Rozmawiała: Aga Adamiecka
fot. Łukasz Warzecha
Na wstępie naszej rozmowy powiedz proszę kilka słów o sobie. Mieszkasz w Nowym Sączu. Tam też trenujesz, uczysz się...
Tak, w Nowym Sączu mieszkam od urodzenia, czyli już 21 lat :) Studia i treningi zajmują mi większość czasu, ale na to właśnie chcę go poświęcać... Poza tym lubię też sięgnąć po dobrą książkę i oczywiście spotykać się z przyjaciółmi.
Od jak dawna wspinasz się? Jakie były twoje pierwsze kroki w „pionowym świecie”?
Zaczęłam się wspinać, mając 16 lat. Mój młodszy brat był wtedy bardzo zafascynowany tym sportem i to on namówił mnie do przyjścia na ścianę. Właśnie dzięki niemu pierwszy raz pojawiłam się na sekcji wspinaczkowej Łukasza Radziechowskiego, gdzie później regularnie trenowałam. Braciszek, niestety, po kilku miesiącach doznał kontuzji i zaprzestał treningów, jednak do tej pory mawia: „pamiętaj, dzięki komu się wspinasz!"
Kiedy podjęłaś decyzję o wspinaniu zawodniczym i co na nią wpłynęło?
Jeśli chodzi o „pierwsze kroki”, to na początku było megaciężko, byłam strasznie słaba. Ale zakochałam się we wspinaniu i praktycznie od razu zaczęłam trenować cztery razy w tygodniu. Wkrótce moja forma zaczęła rosnąć, a Łukasz powiedział coś w stylu: „Monia, jak dalej będziesz miała taki progres, to też pojedziesz na zawody”. I tak się zaczęło...
W rankingu PZA za 2006 i 2007 r. w kategorii młodzieżowcy w konkurencji prowadzenie zajmowałaś pierwsze miejsca. Obecnie jesteś „trzecia” wśród seniorów (kobiet oczywiście). Gratuluję! Jaki jest twój „sposób na sukces”?
Dzięki! Sposób na sukces: lubić to, co się robi! Poza tym: ciężka praca, determinacja, ludzie, którzy w ciebie wierzą i... mnóstwo szczęścia. A mnie dodatkowo, od prawie trzech lat, wspiera firma SYMETRIA.
Kim są te osoby, które w ciebie wierzą i cię wspierają?
Mam wymienić?. Chodzi tu nie tylko o ludzi, z którymi się wspinam i nie tylko o zaufanych przyjaciół, którzy są ze mną na dobre i na złe... Miałam w swoim życiu szczęście spotkać wiele niesamowitych osób, których bezinteresowna pomoc, dobre słowo i w ogóle przyjazna i życzliwa postawa – działały na mnie bardzo motywująco. Czasem wystarczy szczery uśmiech, słowa typu: „poradzisz sobie”, czy pełen pasji okrzyk: „DAAAJEEESZ!”
Domyślam się, że lubisz starty w zawodach... Jak do nich podchodzisz i co jest dla ciebie najlepszą motywacją?
Lubię. Każde zawody czegoś mnie uczą i myślę, że w jakiś sposób rozwijają. Są także możliwością sprawdzenia siebie i okazją do spotkania ciekawych ludzi. Poza tym wyzwalają wiele emocji, których nie mam na co dzień. Każde zawody na swój sposób przeżywam i pomimo że staram się podchodzić do nich w miarę na luzie, to zawsze stresuję się przed startem. Zawody są w pewnym sensie wyzwaniem, któremu muszę stawić czoła. Chodzi tu nie tylko o to, aby dobrze odczytać drogę i dążyć do tego, by ją ukończyć; trzeba też poradzić sobie z narastającymi emocjami, opanować zmęczenie... Dobre zawody wykańczają zarówno fizycznie, jak i psychicznie – ale ja lubię to zmęczenie, zwłaszcza wtedy gdy wiem, że dałam z siebie wszystko.
Opowiedz w skrócie, jak wygląda twój trening i przygotowanie do zawodów. Ile czasu tygodniowo spędzasz na ścianie?
Mój trening to po prostu wspinanie, czasem buldery, głównie jednak prowadzenie. Ściana w Nowym Sączu pozwala na tworzenie wielu różnorodnych dróg, więc mam ogromne możliwości. Zwykle plan treningowy ustala mój trener, który dba o to, bym w ciągu cyklu treningowego w odpowiednim czasie kształtowała poszczególne aspekty sprawności fizycznej i podpowiada, w jaki sposób wspinać się najbardziej efektywnie. Zwykle cykl zaczynam od treningu objętości, by później skupić się na sile, następnie na wytrzymałości, a przed samymi zawodami wyłącznie na trudnych, sprężających prowadzeniach.
Czy zamierzasz koncentrować się głównie na prowadzeniach? W rankingu PZA za 2008 rok uplasowałaś się na 18 miejscu w bulderingu. Czy na dobre porzuciłaś tę konkurencję?
To niezupełnie tak. Rzeczywiście największą przyjemność sprawia mi prowadzenie. Natomiast, jeśli chodzi o zawody bulderowe, to też lubię w nich startować, ale traktuję je wyłącznie treningowo. Dlatego też w 2008 roku wystartowałam tylko w jednej edycji, a w tym roku nie udało mi się jeszcze wziąć udziału w żadnej...
Na chwilę pozostawmy panel i zawody i przejdźmy do bardziej „naturalnych” form wspinania. Jak minął twój sezon wspinaczkowy? Gdzie głównie wspinałaś się, jakie rejony skalne odwiedziłaś? Opowiedz o ważnych dla ciebie prowadzeniach, pokonanych drogach...
W tym roku mój sezon rozpoczął się wraz z nadejściem Świąt Wielkanocnych – odwiedziłam wtedy bajeczną wyspę Kalymnos. Udało mi się tam poprowadzić 2 razy 7c OS – i do tej pory się zastanawiam, czy to ja miałam świetną formę, czy też mit o „łatwej cyfrze” jest prawdziwy...
Ciąg dalszy wywiadu: GÓRY, nr 11 (186) listopad 2009.