Messner jest najpewniej wspinaczkowym rekordzistą, jeśli chodzi o ilość książek bądź przez niego napisanych, bądź mu poświęconych (a jest ich ponad pięćdziesiąt!). Wydawnictwo STAPIS ma w ofercie dwie jego książki.
Książka Messnera, a właściwie dzieło przeprowadzającego z nim autobiograficzny wywiad Thomasa Wetlina, to dużo cięższy kaliber niż zbiór opowiadań Johna Longa.
Na poczucie humoru, dystans do siebie nie ma co w czasie czytania liczyć, ale za to otrzymamy sporo męskiej egzaltacji i samouwielbienia. Pierwszy zdobywca kompletu ośmiotysięczników ocenia się bez cienia skromności: „złamałem ostatnie tabu we wspinaniu alpejskim”, a o swoich wspinaczkach mówi „najśmielsze przejścia”. Messner – jak Chuck Norris – wszystko robi najlepiej, nawet kury w dzieciństwie zbijał superprofesjonalnie i bezboleśnie. To cud, że przyznaje się do wspinaczkowego wzorca, którym był dla niego Paul Preuss. Na plus należy zapisać mu też, że nie deprecjonuje umiejętności innych wspinaczy. Szczególnie miło było odnotować mi życzliwe wypowiedzi o polskich himalaistach („świetni ludzie i dobrzy alpiniści”).
Niestety, w książce trafić można na niezręczne sformułowania w rodzaju „alpinizm wysokościowy”, „lodowate wysokości” czy „sztuczny tlen”, bez którego to wielki Tyrolczyk zdobył Everest. Niezamierzona jest chyba także reakcja śmiechu, którą wywołuje sformułowanie, że stopień trudności III stanowi trudność dla dobrego wspinacza.
Dość złośliwości, bo książka oprócz tego, że jest studium egocentrycznej megalomanii, niesie ze sobą (na szczęście dla czytelnika) sporo informacji. Dowiadujemy się więc całkiem zaskakujących i sporo wyjaśniających rzeczy o surowym, by nie rzec spartańskim dzieciństwie i późnej inicjacji seksualnej. Naprawdę gorąco robi się, gdy Messner szczerze do bólu opowiada o śmierci swego brata Güntera i bierze za nią odpowiedzialność. To jest coś!
Paradoksalnie jednak dla mnie najciekawiej zaczęło się robić, gdy Messner przestał mówić o samym wspinaniu. Na przykład, gdy czytamy o relacjach wspinaczy z mediami. A na tych akurat zna się doskonale, bo był pierwszym świadomie samowykreowanym medialnie himalaistą, który przetarł szlaki między wspinaczami i sponsorami.
W opowieściach o kilkumiesięcznym przejściu Tybetu śladami Szerpów czy wyprawach polarnych wreszcie pojawia się odrobina pokory i refleksji. Frapująco bywa, gdy wspomina swe przejścia arktyczne i na ten temat chętnie przeczytałbym więcej.
Przeprowadzający z nim wywiad Thomas Hüetlin nie ma dla wielkiego Tyrolczyka litości, nie cenzuruje wypowiedzi i dowiadujemy się dlaczego jako ojciec nie bierze on udziału w wychowaniu dzieci („bo tak było zawsze”) i dlaczego nie potrafi zaparzyć kawy („bo nie ma ochoty”). Zdecydowanie najnudniejszą częścią książki jest przedstawienie politycznej kariery Messnera.
Z zaskoczeniem dowiedziałem się o idei i budowie pięcioodziałowego Messner Mountain Museum z siedzibą główną w Firman. Poza głównym oddziałem MMM uzupełniają zamek Juval, gdzie umieszczono ekspozycję przedstawiającą religijny wymiar gór, muzeum Dolomites niepodal Cortiny, Ortles w Sulden i niezrealizowana jeszcze czwarta filia. Koncepcja MMM wydaje sie być gruntownie przemyślana jako całość. Messneer określa swoje przedsięwzięcie jako zdobycie piętnastego ośmiotysięcznika i to prawdopodobnie będzie prawdziwe ukoronowanie kariery sześćdziesięcioczteroletniego dzisiaj wspinacza.
Istnieje pogląd, iż wielkich nie można oceniać taką samą miarą jak maluczkich. Z niejaką niechęcią byłbym w stanie się zgodzić z tą opinią, gdyby nie to, że udało mi się spotkać lub poznać kilku wybitnych wspinaczy, którym skromność dodaje wymiaru ludzkiego. Messner zaś to żywy pomnik spoglądający na nas ze zbyt wysokiego cokołu.
Andrzej Mirek
Góry, nr 9 (172) 2008
(kg)
Reinhold Messner „Moje życie na krawędzi”
tłumaczenie Małgorzata Kiełkowska
Do książki dołączono płytę CD z książką w wersji audio