

Philippe Ribieère - Wild One

Philippe Ribière, znany francuski wspinacz, ikona paraclimbingu, zaczął swoją przygodę z tą dyscypliną pod koniec lat dziewięćdziesiątych i kontynuował ją do pierwszych mistrzostw w paraclimbingu, które miały miejsce w zeszłym roku w Arco [Phillippe dalej startuje w zawodach - także w tym roku znalazł się na listach startowych]. Historia jego życia pełna jest niespodzianek i przeszkód, które pokonał i które są dla niego powodem do dumy. Jednym z wyzwań było także odnalezienie biologicznych rodziców, którzy porzucili go zaraz po urodzeniu.

Philippe jest niezwykłym człowiekiem. Niepełnosprawność staje się czasami jego maską, ochroną i zabezpieczeniem, sposobem na ucieczkę przed okrucieństwem świata. Uczyniła go także silniejszym i bardziej zdeterminowanym w realizowaniu tego, co chce i uwielbia robić.
Przedstawił nam historię swojego życia, opowiedział o wspinaniu, filozofii i nowym dokumantelnym filmie „Wild One” w reżyserii Jure Breceljnika. Teraz, gdy film jest wyświetlany na całym świecie i zaczyna żyć własnym życiem, niepełnosprawność Francuza powoli staje się historią. Reżyser filmu „Wild One” powiedział mu przed rozpoczęciem zdjęć: „Wszyscy mamy jakieś ułomności. Nie dbam o twoje – skoro wspinasz się lepiej niż ja, dla mnie nie jesteś niepełnosprawny. Widziałem cię – niczego się nie boisz”.

Philippe, opowiedz proszę historię swojego życia.

Urodziłem się 12 marca 1977 roku na Martynice z zespołem Rubinsteina-Taybiego. Zostałem porzucony i trafiłem do sierocińca. Podczas pierwszych czterech lat życia przeszedłem szereg operacji, które miały na celu zapewnienie mobilności i funkcjonalności rękom i nogom. Kiedy miałem cztery lata, wysłano mnie do Francji, gdzie zostałem zaadoptowany przez francuską rodzinę zastępczą.

Trafiłem do nowego środowiska, w którym były już cztery dziewczynki i dwóch chłopców. Do czasu, aż skończyłem dwanaście lat, przeszedłem kolejne operacje, które miały naprawić błędy lekarzy z Martyniki. Rodzice podjęli decyzję o posłaniu mnie do normalnej szkoły, więc w trakcie edukacji nigdy nie trafiłem do specjalnej szkoły dla niepełnosprawnych dzieci. Zadbali także, bym wykonywał te same czynności, co moi bracia i siostry. Kiedy miałem siedem lat, zacząłem jeździć na rowerze, chodziłem na basen, grałem w piłkę nożną, mogłem poświęcić się hobby, które sam wybrałem. Starałem się żyć tak normalnie, jak to tylko możliwe, ale wciąż słyszałem złe i przykre komentarze ze strony innych dzieci i dorosłych. Przez większość czasu patrzyli na mnie jak na obcego, wyśmiewali. To bolało jak cholera. Nadal boli.



Fot. arch. Philippe Ribière


Jak i kiedy odkryłeś, co tak naprawdę znaczy dla ciebie wspinanie? I dlaczego akurat ono?

Kiedy miałem szesnaście lat, pojechałem na obóz letni, organizowany niedaleko mojego miasta, Nimes. Próbowaliśmy wielu sportów, takich jak spływy kajakowe, treking, jazda na rowerze, a także wspinaczka. Na początku wspinania musieliśmy zrobić zjazd na linie. Przestraszyłem się, bo pomyślałem, że mogę nie być w stanie dobrze złapać liny. Ale udało mi się. Byłem bardzo szczęśliwy, że mogę używać rąk także do trudnych, ekstremalnych działań. Kilka tygodni później, będąc już w rodzinnym mieście, chciałem zrelaksować się po lekcjach, odpocząć na świeżym powietrzu, po prostu pouprawiać jakiś sport. Pełen zapału poszedłem więc do klubu rowerowego, ale osoba, z którą rozmawiałem, zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i powiedziała wprost: – Nie chcę cię w moim klubie.

