Zirytowani niepowodzeniem wypychają nas na prowadzenie, a Guido rzuca:
– Podobno wy, Polacy, dobrze się wspinacie, pokaż nam polski mixed-climbing.
No tak, wiedział, w jakie struny uderzyć. Ruszam. Na koniec jeszcze dodaje:
– Tylko nie lataj, bo jesteś na jednej połówkowej żyle (ze względu na wagę ograniczyliśmy ilość sprzętu).
Odcinek okazuje się faktycznie trudny, więc pozostali wychodzą na „płanietach” lub po prostu korzystają z naszej liny. Reszta drogi to już wspinanie czysto skalne i wielokrotne wyszukiwanie drogi. Na szczycie stajemy około godziny dwudziestej i jesteśmy tam niecałe dziesięć minut.
Zjazdy nie biegną linią drogi, co powoduje, że w końcu je gubimy i kilka godzin marnujemy na wyszukiwanie stanowisk. Zmęczenie daje znać o sobie – zasypiamy na stanowiskach, Benja zasypia nawet podczas zjazdu – ratuje go prusik. U podnóża turni jesteśmy wraz ze wschodem słońca, dopada nas rozleniwienie, za które potem płacimy, brnąc w śniegu do „Superiora”. Głodnych kolegów mobilizuję perspektywą butelki wina i makaronu, które mam na kempingu Rio Blanco. Schodzimy błyskawicznie, a wino ścina równo czterech chłopa.
Argentyńczycy wracają do pracy. Zostaję sam. Zaczyna wiać wiatr – typowa patagońska pogoda. Uniemożliwia wspinanie – potrafi zerwać człowieka ze ściany, a lina rzucona do zjazdu pozostaje w pozycji poziomej na całej swej długości. Przez kamping przewija się wiele zespołów z różnych krajów, niejednokrotnie odsyłanych z kwitkiem do domu – pogoda nie pozwoliła na wspinanie. Są Amerykanie, Australijczycy, Kolumbijczycy, Meksykanie, Francuzi, a nawet Czesi, z którymi wreszcie mogę zamienić parę słów w ojczystym języku (Czesi mówią po czesku, ja po polsku). Są i Japończycy, którzy przyjechali wspinać się na Filarze Goretty na Fitz Royu, napierają codziennie i zaraz wracają, ktoś ich zapytał przed jedną z kolejnych prób:
Did you see a weather forecast?
Weather? No weather, we go climbing... Aaa, forecast! No forecast! Casarotto!
Jeden z Japończyków nie wytrzymuje presji pogody i postanawia wracać do domu. Mam więc partnera do wspinania.
Omi nie mówi dobrze po angielsku, a japoński akcent powoduje, że zrozumieć go jest mi jeszcze trudniej. Dni niepogody spędzamy na ustaleniu wspólnych japońsko-polsko-angielskich terminów wspinaczkowych, rysując na kartkach różne sytuacje z komiksowymi chmurkami.
Na początku lutego pojawia się kolejne okienko pogodowe, może okienko to za dużo powiedziane – po prostu nie wieje. Ze względu na niepewną pogodę, śnieg i znaczne oblodzenie Fitz Roya i Guillaumeta postanawiamy uderzyć na Saint Exupery drogą Buscaininiego, czyli Filarem Włoskim. Wyruszamy dzień wcześniej, aby przespać się w jaskini nieopodal lodowca. Głównym składnikiem mojej górskiej diety staje się ryż, Omi opowiada, że przeciętny Japończyk spożywa dwadzieścia kilogramów ryżu w miesiącu i jest on niemal w każdym posiłku.
Droga Buscaininiego należy do jednych z najpiękniejszych, po jakich miałem okazję się wspinać – płyty, przepiękne rysowe wyciągi na headwallu i niesamowity most, po którym wspinając się, miałem wrażenie, jakbym był w grze komputerowej – przechodząc od kolejnej komnaty do następnej z nowymi wyzwaniami.
Do szczytu dochodzimy jednak mocno zmęczeni, jest godzina dwudziesta, zabieramy stamtąd czekan, który zgubili Australijczycy i za który postawią nam potem obiad. Rozpoczynamy długie zjazdy, czyli coś czego najbardziej nie lubię. O jedenastej w nocy gubimy drogę, zaczyna padać śnieg. Stojąc w śniegu i marznąc, patrzę na ciepłe światła El Chalten. Wyobrażam sobie ludzi w ciepłych restauracjach, jedzących wspaniałe argentyńskie steki i pijących wino. Myślę sobie – co ja tu robię? Co za głupi pomysł z tym wspinaniem? Obiecuję sobie, że nigdy więcej nie będę się wspinał w górach, że pozostanę tylko przy ciepłym panelu, no, ewentualnie skałki latem. Ale wiem, że nie dotrzymam tej obietnicy, że rano znów będę myślał inaczej.
Aguja Poincenot, Whillians - Cochrane, TD, lód 50/60° (300 m), mikst 5+ (50 m), skała IV/V (OS), łącznie około 650 m; 11 stycznia 2009;
Aguja Saint Exupery, droga Buscainiego (Filar Włoski), TD+, 6c, OS, 850 m; 4 lutego 2009
Maciek Skawiński
Zapraszamy do zapoznania się z pełną monografią rejonu w GÓRACH, nr 4 (179) kwiecień 2009