Potem odwiedziłem gościa odpowiedzialnego za klub wspinaczkowy. Zapytałem, czy mogę dołączyć, a on odpowiedział, że jestem bardziej niż mile widziany. Dwa lata później – w wieku osiemnastu lat – startowałem już w krajowych mistrzostwach młodzików. Skończyłem rywalizację na ostatnim miejscu, ale to właśnie wtedy Francuzi po raz pierwszy zobaczyli niepełnosprawnego wspinacza.

Miałeś jakiegoś idola?

Nie, ale spory wpływ mieli na mnie niektórzy mocni zawodnicy, a także zdjęcia, które oglądałem we wspinaczkowych magazynach. Kiedy je czytałem, próbowałem zobaczyć siebie na tych samych drogach, bulderach. Wyobrażałem sobie, że jestem danym wspinaczem, wierzyłem, że i ja mogę spróbować tych linii, ale w rzeczywistości były dla mnie zbyt trudne. Pamiętam zdjęcie Freda Nicole’a w Branson, w Szwajcarii. Miał na sobie krótkie spodnie, spotował go jego brat, a wokół padał śnieg. To właśnie wolność wspinaczkowego stylu życia, takiego trochę włóczęgostwa, wywarła na mnie największy wpływ.



Fot. Sam Bie


Urodziłeś się z niepełnosprawnością, którą lekarze zdiagnozowali jako zespół Rubensteina-Taybiego. Powiedz o nim coś więcej. Jaki wpływ ma na twoje wspinanie, czym ono się różni?

Na Martynice lekarze orzekli, że moja choroba to zespół Rubensteina-Taybiego, ponieważ tak naprawdę brakowało im wiedzy i nie potrafili jej rozpoznać. To schorzenie jest dużo bardziej skomplikowane, a po serii badań genetycznych powiedziano mi, że nie mam tego zespołu. Może to być po prostu efekt anomali, jaka zaszła podczas ciąży, bo moja matka brała leki uspokajające. W czasie kiedy rozmawiamy, profesorowie wysyłają moją krew do międzynarodowego ośrodka badawcze go, żeby spróbować dowiedzieć się, jaki mam dokładnie defekt genetyczny. To w sumie fajne uczucie, być nieco innym niż wszyscy. Fakt, że mam coś rzadkiego, jest wyjątkowy.

Jeśli chodzi o wspinaczkę, różnice dotyczą wielu aspektów. Mam krótkie ramiona z nieruchomymi nadgarstkami i dysfunkcję mięśni przedramion. Podczas gdy niektórzy z was łapią chwyt,  wykorzystując do tego mięśnie ramion, a następnie poprzez zgięcie mięśni wykonują ruch, ja łapię chwyt i obciążam go, aby przenieść odpowiedni nacisk, który daje mi stabilizację i tarcie. Na małym chwycie, na przykład dwucentymetrowej krawądce, tracę około 45% energii, której ty byś potrzebowała. Zrobiłem taki test rok temu i bardzo mi to pomogło w rozwoju mojego wspinania – dzięki temu nie czuję się słabszy od innych.

Ale kiedy zaczynałem się wspinać, nie miałem żadnych danych i wskazówek, które pomogłyby nadać właściwy kierunek mojemu treningowi. Mogłem tylko porównać moje ruchy z tym, jak poruszają się w ścianie koledzy – to był jedyny punkt odniesienia. Pamiętam, że podpatrywałem przyjaciół, którzy próbowali robić jakieś trudne drogi czy buldery. Widziałem ruchy podobne do tańca, wspaniałą technikę i wiedziałem, że muszę ciężko trenować, by wspinać się właśnie w ten sposób, a nie siłowo, jak niektórzy.

Co było dla ciebie najtrudniejsze w życiu? Można znaleźć w niepełnosprawności jakieś jasne strony?

Szczerze mówiąc, najgorsze były komentarze ludzi i ich nastawienie, kiedy mnie widzieli. Wciąż są takie same, ale ja przejmuję się mniej. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy się ze mnie  śmiali. W gruncie rzeczy nie są ode mnie w niczym lepsi. Oceniają mój wygląd, ale nie patrzą na siebie, zanim zaczną ze mnie żartować. Czasami, kiedy jestem w kiepskim nastroju, rozmawiam z nimi. Pytam wtedy: „Dlaczego się tak zachowujecie? Czemu się śmiejecie? Jesteście wystarczająco bystrzy, by zrozumieć, że nie ma ku temu powodów? Chcielibyście, żebym ja też śmiał się z was, bo jesteście grubi, brzydcy albo głupi?”. Kiedy byłem dzieckiem, nikt – nawet moi rodzice – nie tłumaczył mi, czemu to robią. To wciąż rani, zwłaszcza kiedy mam zły nastrój, choć koniec końców sprawia, że jestem silniejszy. Ale niepełnosprawność to mój kostium, obrona i dar. Często z niej żartuję i właśnie dzięki temu zdobyłem najpiękniejszą kobietę. Zazdrość różnych idiotów sprawia mi satysfakcję. To moja słodka zemsta.



Fot. arch. Philippe Ribière


Wspinanie zmieniło cię – stałeś się bardziej pewny siebie, nauczyłeś się ufać sobie, poznałeś przyjaciół i przezwyciężyłeś problemy, z którymi zmagałeś się w przeszłości. Jak  scharakteryzowałbyś te wszystkie lata?

Wspinanie pomogło mi pokazać moją niepełnosprawność. Kiedy byłem w college’u każdej wiosny miałem duży problem z założeniem koszulki, która odsłaniałaby moje ramiona i dłonie. Podczas wspinania nie było przed tym ucieczki. Poza tym nauczyłem się, że czasem trzeba podjąć decyzję, na przykład: w tym momencie nie odpadnę, albo: złapię kolejny chwyt. Podobnie jest w życiu. Myślę też, że wspinanie pomogło mi zrozumieć, czym jest wolność. Zdecydowałem, że będę mieszkał w vanie jak włóczęga, by żyć w łączności z duchową stroną mojej osobowości.

Naprawdę lubisz taki styl życia?

Myślę, że doszedłem do momentu, w którym nie mogę już tego zatrzymać, ponieważ czekałem na to odkąd zacząłem marzyć o byciu profesjonalnym wspinaczem, a wolność jest dla mnie najważniejsza. Któregoś razu pracowałem w firmie ubezpieczeniowej, ale po sześciu miesiącach zrozumiałem, że mój tyłek nie może na zawsze przyrosnąć do tego krzesła. Nie chciałem w wieku 40 lat żałować, że nie pozwoliłem na to, by spełniły się moje marzenia. Zaprzedaliśmy nasze marzenia, kiedy zaakceptowaliśmy zasady globalnej wioski i kapitalizmu, z którym się nie zgadzam i dlatego robię co mogę po swojemu: nie mam stałego domu, dużych pieniędzy i to mi wystarcza.

Całość wywiadu znajdziecie w GÓRACH nr 222


Rozmawiała: Natalija Gros
Tłumaczenie: Łukasz Ziółkowski

Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-11-12
GÓRY
 

Hohe Wand - nie tylko dla orłów

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-10-28
GÓRY
 

Z wysokim Kaukazem w tle

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-10-24
GÓRY
 

Szlak Transkaukaski

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-10-17
GÓRY
 

Pico De Aneto na dokładkę - Pireneje

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-10-09
GÓRY
 

Z Makalu i Kanczendzongi na nartach

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com